Pogłębiały je kolejne sondaże (choć tu pytanie, na ile te ekspresowe badania, często prowadzone telefonicznie przez jedno popołudnie są miarodajne), pokazujące spadek notowań ugrupowań opozycyjnych i wzrost partii Jarosława Kaczyńskiego.
Jak to możliwe? – słyszałem często w prywatnych rozmowach i czytałem w mediach społecznościowych. – Afera za aferą, kompromitacja za kompromitacją, żadnego pozytywnego przekazu, a im rośnie zamiast spadać?
Rosło, bo PiS dzięki ohydnej propagandzie kłamstw, judzenia i strachu rządowych mediów zmobilizował tych swoich wyborców, którzy dotąd skłaniali się z różnych powodów, by 15 października zostać w domu.
Opozycji tymczasem nie rosło albo spadało, bo jej kampania wyborcza złapała zadyszkę. Kandydaci i liderzy niby coś robili, ale bez tego bigla i charyzmy Donalda Tuska. A ten zniknął na kilka tygodni, skupiając się na programowej konwencji stu konkretów. To wystarczyło, by PiS złapał oddech i wyszedł z defensywy, do której go zepchnął marsz z 4 czerwca.
U wielu wyborców opozycji pojawiła się apatia i dołująca myśl, że Kaczyński jest za silny, posunie się do wszystkiego, żeby władzy nie oddać i będzie rządził trzecią kadencję. Że może nie ma nawet sensu iść na wybory. Któż nie zna takiego uczucia bezsilności, że cokolwiek byś nie zrobił, to nic to nie da?
Stąd kilka tygodni temu znów zaktywizowali się „życzliwi” besserwiserzy, ci sami, którzy jeszcze niedawno twierdzili, iż Tusk powinien się wycofać i ustąpić miejsca Trzaskowskiemu, bo tak będzie lepiej dla PO i opozycji. Teraz zaczęli przekonywać, że marsz trzeba odwołać, bo skończy się frekwencyjną klapą, a wtedy nic już nie zatrzyma Kaczyńskiego.
A swoją drogą, czy to nie intrygujące, że gdyby tak słuchać tych wszystkich rad besserwiserów, to niemal zawsze byłoby to na rękę PiS? Na szczęście, Donald Tusk jeszcze raz pokazał to coś, dzięki czemu jest tam, gdzie jest, i za co go tak nienawidzi prezes Kaczyński. Zaryzykował i wygrał. Wiadomo już, że w Warszawie ten milion był, a za groteskową, wyłącznie na potrzeby własnego elektoratu, należy uznać narrację władzy, iż przyjechało dziesięć razy mniej ludzi.
Marsz przywrócił całej opozycji wiarę w zwycięstwo. PiS dotknął już szklanego sufitu, opozycji do zwycięstwa potrzeba tylko głosu tych, którzy jeszcze nie zdecydowali, kogo warto poprzeć. Tusk wysłał do nich komunikat: Kaczyński nie jest w stanie jednym zdaniem wyciągnąć miliona na ulice, a ja tak. Kto ma większą moc sprawczą?
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.