Ogromna zasługa w tym duetu Katarzyna Czapracka i Natalia Staszkiewicz. Obie panie rzuciły bowiem aż 20 bramek dla miejscowych (odpowiednio 11 i 9), a dzielnie wspierała ich również Aleksandra Kuźnik z sześcioma trafieniami.
– Zdobyłyśmy pierwsze punkty w tej rundzie i to u siebie, więc tym bardziej to cieszy. To był dobrze poprowadzony mecz przez naszego trenera. Popełniłyśmy bardzo małą ilość błędów i to też zaważyło na tak wysokiej wygranej – nie kryje radości rozgrywająca krapkowiczanek Małgorzata Olfans. – Mamy też ogromne wsparcie z trybun. Każdemu życzę takich kibiców!
Początek spotkania był jednak bardzo wyrównany i przez 10 minut żadna z drużyn nie potrafiła odskoczyć na więcej niż gol przewagi. Udało się to dopiero podopiecznym Macieja Haupy po rzucie wspomnianej Czaprackiej na 8:6. Potem przez pewien czas mieliśmy swoistego rodzaju zabawę w „kotka i myszkę” albowiem raz to miejscowe nieco odskakiwały, raz to rywalki je doganiały.
Imponować mogło też tempo i skuteczność obu drużyn w ofensywie, albowiem zaledwie po upływie kwadransa z „mały okładem” zanotowano już 27 goli (14:13)! Później już skończył się ten wesoły handball, a i krapkowiczanki mocno postawiły na defensywę. Tak czy inaczej końcówka pierwszej odsłony należała do Czaprackiej, która rzuciła pięć bramek z rzędu dla Otmętu (łącznie osiem w tej części), jedną dodała Karolina Golec i tuż przed przerwą było już 19:14 dla gospodyń.
Te po zmianie stron nie zamierzały zwalniać i na trafienie rywalek odpowiadały z reguły dwoma lub trzema. Na półmetku drugiej odsłony było już zresztą 25:18 dla nich. Potem także się nie zatrzymywały, dzięki czemu na nieco ponad 300 sekund przed końcem prowadziły już 31:21. W związku z czym stało się jasne, że żadna krzywda się im nie stanie i mogły sobie pozwolić na małe rozluźnienie.