Piłkarskie CV Waldemara Soboty
Waldemar Sobota jest wychowankiem Małejpanwi Ozimek. W naszym regionie grał także dla KS Krasiejów i MKS Kluczbork, skąd wypłynął na szerokie wody. W 2010 roku ściągnął go do siebie Śląsk Wrocław i dwa lata później zdobył z tym klubem mistrzostwo Polski. Po jakimś czasie przeniósł się do FC Brugge. W czołowej drużynie Belgii zagrał ponad 40 meczów, także w ramach europejskich pucharów. Później znalazł się w niemieckim FC St. Pauli Hamburg, skąd po pięciu sezonach wrócił do stolicy Dolnego Śląska. Łącznie w polskiej ekstraklasie rozegrał blisko 140 spotkań. W reprezentacji Polski zaliczył 17 występów i zdobył cztery gole. W listopadzie związał się z futsalowym Dremanem Opole-Komprachcice.
Łukasz Baliński: Dlaczego w ogóle zdecydował się pan na futsal?
Waldemar Sobota: Po ostatnim sezonie na dużym boisku chciałem odpocząć i dać sobie czas na podjęcie kolejnej decyzji. Temat futsalu przewijał się wówczas parę razy, ale dopiero w listopadzie podjąłem decyzje, że to będzie właśnie ta odmiana piłki.
Nie było wystarczająco dobrej oferty na trawie, czy jednak chciał pan spróbować czegoś nowego?
– Oferty gry na trawie miałem, ale chciałem zmienić środowisko i otoczenie. Posmakować czegoś nowego, ale też nie do końca, bo kiedyś grało się w hali bardzo często, choćby zimą. Wiadomo jednak, że była to piłka daleka od dzisiejszego futsalu i byłem wtedy dużo młodszy.
Takiego ruchu w naszym sporcie nie było. Czasami jak ktoś zmienia pozycję na boisku, to jest już wielka rzecz, a tu coś takiego…
– Podchodzę do tego bardzo spokojnie, gdyż wybór był świadomy. Zdawałem sobie sprawę, że odbije się to echem w środowisku sportowym. Bo taka zmiana dyscyplin zdarzała się do tej pory rzadko, ale wydaje mi się, że w przyszłości to się zmieni.
I jak się pan odnajduje w tej odmianie piłki?
– Najważniejsze, że traktuję futsal całkiem poważnie. Początki były bardziej obserwacją taktyki i poznawaniem czegoś nowego. Obecnie robię już praktycznie wszystko automatycznie, wiec myślę, że odnalazłem się całkiem szybko.
Trudno się było przestawić z piłki nożnej na futsal?
– Wiele rzeczy jest kompletnie innych, a czasem i odwrotnych. Futsal pod każdym względem to mniejszy świat od tego w piłce nożnej. Ja zawsze będę kojarzony z piłki nożnej i ten sport zawsze będzie numerem 1, ale do futsalu podchodzę w pełni profesjonalnie.
Kiedyś jeden ze szkoleniowców, który miał do czynienia i z piłką, i futsalem, powiedział mi, że szybciej futsalista odnajdzie się na dużym boisku, niż piłkarz na parkiecie.
– Też o tym słyszałem, ale tak szczerze, to za dużo o tym nie rozmyślałem. Może i tak jest, ale ja zauważyłem, że wiele rzeczy, które zostały mi z dużego boiska, też mi w futsalu pomaga.
Jakie ma pan cele w futsalu? Medal ligi? Powołanie do reprezentacji?
– Ciężko by było, gdybym po trzech miesiącach grania miał już takie oczekiwania. Nie ukrywam jednak, że medal ekstraklasy futsalu fajnie byłoby kiedyś zdobyć. Na dużym boisku zdobyłem wszystkie trzy krążki, więc byłaby to fajna historia, gdyby w futsalu też się jakiś udało ugrać.
Zostaje pan w Dremanie do końca sezonu, a co potem?
– Teraz nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Najważniejsze, że mam frajdę z tego, co robię, nie zamykam się na dalszą grę w futsal. Na razie chcę skupić się tylko na jak najlepszej grze i wynikach.
Rozumiem, że futsal nie zajmuje teraz całego pańskiego czasu?
– W moim życiu główną cześć zawsze zajmował sport, ale na inne kierunki również nigdy się nie zamykałem. Dla mnie priorytetem przy podpisaniu umowy z Dremanem było to, że skupiam się tylko na trenowaniu i profesjonalnie wykonuję swój zawód. Tak, jak to było przez całą moją karierę na „dużym boisku”.
No właśnie, gdyby pojawiła się konkretna oferta, np. z MKS Kluczbork czy Odry Opole, wróciłby pan?
– Nigdy nie można składać deklaracji, bo życie często je weryfikuje. Nie zamykam się na żaden temat, chociaż obecnie jestem zadowolony z tego, jak rozwijam się w futsalu.
– A piłkarzem czuje się pan spełnionym?
– To duże słowo. Ale gdy spojrzę na swoja karierę, na to, jakie sukcesy osiągałem, w jakich drużynach i ile meczów rozegrałem, to można tak stwierdzić. Tym bardziej, że pochodzę z regionu, w którym bardzo dawno nie było piłki na poziomie ekstraklasy.
Piękne karty zapisał pan w MKS-ie, gdzie ma pan status legendy. Cały czas czeka na pana koszulka z nr 2…
– Wracam bardzo często do tego czasu i świetnie go wspominam. Trzy bardzo piękne i najlepsze lata tego klubu, w którym poznałem fajnych ludzi. Czasem zdarza mi się ten klub odwiedzić, ale z braku czasu nie tyle, ile bym chciał
Później był Śląsk Wrocław i mistrzostwo kraju. Można było coś więcej z tego zespołu wycisnąć?
– Tam też byłem trzy lata, które teraz bardzo miło wspominam. Zdobyliśmy, jak już wspominałem, wszystkie medale mistrzostw Polski i Superpuchar. Nie udało się wygrać jedyne Pucharu Polski, bo przegraliśmy dwumecz w finale z Legią Warszawa. Tego można żałować i ewentualnie tego, że nie udało się zagrać w fazie grupowej europejskich pucharów.
Za to wydaje mi się, że mógł pan więcej „wyciągnąć” z okresu gry w FC Brugge. Czego zabrakło?
– Mogłem więcej, tym bardziej, że pierwszy rok grałem wszystko i zajęliśmy trzecie miejsce w lidze. Niestety, drugi rok zaczął się gorzej, bo bez liczb w postaci bramek czy asyst i zimą zdecydowałem się na wypożyczenie do Niemiec. Teraz bym takiej decyzji nie podjął i został przynajmniej do końca sezonu w Belgii. Byłem jednak przyzwyczajony do tego, że gram w każdym meczu, a wtedy tak nie było, choć też nie byłem kompletnie odstawiony od składu. W Brugii z kolei udało się wystąpić w fazie grupowej Ligi Europy i to też zaliczam do kolejnych zrealizowanych celów w swojej karierze.
Pięknie z kolei odnalazł się pan w St. Pauli Hamburg, które grało na zapleczu Bundesligi. Raz było blisko awansu do elity. Była też i opaska kapitańska.
– To też świetny czas, wiele z tego pobytu pozostało do dziś. Wyniki były „w kratkę”, ale ja grałem większość spotkań praktycznie w każdym sezonie. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że do dzisiaj jestem obcokrajowcem z największą liczbą występów w St. Pauli. Gdybym miał wyróżnić najlepszy moment, to wygrane derby 2-0 z HSV, i to na stadionie wielkiego rywala. Szkoda tylko, że nie udało się awansować do Bundesligi, chociaż raz byliśmy blisko [czwarte miejsce w sezonie 2015/16 – przyp. red.].
Nie sposób też nie zapytać o reprezentację. Przeważa duma, że zagrał w niej pan 17 razy i zdobył cztery gole, czy jednak niedosyt, bo niewiele zabrakło, by załapać się do tej ekipy, która pojechała na Euro 2016 i jest uważana za najlepszą w XXI wieku.
– Każdy dzieciak marzy o tym żeby zagrać w reprezentacji. To duma i wyróżnienie. Pewnie można było więcej wycisnąć, ale nie będę narzekał, tym bardziej, że powoływało mnie trzech selekcjonerów.
Ma pan już plany, co będzie robił, gdy już zawiesi wszelakie buty sportowe na kołku?
– Pewnie będę związany z futbolem. Najbardziej widzę się w roli skauta piłkarskiego, ewentualnie jako trener dzieciaków lub młodzieży. Chciałbym też ukończyć studia, ale nie wiem, czy będzie na to wystarczająco czasu.