Właściwie niczego nie ma w arsenale, więc kiedy Bruksela się nie przestraszyła i twardo stała na swoim, władze zgodziły się na zmiany w ustawie o Sądzie Najwyższym, których domaga się Komisja Europejska.
Okazało się przy okazji, że Ziobro nie jest już przeszkodą w porozumieniu z Unią, a był nią od początku wyłącznie Jarosław Kaczyński, który kartą Ziobry tylko blefował. Dla zmylenia Brukseli i własnych wyborców.
Okazało się ponadto, że znów kłamał premier Mateusz Morawiecki, kiedy przekonywał, że poradzimy sobie bez pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Nie poradzimy, co przyznał dwa tygodnie temu otwarcie i publicznie minister funduszy i polityki regionalnej Grzegorz Puda. Co dziwne, przeszło to bez szerszego echa, a powinno być sygnałem, że rząd pogodził się z koniecznością ustępstw w sprawie praworządności.
PiS długo blefował, sądząc, że przestraszy, zniechęci lub zmiękczy Unię. Nie blefowała natomiast Komisja Europejska. Co pokazała kara dla Victora Orbana, który także uważał, że praworządność i demokrację może budować nie zgodnie z zasadami unijnymi, ale po „węgiersku”. No, nie można bezkarnie, ale to należało przewidzieć.
Wojna z Unią była nie tylko irracjonalna, ale ewidentnie szkodliwa dla kraju, jak i samego PiS. Te miliardy mogliśmy mieć już od roku, co zupełnie zmieniłoby sytuację gospodarczą i przyhamowało drożyznę, odbierając przy tym argumenty opozycji i zwiększając szanse obecnej ekipy na zachowanie władzy. Ale fanatyzm wygrał z logiką.
Teraz PiS kapituluje, co jest dobrą wiadomością dla milionów Polaków. Ciekawe tylko, jak tę kapitulację wytłumaczą rządowi propagandyści? Jest w tym też pewna ironia: w unijnych pieniądzach Jarosław Kaczyński upatruje jedynej szansy na zwycięstwo w przyszłorocznych wyborach