Turystyka społeczna – rozwój lokalny i potrzebna usługa
Z perspektywy człowieka zajmującego się turystyką społeczną, najbardziej przekonuje mnie teoria Światowej Organizacji Turystyki, która mówi, że poszczególnym poziomom potrzeb odpowiadają różne rodzaje turystyki. Podróżujemy przecież w celach egzystencjalnych, np. zdrowotnych czy ekonomicznych, ale też w celach zaspokojenia własnych ambicji, czy potrzeby uznania. Podróżujemy też z potrzeb bezpieczeństwa – jak uchodźcy z Ukrainy, czy potrzeby przynależności – odwiedzając rodzinę, miejsca urodzenia, szlaki pielgrzymkowe.
Konstytucja RP zapewnia wszystkim obywatelom prawo do podróżowania. Czytamy w niej:
„Art 52. Konstytucja RP
1. Każdemu zapewnia się wolność poruszania się po terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz wyboru miejsca zamieszkania i pobytu.
2. Każdy może swobodnie opuścić terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.”
Czy zatem na pewno wszyscy mogą swobodnie podróżować po naszym kraju i świecie?
Niestety nie.
Od lat mówimy o dwóch celach turystyki społecznej. Pierwszy z nich to rozwój lokalny, czyli wykorzystanie walorów i zasobów do poprawy jakości życia na danym terenie działania wskutek rozwoju turystyki danego obszaru. Temat ten jest wdzięczny, przykłady się mnożą: wsie tematyczne, małe i większe miasta budujące ofertę na zasobach lokalnych: przyrodzie, historii, kulturze, albo i bez tego wszystkiego. Budują na idei, koncepcji, fantazji, integracji społeczności lokalnej. Mamy w Polsce dziesiątki, jeśli nie setki przykładów, jak z niczego zrobić coś, jak rozruszać ludzi w zapomnianych miejscach, jak wzbudzić patriotyzm lokalny. Mamy świetnie działające partnerstwa, zadowolone samorządy, ciekawą ofertę edukacyjną i inwestycje.
Ale turystyka społeczna ma też drugi cel, który z definicji powinien być ważniejszy. Chodzi w tym celu o dostarczenie usług do grup klientów do tej pory marginalizowanych na rynku usług turystycznych ze względu na ich specyficzne problemy, tj. niepełnosprawność, niskie dochody lub ich brak, bariery komunikacyjno-architektoniczne. W tym przypadku chodzi o takie dostosowanie oferowanych usług do grupy klientów, aby jak największej ilości osób umożliwić podróżowanie i wypoczynek. Ile w tym temacie zrobiliśmy w ostatnim czasie?
Niewiele.
Skąd taka rozbieżność między poziomem realizacji celów? A stąd, że ten drugi cel jest nieporównywalnie trudniejszy do osiągnięcia. W 2019 r. Ministerstwo Sportu i Turystyki zamieściło na swoich stronach raport z badań pod nazwą „Aktywność turystyczna osób niepełnosprawnych”. Z raportu dowiadujemy się, że w 2012 r. GUS odnotował ponad 4 mln Polaków z niepełnosprawnością. Między 2013 a 2017 rokiem coś się zmienia na lepsze, ale udogodnienia, to jest pochylnie wjazdowe czy windy posiada maksymalnie 23% obiektów turystycznych. Znacznie lepiej sytuacja wygląda w komunikacji miejskiej, co jest zapewne powodowane narzucanymi standardami dostępności. W co najmniej jednym wyjeździe turystycznym w 2018 r. uczestniczyło tylko 23% badanych. Wśród najczęstszych barier wskazywali oni stan zdrowia, brak środków finansowych, trudności przy organizowaniu wyjazdu, obawy przed podróżowaniem i brak akceptacji. Wśród braków badani wskazywali na oferty biur podróży, które nie są dostosowane transportowo, bariery architektoniczne wszędzie: w atrakcjach turystycznych, obiektach noclegowych, w samej komunikacji – nie ma np. informacji o tym, czy oferta jest dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych.
4 mln osób to potężna grupa klientów. Grupa ta wskazuje, że jeśli bierze udział w wyjazdach, to organizuje je sama lub korzysta z organizacji działających na swoją rzecz. Czyż nie stanowi to podpowiedzi dla przedsiębiorstw społecznych, gdzie szukać niszy rynkowej?
Dlaczego „rynek” do dziś nie wszedł w ten segment? Bo to nie takie proste. Nie wystarczy zlikwidować bariery architektoniczne, gdyż poza niepełnosprawnościami ruchowymi są jeszcze inne. Mamy np. 156 tys. osób z uszkodzonym narządem wzroku, czy 98 tys. z uszkodzonym narządem słuchu. W raporcie ministerstwa nie ujęto niepełnosprawności intelektualnych, autyzmu, chorób psychicznych, padaczki i innych, które wymagają specjalnych udogodnień. Czy istnieje zatem jeden, uniwersalny sposób projektowania np. obiektów turystycznych pod potrzeby różnych niepełnosprawności? Tak, od dawna stosujemy projektowanie uniwersalne budynków użyteczności publicznej, projektowanie takie istnieje również na poziomie cyfrowym. Brakuje nam jedynie projektowania ofert turystycznych uniwersalnie lub pod bardzo konkretną grupę osób niepełnosprawnych.
Jako podmioty turystyki społecznej świetnie radzimy sobie z dostępnością finansową:
- Jesteśmy blisko
- Jesteśmy elastyczni
- Jesteśmy empatyczni
- Piszemy projekty
- Mamy wolontariuszy
- Mamy pasję
- Umiemy czynić cuda
Jakie cuda? A czy osoba niewidoma może jeździć na rowerze? Pierwsza nasuwająca się nam odpowiedź brzmi: nie ma szans! A jednak może, dzięki działaniu takich podmiotów jak Fundacja naKole. Posiada ona tandemy, które prowadzą osoby widzące, a osoba niewidoma lub słabowidząca siedzi na drugim siedzeniu. Nie, nie tylko siedzi – pracuje wszystkimi mięśniami, ćwiczy serce, czuje wiatr we włosach, wszystkie pogodowe niespodzianki, czuje drgania roweru, zapachy ulic i lasów. Czuje wsparcie w swojej podróży, bezpieczeństwo, integrację, motywację, czuje, że też może wesprzeć osobę prowadzącą tym, co działa – czasem siłą ciała, czasem umysłu. Bo, jak powiedział Eugene Fodor „Nie musisz być bogaczem, aby dobrze podróżować.”
Anna Jurczyk-Miżejewska
Prezes Zarządu Stowarzyszenia
Animacji Lokalnej ARKONA
Artykuł opublikowano w ramach projektu „Wsparcie dla opolskiego modelu promocji, upowszechniania oraz rozwoju ekonomii społecznej”, współfinansowanego ze środków Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Opolskiego na lata 2014-2020, Oś Priorytetowa 8 Integracja Społeczna, Działanie 8.3 Wsparcie podmiotów ekonomii społecznej.