Krzysztof Ogiolda: Sądząc po tym, jak chłodno było kilka dni temu w Opolu, można się łatwo domyśleć, jak zimno musi być walczącym w wojnie Rosji z Ukrainą żołnierzom. Pewnie już wkrótce wejdzie do walki „generał mróz”. Czyim będzie sprzymierzeńcem?
Stanisław Koziej, profesor nauk wojskowych, były wiceminister obrony narodowej i były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego: Jednak Ukraińców, bo przecież Rosja jest najeźdźcą. Spójrzmy na historię. Napoleon i Hitler byli agresorami i przegrali z zimą.
Putin ma trochę bliżej niż tamci…
– …i atakuje w przeciwnym kierunku. Ale to nacierający ma zawsze wydłużone linie komunikacyjne. Musi wojska zaopatrywać i utrzymywać je z głębi. Nie mówiąc o ofensywie na szerszą skalę, do której Rosja powinna się – według interpretacji Putina – przygotowywać, bo jest jeszcze trochę ziem do „wyzwolenia”. Z informacji, które do opinii publicznej docierają, wynika, że już teraz Rosja ma problemy z wyposażeniem i zaopatrzeniem swoich żołnierzy. Także tych mobilizowanych. Słyszymy, że są oni zachęcani, by sami kupowali ciepłe ubrania i niektóre elementy wyposażenia. Myślę, że Ukraina będzie próbowała Rosję zaskoczyć i sama podjąć działania ofensywne.
Już teraz prawie nie ma dnia, byśmy nie czytali o ukraińskich sukcesach na froncie. Ukraina „prowadzi” w tej wojnie?
– Właśnie taka jest prawda. Rosja od dłuższego czasu przeszła do strategicznej defensywy. Próbuje atakować w Donbasie, ale znowu metodą czołowego atakowania pozycji obronnych, a to nie daje szybkich efektów. W skali całego frontu Ukraina jest w ofensywie. Choć nie jest w stanie uzyskać zdecydowanej przewagi na jakimś wybranym kierunku operacyjnym, ale może prowadzić działania z zaskoczenia. Charków jest dobrym przykładem. Zaatakowała większymi siłami i okazało się, że Rosja nie ma przygotowanych – zwłaszcza w głębi – linii obronnych. Podobnie jest na południu, Ukraińcy szczypią ugrupowanie chersońskie i wygląda na to, że podzieli ono los armii generała von Paulusa odciętej pod Stalingradem.
Putin przyparty do muru gotów użyć broni jądrowej?
– To jest jedno z największych zagrożeń tej wojny. Ryzyko dotyczy taktycznej broni atomowej krótkiego zasięgu i mniejszej mocy. Strategicznej broni nuklearnej Putin raczej nie użyje przeciw Ameryce, Wielkiej Brytanii czy Francji.
Co to znaczy mniejszej mocy, np. w porównaniu do bomby rzuconej na Hiroszimę?
– No właśnie mniej więcej takiej. Jej zasięg może sięgnąć 500 kilometrów kwadratowych (to powierzchnia kilku miast średniej wielkości – przyp. red.). Taka broń nadaje się znakomicie zarówno do użycia, jak i do szantażowania. Ryzyko, że zostanie ona użyta jest największe w całej historii atomowego uzbrojenia. Większe nawet niż podczas kryzysu kubańskiego w 1962 roku, gdy Związek Radziecki i Stany Zjednoczone stanęły na krawędzi wojny atomowej.
Trudno się dziwić, że Ukraina w tej sytuacji złożyła formalny akces do NATO. Ale to, że prowadzi wojnę, formalnie zamyka jej drogę do przyjęcia do Paktu?
– To na pewno nie są łatwe zagadnienia, ale skoro sytuacja jest nadzwyczajna, muszą zostać zastosowane nadzwyczajne procedury. Samo rozpoczęcie procesu negocjacyjnego w związku z akcesją Ukrainy do NATO, stwarza nowe warunki. Nie dojdzie pewnie do rozszerzenia na tej kraj w pełnym brzmieniu zapisów Artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego. Ale pewne gwarancje bezpieczeństwa kandydatowi, z którym prowadzone są rozmowy akcesyjne, NATO może zapewnić. Precedens zresztą już jest, bo Szwecja i Finlandia także dopiero do Paktu wstępują, a sekretarz generalny już ogłosił, że NATO jest gotowe tym krajom gwarantować specjalne warunki na wypadek ich zagrożenia. Trudno Ukrainie – póki prowadzi ona wojnę – dać gwarancje pełnej terytorialnej integralności, ale jakieś gwarancje, na które wszystkie 30 krajów NATO się zgodzi, dałoby się pewnie wynegocjować.