Mundial 2022. Futbol choruje na Katar
Należę do szczęśliwego rocznika, co miał 11 lat, gdy Orły Górskiego były oklaskiwane na całej planecie. Na inaugurację Brazylia grała wtedy z Jugosławią 13 czerwca. Ale data nie pomogła. Mecz nudny jak nieszczęście zakończył się remisem 0:0.
Dwa dni później przed pierwszym polskim meczem z Argentyną usiadłem przed telewizorem z odrobiną nadziei i wielkim lękiem, że nasi dostaną rózgi od Latynosów. Tymczasem w ósmej minucie po golach Laty i Szarmacha Polska prowadziła 2:0 i ostatecznie wygrała z drużyną bramkarza Carnevalego i długowłosych napastników Kampesa i Ayali 3:2. Biegałem po mieszkaniu, krzycząc z radości tak głośno (mamy nie było w domu), że było mnie słychać w wielu klatkach naszego akustycznego do bólu bloku.
Nie jestem pewien, czy to rozwój, ale nie mam dziś takich emocji. Może dlatego, że czytałem potem wiele razy zdanie egzystencjalisty Alberta Camus, który przekonywał, że prawie wszystko, co wie o obowiązkach i moralności, zawdzięcza futbolowi. Pewnie za jego życia była to prawda, zwłaszcza, że grał w bramce lub na obronie w szkolnej drużynie. W „prawdziwej” piłce nie było tak słodko. Wspomniani Argentyńczycy zapłacili Polakom sowicie za pokonanie Włochów. Jak mówi jedna z czarnych legend Orłów, piłkarz, który pieniądze dostał, „zapomniał” się podzielić z kolegami. O tym, mając 11 lat, nie wiedziałem.
Inny filozof Jean-Paul Sarte pisał, że w futbolu wszystko komplikuje obecność przeciwnej drużyny. Nieprawda. Ona futbol upiększa. Komplikuje go przyznawanie mistrzostw świata za łapówkę. Wyzysk pracowników zarabiających grosze przy budowie luksusowych stadionów. Nieliczenie się ze zdrowiem zawodników, którym nikt nie zapewnił odpoczynku po ligowym sezonie. Przebieranie Katarczyków za kibiców z Europy.
Więc po co pasjonować się futbolem chorym chronicznie na Katar? Nie mogę zatrzymać tej potwornej maszynerii. FIFA też nie potrafi lub nie chce. Ale mogę nie brać udziału.
No chyba, że w ósmej minucie meczu z Meksykiem będziemy prowadzić 2:0.