Nie ma chyba w Opolu kogoś, kto choć raz nie słyszał o Bolesławie Polnarze, który jeszcze za życia stał się gwiazdą i wyróżnikiem opolskiej sztuki i kultury. Choć od początku było jasne, że ma szansę na tzw. karierę, po studiach na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych w 1977 roku, powrócił ze swoją sympatią do rodzinnego Opola.
– Poznałam go na egzaminach do szkoły średniej. Pamiętam, że miał takie ładne loczki. Był w niebieskim sweterku. Bardzo mi się wtedy spodobał… – wspomina Iwona Polnar, żona zmarłego 10 lat temu artysty.
– Byliśmy w tej samej klasie w Plastyczniaku, choć ja byłam starsza od Bolka o 13 dni. Po pierwszym roku przysłał do mnie, do Kluczborka, kartkę, nie znając mojego adresu. Listonosz musiał wiedzieć, gdzie mieszkają rodzice, bo ta kartka do mnie doszła! I tak zwróciłam na niego uwagę jeszcze bardziej. A w drugiej klasie zaczęliśmy ze sobą chodzić.

Wspólnie wyjechali do Krakowa. – Po drugim roku zaczęłam pracować, a on studiował. Później wróciliśmy do Opola i nigdy już nie chcieliśmy stąd wyjeżdżać do większych miast – opowiada.
Bolesław Polnar – artysta wszechstronny
O twórczości męża mówi, że była po prostu wszechstronna.
– Projektował scenografie do teatru, ale też witraże do kościołów. Robił okładki do miesięcznika „Opole”… – wylicza. – To był wulkan pracy. Byłam z niego bardzo dumna. Bolek też znał mnóstwo ludzi. Gdy wyszliśmy na spacer, to zawsze ktoś podchodził, zawsze coś się działo. Mimo to wszystko zawsze pilnowałam, żeby niedziele były nasze: jechaliśmy poza miasto, nad wodę. Później, gdy już pracował w Plastyczniaku, to rytuał był taki, że przy obiedzie rozmawialiśmy sobie o tym, co słychać w mieście, jak minął dzień, czy są jakieś problemy. Potem piliśmy kawkę, a później on szedł do pracowni. I nie lubił gdy mu przeszkadzano. Pracownia to był tylko jego czas. Doskonale rozumiałam tę jego pracę, sama malowałam.
Iwona Polnar wzięła udział również w rocznicowym spotkaniu w Galerii Sztuki Współczesnej – „10 lat bez Bolka”.
– Byłam zdumiona, że po 10 latach jeszcze tyle osób o nim pamięta! – mówi wyraźnie wzruszona.
Dyrektorka GSW, gdzie odbyło się wspomnieniowe spotkanie opowiada, że Polnara poznała gdzieś w połowie lat 90. XX w., gdy pracowała w Muzeum Śląska Opolskiego.
Joanna Filipczyk: Skracał dystans z każdym
– Wtedy muzeum wydawało oceny dotyczące wywozu dzieł sztuki za granicę. A Bolek ciągle coś wywoził. Dlatego to w tej sprawie przychodził do nas najczęściej. Ale on w ogóle bywał we wszystkich instytucjach regularnie. Wszędzie go było pełno – mówi dr Joanna Filipczyk.
– Bardzo skracał dystans z każdym. Miał jakiś taki klucz, że rozmowa z nim była zawsze płynna i miła. On po prostu wiedział, jak z kim rozmawiać.

Najintensywniejsze wspomnienie jakie ma związane z artystą to spotkania w jego BP Atelier.
– Z Romkiem Jeziorowskim mieliśmy sobotnią audycję w radiu o wystawach w Opolu. To już był później taki rytuał, że przed audycją szliśmy do Bolka. Ponieważ to było prawie po drodze. On zazwyczaj na sobotę przygotowywał jakieś otwarcie. Szliśmy więc przed audycją, oglądaliśmy sobie, co on tam nowego ma. Rozmawialiśmy, piliśmy kawę. A chłopcy palili papierosy – opowiada.
– Pamiętam przedpołudniowy spokój tego miejsca, tak inny od wieczornego klimatu wernisażu. Potem przekazywaliśmy słuchaczom informacje z pierwszej ręki, co dziś będzie można zobaczyć u Polnara.
Dr Joanna Filipczyk wspomina z sentymentem spory i dyskusje na temat twórczości artysty z nim samym.
– Żartowaliśmy czasem z jego komercyjnych prac. Powiedziałabym, że nawet mu dokuczaliśmy. Na przykład, że znów namalował znaki zodiaku. To była taka nasza gra rytualna – opowiada.
– Osobiście wolę jego wcześniejsze prace, z czasu intensywniejszych chyba poszukiwań twórczych. Ale w wielu obrazach Bolka ze wszystkich okresów odnaleźć można było inteligentne szyfry. Nawiązywał do historii malarstwa, sztuki. Umieszczał w pracach cytaty, odniesienia. To było dla niego ważne, a dla odbiorców – ciekawe.
Polnar i Opole to jedno
Z kolei prezes Opolskiego Okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków, znał go od końca lat 70.
– Mało kto wie o tym, że rok po studiach w Krakowie on uczył w liceum plastycznym metaloplastyki. Wtedy jednak nie zagrzał tam miejsca. Wyszedł ze szkoły i był artystą niezależnym. Do Plastyczniaka wrócił po latach i uczył tam do końca – mówi artysta Andrzej Sznejweis.
– Poznaliśmy się lepiej gdy byłem na studiach. Gdy później przyjechałem do Opola, to Polnar, który był niezwykle zaangażowany, serdeczny i pomocny, poznał mnie z Zygmuntem Moryto. I tak Opole objawiło mi się jako miasto godne uwagi. M.in. przez właśnie Bolka. Wcześniej po studiach chciałem zostać w Poznaniu.

Andrzej Sznejweis: Nie miał wątpliwości co do swojej sztuki
Jak mówi dalej, Polnar był zawsze w jego bliskim kursie. – Często się spotykaliśmy. Bolek był znajomym Moryty przez to wszyscy się zaprzyjaźniliśmy. Zygmunt miał wtedy w planie utworzenie społecznej pracowni graficznej, a ja mu pomagałem. – opowiada.
Zapytany o twórczość zmarłego artysty mówi, że Polnar wydawał się nie mieć wątpliwości, co do kształtu swojej sztuki.
– Wydawało się, że wykonuje ją z podpowiedzi muzy. Malował w sposób typowy, zgodnie z oczekiwaniami swojej publiczności. Był i jest najbardziej rozpoznawalnym artystą w Opolu – stwierdza Andrzej Sznejweis.
Natomiast aktorka Grażyna Misiorowska poznała Bolesława Polnara, gdy rozpoczęła pracę w opolskim teatrze dramatycznym.
– To było 34 lata temu i Bolek był tam już wtedy świetnie znany. Żywo uczestniczył we wszystkich wydarzeniach odbywających się w teatrze. Dla mnie on nie tyle co był częstym gościem w tym teatrze, ale w pewnym sensie był członkiem zespołu – wspomina wybitna opolska aktorka. – On, nas aktorów i realizatorów, bardzo dobrze znał. A my znaliśmy jego. Miał specyficzne poczucie humoru, inaczej niż my patrzył.
Polnar i kobiety
Tłumaczy, że jego spojrzenie, w porównaniu z aktorami, było bardziej plastyczne i kolorowe.
– I kochał kobiety, co było wyróżnikiem jego malarstwa. Wyciągał z nich to, o czym większość ludzi nie miała w ogóle pojęcia – uważa. –
W jego pracach panie były bardzo zmysłowe. Mimo to nie była to erotyka. On w stylu bycia był również frywolny, ale nigdy nie przekraczał granic. To było wspaniałe i unikatowe. Myślę sobie, że dziś Bolek miałby dużo problemów z poprawnością polityczną – śmieje się.
Aktorka zdradziła, że sama również otrzymała swój portret od artysty.
– Właśnie teraz gdy rozmawiamy na niego patrzę – śmieje się Grażyna Misiorowska. – Gdy zobaczyłam siebie na tej pracy, byłam zaskoczona. Pozytywnie. Bowiem w życiu siebie tak sobie nie wyobrażałam, jak on mnie pokazał. Naprawdę dobrze było się przejrzeć w jego pracach. Nagle pomyślałam: „To ja? Na mnie tak można było popatrzeć?”. Tak sobie myślę, że my kobiety jesteśmy dla siebie okrutne. Same siebie wbijamy na pal. Tymczasem, gdy możemy się przejrzeć w mądrym oku mężczyzny, to jest to bardzo ważne, dające pewność siebie. Sztuka Bolka taka właśnie była.
Grażyna Misiorowska: Wyobraźnia, klasa i styl
Zauważa, że twórczość Polnara otwierała oczy na kobiety. Ukazywała je w zaskakujący sposób.
– Ale one były tylko jednym z wielu wątków jego twórczości! – podkreśla. – Tak jak szczególnie patrzył na kobiety, tak samo spoglądał na cały świat. Zostawiał ludzkie ślady także w pejzażach. Ta sztuka była sensualna, gorąca i ciepła. I takim człowiekiem był też Bolek: obecnym, obejmującym sobą. Takich ludzi – mających wyobraźnię, klasę i styl – jest coraz mniej. Zapamiętam go uśmiechniętego, w kapeluszu z białym szalikiem – dodaje.

Grażyna Misiorowska uważa, że dziś brakuje atmosfery artystycznej dawnych lat.
– W czasach, o których mówimy, było tak, że wszystkie środowiska artystyczne – m.in. malarze, pisarze, poeci, muzycy – trzymały się razem. Chodziło się na wystawy malarskie, a malarze przychodzili na premiery do teatru. Spotykaliśmy się, znaliśmy się. Inspirowaliśmy się nawzajem. I dziennikarze również. Mam wrażenie, że nastąpiła atomizacja tych środowisk. O ile, one jeszcze w ogóle istnieją…
Bolesław Polnar był też postacią znaną kilku pokoleniom młodzieży, wychowanków Liceum Sztuk Plastycznych im. Jana Cybisa w Opolu, które sam ukończył kilkadziesiąt lat wcześniej.
– To, że wrócił do Opola było dość naturalne. Miał tu rodzinę i przyjaciół. Sami znaliśmy się jeszcze z podstawówki, bo przyjaźnił się z moim bratem. Później spotykaliśmy się na różnych wydarzeniach towarzyskich – mówi Małgorzata Wojtanowska, wieloletnia dyrektorka Plastyczniaka.
Genialny pedagog… zwabiony podstępem
Okazuje się, że w roli pedagoga, jak się później okazało wspaniałego, Polnar znalazł się całkiem przypadkiem.
– Zwabiłam go do tej pracy podstępem – mówi z dumą pani Małgorzata.
– Mieliśmy taką trudną klasę, było tam kilku rogatych uczniów. Opowiadałam o nich Bolkowi dodając, że chyba tylko on dałby sobie z nimi radę… On mówił, że może i by nawet spróbował. Ale tylko na trochę. No i tak się zaczęło. Uczniowie się w nim zakochali, a on w nich. To było coś niesamowitego. Raz zorganizował aukcję z udziałem swoich przyjaciół i różnych wysoko postawionych osób. Szokiem było, że swoje obrazy wystawił razem z uczniowskimi! Zarobili tyle, że wystarczyło na plener do Włoch. Faktycznie ten wyjazd doszedł do skutku. Podobnych wydarzeń było wiele. Dlatego tak bardzo młodzież Bolka uwielbiała.
Do historii przeszły już liczne anegdoty. Między innymi takie, że tylko Polnar, jako nałogowy palacz, mógł zapalić papierosa na szkolnym balkoniku. I tylko on miał do niego specjalny kluczyk.
– Później wyszedł przepis, że nie można palić w ogóle na terenie szkoły. No to on wtedy na przerwie wychodził na tę swoją fajkę do samochodu. Siedział w nim jak w kapsule pełnej dymu – mówi.
Inne wspomnienie dotyczy nagminnie wynoszonych wszystkich kubków z pokoju nauczycielskiego.
Kubki nauczycieli dla uczniów
– Wynosił je do pracowni, by robić w nich herbatę swoim uczniom. Po to żeby było miło. Strasznie za to wtedy pomstowaliśmy. Bo my nie mieliśmy z czego pić – wspomina ze śmiechem Małgorzata Wojtanowska. – Bolek miał ogromne poczucie humoru. Ocieplał i rozluźniał różne sytuacje. W szkole różnie to bywa, ale on nigdy nie miał pretensji do młodzieży. Raz jedyny wpisał uwagę uczennicy. I przyszło mu to z wielkim trudem. To było tego samego dnia, w poniedziałek, gdy odszedł. Bolało go to, gdy robił ten wpis, ale chciał zmotywować uczennicę w klasie dyplomowej. Ona naprawdę później wzięła sobie tę uwagę do serca. I zrobiła bardzo dobry dyplom.
Małgorzata Wojtanowska wspomina Polnara jako osobę niezwykle empatyczną.
– Ponieważ zawsze chciał, by wszyscy byli zadowoleni. Na uczniach robił ogromne wrażenie. Naśladowali go. O ich relacjach świadczą też wpisy z księgi kondolencyjnej, którą wystawiliśmy po jego śmierci – podsumowuje.
Bolesław Polnar
Urodził się w 1952 r. w Głubczycach (rodzice w jego dzieciństwie przenieśli się do Opola). Jest absolwentem Liceum Sztuk Plastycznych im. Jana Cybisa w Opolu. W latach 1972-1977 studiował w Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, którą ukończył z dyplomem z grafiki w pracowni prof. Włodzimierza Kunza. W dorobku ma blisko 100 wystaw indywidualnych – głównie malarstwa. Zaliczany jest do grona największych polskich grafików, malarzy. Brał udział w wielu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą, m.in. w Niemczech, Czechach, we Francji, w Szwecji, we Włoszech. Jego twórczość dotarła też za ocean, m.in. do Nowego Jorku, Waszyngtonu czy San Francisco. Wielokrotnie uczestniczył w międzynarodowych plenerach malarskich, m.in. jako komisarz. Należał też do Związku Polskich Artystów Plastyków, zdobył wiele prestiżowych nagród i wyróżnień. M.in. był laureatem pierwszej nagrody w Ogólnopolskim Konkursie na obraz im. J. Spychalskiego w Poznaniu (1977 r.). W kwietniu 2013 r. Ministerstwo Kultury i Sztuki przyznało mu order Gloria Artis. Zmarł 10 lutego 2014 r. w Opolu.
Czytaj też: Filip Springer w Opolu: Jestem pisarzem od miejsc, nie ludzi
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.