Kilka miesięcy temu władza przekonywała, że problemów nie będzie, bo Polska węglem stoi i na pewno go nie zabraknie. Potem nastąpiło gwałtowne zderzenie z rzeczywistością. Węgla brakuje, a jeśli jest gdzieś dostępny, osiąga astronomiczną cenę 3,5 tys. zł za tonę.
Owszem, jest jeszcze sklep internetowy Polskiej Grupy Górniczej, gdzie węgiel jest znacznie tańszy. Ale zakupy można robić tylko dwa razy w tygodniu po kilka godzin, a ich dokonanie wymaga nie lada szczęścia.
– Ludzie mający nieco pojęcia o informatyce zaczęli nawet pisać boty, które automatycznie wypełniały za nich wszelkie formularze potrzebne do tego, aby zamówić węgiel. A i tak niewiele to pomaga – słyszymy od jednego z opolskich urzędników samorządowych.
– Strona internetowa z racji ogromnego obciążenia często się zawiesza i zakup węgla prosto z PGG to po prostu loteria. Loteria uwłaczająca i frustrująca, bo znam osoby, których nie stać na zakup węgla po cenach oferowanych przez komercyjne składy, a które od wielu tygodni tracą godziny przy komputerach w nadziei, że uda im się w końcu zamówić kilka ton czarnego złota – komentuje.
Węgiel po 2000 zł w gminie nie dla wszystkich
W obliczu rosnącej frustracji społeczeństwa rząd postanowił wciągnąć do handlu węglem samorządy. Mają one kupować węgiel bezpośrednio od krajowych dystrybutorów – jak Węglokoks czy PGG – po 1500 zł za tonę, a sprzedawać po 2000 zł za tonę swoim mieszkańcom.
Różnica pomiędzy ceną zakupu i sprzedaży przez gminy ma zapewnić im pieniądze na pokrycie kosztów całej operacji. Ale już na tym etapie doszło ostatnio do pierwszego zawirowania. Koszty transportu węgla wzrosły nagle z 6 do 8 zł za kilometr. – Reakcja rynku jest zaskakująco szybka – komentuje urzędnik.
Są też inne regulacje. Jedno gospodarstwo domowe może do końca roku kupić na preferencyjnych warunkach maksymalnie 1,5 tony węgla. Kolejnych 1,5 tony będzie mogło zamówić dopiero na początku 2023 roku. Ci, co już kupili węgiel ze sklepu internetowego PGG, nie będą mogli kupić opału po preferencyjnych cenach od samorządów.
– Mieszkańcy będą mogli zapłacić za węgiel od gmin za pośrednictwem pieniędzy z dodatku węglowego. Oczywiście, o ile już go nie wydali – mówi nasz rozmówca.
Przepisów brak, a już czekają na reakcję
Samorządowcy planują zaangażować w handel węglem składy, które działają na ich terenach. – Nasza gmina posiada spółkę komunalną, ale nie byłaby ona w stanie samodzielnie podołać temu zadaniu. Stąd zaangażowanie podmiotów, które zajmują się sprzedażą węgla na co dzień wydaje się naturalnym rozwiązaniem – mówi Krzysztof Szopa, przewodniczący rady gminy Komprachcice.
Umowy ze składami węgla w sprawie handlu surowcem na preferencyjnych warunkach zamierzają m.in. podpisać także Opole (miasto chce też w ten proces zaangażować spółkę Energetyka Cieplna Opolszczyzny), Kędzierzyn-Koźle i Strzelce Opolskie.
Na podobny scenariusz nastawia się też gmina Walce w powiecie krapkowickim. – Przy czym żadnych konkretnych ruchów nie wykonujemy, ponieważ czekamy na uchwalenie konkretnych przepisów w tej sprawie – zaznacza wójt Marek Śmiech.
– To zresztą dosyć zaskakująca sprawa – dodaje wójt Śmiech. – Do wtorku mieliśmy na przykład przekazać informacje, ilu naszych mieszkańców jest zainteresowanych zakupem węgla od nas. Ale my żadnych deklaracji nie zbieraliśmy, ponieważ nie ma ku temu podstaw prawnych. Na poziomie samorządu nie możemy kierować się przekazami medialnymi z Warszawy, tylko obowiązującymi przepisami.
Inne podejście mają w Kędzierzynie-Koźlu. Piotr Pękala, rzecznik tamtejszego urzędu miasta również zwraca uwagę, że przepisy w sprawie handlu węglem przez samorządy są jeszcze w trakcie procedowania. Nie wiadomo także, jakie dokumenty będą musieli wypełniać mieszkańcy.
– Mimo tego określamy już skalę zapotrzebowania oraz pracujemy nad zapleczem logistycznym i administracyjnym – mówi Piotr Pękala.
Kto będzie odpowiadał za jakość węgla po 2000 zł?
Samorządowcy zaznaczają, że rządowej inicjatywie towarzyszy szereg innych znaków zapytania. Jak ten, ile trzeba będzie czekać na zamówiony węgiel. Ale chyba najbardziej emocjonującą kwestią jest ta, kto będzie odpowiadał za jakość dostarczanego surowca.
– Uwagę zwraca fakt, że na poziomie ustawowym z odpowiedzialności za to zwolniono firmy krajowe, które będą sprzedawać węgiel samorządom – mówi Krzysztof Szopa.
Marek Śmiech zapowiada, że jak już przyjdzie do podpisania umowy na dostawę węgla od spółek państwowych, to będzie dążył do tego, aby kierowany przez niego samorząd także nie odpowiadał za jakość sprzedawanego węgla.
– Skoro władza centralna tworzy sobie wygodną „poduszeczkę” w tej kwestii, to nie widzę podstaw, abyśmy to my mieli ponosić odpowiedzialność za jakość węgla. Szczególnie, że ta pozostanie wielką niewiadomą – stwierdza wójt gminy Walce.
Kto zapłaci za ubytki węgla?
Swoje wątpliwości mają też ci, którzy handlują węglem. – Z obecnych informacji wynika, że gminy, które nawiążą z nami współpracę, będą chciały, abyśmy to my odbierali surowiec i transportowali go na składy. Potem będziemy otrzymywać informację, że dana osoba zapłaciła za zamówienie, a my będziemy jej węgiel dostarczać – opowiada Adrian Piechota z firmy Imex-Piechota.
– Problem w tym, że w przepisach nigdzie nie zapisano, kto będzie płacił za ubytki węgla. Bo ten kruszy się naturalnie na drobniejsze kawałki, z orzecha do miału, przy każdym transporcie. Ubytki pojawią się już przy załadunku w krajowych spółkach. Potem przy rozładunku na składzie. Następnie przy załadunku i wyładunku u klienta… – opisuje.
Jak mówi Adrian Piechota, ten ubytek może wynieść kilka procent. W sytuacji, gdyby gmina zamówiła 150 ton węgla, mowa więc o stracie na poziomie 4-5 ton. Przy obecnych cenach to jest jakieś 8-10 tys. zł.
– W przepisach w żaden sposób nie jest to uregulowane i pojawia się obawa, że ten koszt spadnie na tych, co prowadzą składy – obawia się Adrian Piechota.
Jak widać, wątpliwości jest wiele. I nie ma pewności, czy w ogóle uda się je rozwiać.