84. rocznica wybuchu II wojny światowej
Kolejna rocznica wybuchu II wojny światowej przypomina o tym, że podobnie patetyczny ton przybrały ukazujące się 1 września gazety.
„Rozbójnicy świata Niemcy napadli dzisiaj na Polskę!” – krzyczał tytułem na pierwszej stronie „Kurjer Czerwony. Ilustrowane Pismo Codzienne”. „Wojna o wolność Narodu rozpoczęta. Wodzu, prowadź!”.
Również tamtego 1 września był piątek. Wspomniany „Kurjer Czerwony” zapewniał: „O stalowy mur bohaterskiej Armii rozbije się bandycki napad na Polskę. Idziemy na pola Grunwaldu dziejowego”. Zaś „Goniec Warszawski” ogromnymi literami informował swoich czytelników: „Bandycki najazd armii niemieckiej bez wypowiedzenia wojny na ziemie Rzeczypospolitej Polskiej”.
Czekamy z palcem na cynglu
Informacje o wybuchu wojny w jej pierwszym dniu mogły podać jedynie tzw. popołudniówki (twór w dobie informacji elektronicznych zapomniany). Te gazety, które znalazły się w kioskach rano, nie miały szans z tym newsem zdążyć. Ale sposób komunikacji z czytelnikami w tekstach pisanych w przeddzień wojny był podobny.
„Czekamy z palcem na cynglu” – donosił „Dziennik Bydgoski”, ubolewając, że znikają ostatnie nadzieje na uratowanie pokoju. „Nie będzie pokoju uzyskanego przez kapitulację państw frontu pokoju”. „Nie będzie wojny, która by się nie skończyła zwycięstwem ludzi broniących wolności. Po zdecydowanym odrzuceniu w dniu wczorajszym roszczeń niemieckich przez Anglię, ostatnie nadzieje na uratowanie pokoju zniknęły niemal zupełnie. Akcja dyplomatów jest już na ukończeniu. Na widownię wkraczają armie. Mobilizacja w Polsce jest odpowiedzią rządu i narodu na zajęcie Słowacji. I niezliczone prowokacje niemieckie na granicy i w Wolnym Mieście Gdańsku. Palce żołnierzy spoczęły już na cynglu. Kiedy się zbliżą nowocześni barbarzyńcy, broń wypali”.
Charakterystyczne są – u progu wojny – wezwania do społecznej solidarności. Zwłaszcza adresowanej do bliskich żołnierzy powołanych na front. Ale i one – jak chyba generalnie tamte czasy – nie są wolne od patetycznego, podniosłego tonu.
„Zdejmij z żołnierza troskę o rodzinę” – apelowała w tytule tekstu jedna z gazet. „Nie ma dziś w Rzeczypospolitej takiego miasteczka i wsi, takiej organizacji społecznej czy rodziny, która odmówiłaby pomocy dla ojców, mężów, synów i braci powołanych do szeregów. Liczba rezerwistów, na których barkach spoczywa teraz obrona naszych granic, naszego honoru i naszych interesów rośnie z godziny na godzinę. Rośnie jednocześnie liczba rodzin, które pozbawione żywicieli muszą być otoczone najserdeczniejszą opieką ze strony społeczeństwa. Cały świat patrzy dziś na Polskę, podziwiając jej spokój i całkowite zjednoczenie w obliczu niebezpieczeństwa. Nadeszła pora, aby każdy z nas zadał sobie pytanie: Czy uczyniłem wszystko, co do mnie należało?”.
16 żądań Hitlera
Szesnaście żądań Hitlera dotyczących między innymi natychmiastowego oddania Niemcom Gdańska. A także prawa Niemców do zbudowania eksterytorialnej kolei i autostrady przez polskie terytorium opublikowało 1 września wiele polskich gazet. Ukazujący się w Wilnie „Goniec Poranny” opatrzył je tytułem: „Na bezczelne pretensje pomiotu krzyżackiego Polska odpowiedziała pogardliwym milczeniem i twardą żołnierską postawą”.
Dwa sposoby argumentacji powtarzały się w niemal wszystkich gazetach: pierwszy – Niemcy są agresywni, Polska pewna swojej siły i spokojna. Drugi – to my jesteśmy moralnymi zwycięzcami w tej wojnie, która się właśnie zaczyna.
W redakcyjnych komentarzach pojawiają się nawiązania do dziejowego męstwa Polski. „Dziennik Bydgoski” już pierwszego dnia wojny nie zostawiał specjalnych złudzeń co do sojuszników Polski – Wielkiej Brytanii i Francji.
„Brak granic naturalnych ułatwiał najazdy – czytamy w tym odredakcyjnym tekście – Germanów, Tatarów, Turków, Moskali, Szwedów i Bóg tam te rozliczne ludy policzy, które chciały wyprzeć nas z ziemi i zamienić nas w naród niewolników. (…) Nie wytworzywszy silnej organizacji państwowej przed wiekami, wyrobiliśmy w to miejsce męstwo narodowe i rycerskie cnoty. I tym duchem staliśmy. Nie liczyliśmy nigdy przeciwników przed bitwą. Ani też nie oglądaliśmy się zbytnio na pomoc przyjaciół. Byli, to dobrze. Nie? To mówiliśmy trudno i biliśmy się sami. Bez względu na skutki i szanse, bo honor tego wymagał. Stworzyliśmy Drugą Polskę i ta Polska stoi dziś przed wielkim egzaminem. (…) Pierwszy w 1920 roku złożyliśmy na wschodniej naszej granicy, drugi, jak wszystko wskazuje, ma się odbyć na zachodzie Polski. Wtedy z czerwoną, dziś z brunatną zarazą bić się mamy o prawo do życia jako naród wolny i niepodległy”.
Początek mobilizacji
Czwartek, 31 sierpnia był w Polsce pierwszym dniem – jak informowały uliczne plakaty – powszechnej mobilizacji ogłoszonej przez prezydenta RP. Mobilizacja powszechna była zwieńczeniem przeprowadzonej tydzień wcześniej, 24 sierpnia w godzinach rannych tajnej mobilizacji kartkowej. Objęła ona 75 procent stanu osobowego Wojska Polskiego.
W myśl zarządzenia o mobilizacji powszechnej, winni stawić się od 31 sierpnia do czynnej służby wojskowej oficerowie, podchorążowie, podoficerowie, szeregowcy. Wszyscy. Bez względu na wiek, kategorię zdrowia i rodzaj broni, jeśli otrzymali wcześniej białe karty mobilizacyjne bez czerwonego pasa. Obowiązek ten spoczywał także na rezerwistach do 40. roku życia, także jeśli takowych kart nie mieli. Wojskowej kadrze cofnięto urlopy oraz wydano przepisy o osobistych świadczeniach wojennych. Należały do nich wykonywane robót i usług na rzecz państwa przez osoby w wieku od 17 do 60 lat i obowiązku rzeczowych świadczeń wojennych – nieruchomości, pojazdów mechanicznych, wozów i koni.
Żywności nie zabraknie
Wojna była już pewna. Na szybach klejono zabezpieczające je paski papieru. W sklepach trwały wzmożone zakupy. „Ilustrowany Kurier Codzienny” uspokajał: „Żywności nie zabraknie. Żywności mamy w brud. Żywność jest – można powiedzieć – w nadmiarze. Mówimy o Krakowie, ale tak samo jest w całej Polsce. Wystarczy jej nawet na zrobienie zapasów przez wszystkich”.
Pod koniec sierpnia nie było wątpliwości, że Hitler po podpisaniu (23 VIII) paktu Ribbentrop – Mołotow stanowczo chce wojny z Polską.
Kiedy w 1934 roku zawierano układ polsko-niemiecki, III Rzeszy bardzo zależało, by mieć w Polsce sojusznika przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Po śmierci Piłsudskiego podejście to zaczęło się zmieniać. Środowisko Piłsudskiego pozbawione marszałka ewoluowało w stronę polskiej prawicy. Część tego środowiska nawiązała współpracę z częścią Obozu Narodowego. A polska prawica była stanowczo antyniemiecka.
Niemcy potrzebują sukcesu. Padło na Polskę
Natomiast Niemcy, mając podpisany układ z Sowietami, byli zdecydowani zaatakować państwo, które w tym momencie wydawało się im najsłabsze. Z kolei relacje z nim mieli bardzo napięte. Hitler doszedł do władzy, krzycząc o hańbie traktatu wersalskiego, o upokorzeniu, którego dłużej nie sposób znosić. Społeczeństwo oczekiwało od niego kolejnych sukcesów po aneksji Austrii oraz zajęciu Czechosłowacji. Państwo Hitlera i jego gospodarka potrzebowało kolejnego sukcesu. Kolejnej przestrzeni życiowej. Stąd decyzja o napaści na Polskę. Która zresztą – wbrew propagandzie o Blitzkriegu – przyniosła Niemcom poważne straty. Niemiecki bilans września to kilkanaście tysięcy zabitych, 40 tysięcy rannych. Nieprzypadkowo Goebbels zorganizował w Lipsku w 1940 roku wystawę sprzętu wojskowego. Nie tylko polskiego, zdobytego we wrześniu, także podziurawionej broni niemieckiej. Trzeba było jakoś matkom, które utraciły synów w kampanii polskiej, tę ich śmierć uzasadnić albo przynajmniej próbować ją wyjaśnić.
Ale 31 sierpnia Niemcy jeszcze o tym nie myśleli. Był to dzień prowokacji gliwickiej.
9 słów z Gliwic
Około 20.00 do gliwickiej radiostacji wkroczyło siedmiu prowokatorów, esesmanów w ubraniach cywilnych. Po to, by nadać komunikat, który byłby słyszany w Anglii i Francji. Mówił o tym, że Polacy rozpoczynają wojnę z Niemcami.
Dowodził nimi SS-Sturmbannführer Alfred Helmut Naujocks, wyznaczony do tego zadania przez Reinharda Heydricha, szefa Głównego Urzędu Służby Bezpieczeństwa Rzeszy, na polecenie samego Hitlera. Akcja otoczona była ścisłą tajemnicą, nie miała nawet kryptonimu. Ustalono tylko hasło, które Heydrich telefonicznie przekazał Naujocksowi: „Grossmutter gestorben” (Babcia umarła). W budynku nadajnika było wówczas trzech pracowników obsługi i strażnik. Zostali oni skrępowani i wyprowadzeni do piwnicy. Technik z ekipy Naujocksa popełnił jakiś błąd i radiosłuchacze odebrali tylko jedno zdanie: „Uwaga! Tu Gliwice. Rozgłośnia znajduje się w rękach polskich…”. Potem już było słychać tylko trzaski i zakłócenia.
Radiostacja była słyszana bardzo daleko. Niewykluczone, że także w Londynie. Ale bardzo krótki, liczący zaledwie 9 słów komunikat, raczej zdezorientował słuchaczy. Nie bardzo wiedzieli, czy nie był to na przykład fragment jakiegoś słuchowiska.
Radiostacje były… dwie
Prowokatorzy popsuli robotę. W Gliwicach były dwie radiostacje. Stara, zbudowana w 1925 roku. Oraz nowa z roku 1935, do której dotarli uczestnicy prowokacji. Tyle, że w niej nie było mikrofonów. Były tylko urządzenia nadawcze i antena. Napastnicy z konieczności skorzystali więc z wydanego im przez załogę mikrofonu burzowego. Używano go tylko do informowania słuchaczy o przerwie w emisji z powodu wyładowań atmosferycznych.
Mimo tych niedoróbek wszystkie radiostacje niemieckie nadały omówienie tego wydarzenia. Informowały, że polscy powstańcy wtargnęli do radiostacji i nadali podburzający do wojny komunikat. Te same rewelacje podały nazajutrz niemieckie gazety.
Hitler w przemówieniu o rozpoczęciu wojny o radiostacji wprost nie wspominał. Mówił ogólnie o tym, że były prowokacje – łącznie 39. Jedna z ważniejszych miała miejsce w Byczynie. Doszło tam do ataku na niemiecką leśniczówkę. Napadli na nią esesmani w polskich mundurach wojskowych i zostawili tam „konserwy”, czyli więźniów obozów koncentracyjnych, także przebranych w polskie mundury, wyposażonych w polską broń. Przywieziono ich do Byczyny żywych, choć odurzonych narkotykami i na miejscu zamordowano, by zasugerować, że to polskie oddziały wojskowe nacierały na leśniczówkę.
84. rocznica II wojny światowej. Wieluń padł ofiarą
1 września pancernik szkolny „Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzał Westerplatte. Dlatego też Gdańsku trwała bohaterska obrona Poczty Polskiej. Również rozpoczęły się bitwy, m.in. pod Mokrą i pod Krojantami. Niemieckie samoloty (startujące m.in. z lotniska w Polskiej Nowej Wsi i Kamieniu Śląskim) zaatakowały niebroniony i nie mający znaczenia strategicznego Wieluń.
Armia niemiecka zniszczyła w 90 procentach małe, niewiele znaczące miasto położone 20 km od granicy Rzeszy.
Zniszczenie Wielunia nie było przypadkiem. Ani pomyłką, „wypadkiem przy pracy”. Atakujący świetnie wiedzieli, że tam wojska broniącego miasta nie ma. Zbombardowali je kilka razy. Dlatego, że po prostu byli w stanie to zrobić. Luftwaffe potraktowała ten nalot jako ćwiczenia. Manewry niewykonalne w warunkach pokojowych. Poprzednio taka okazja trafiła się w Hiszpanii. A dokładnie Legionowi Condor bombardującemu Guernicę. Atakiem dowodził zresztą ten sam generał. W związku z tym w Wieluniu zbierano kolejne doświadczenia.
Do pierwszego nalotu na Wieluń wystartowało 29 maszyn typu Junkers oraz rozpoznawczy samolot marki Dornier (jego załoga miała sfotografować skutki nalotu). Pierwsze bomby spadły na szpital Wszystkich Świętych, wyraźnie oznakowany – jak wspominają świadkowie – symbolami Czerwonego Krzyża. W tym ataku zginęły 32 osoby. Łącznie w mieście co najmniej 127. W powiecie wieluńskim około 1200.
112 bomb burzących
Celem drugiego nalotu było miasto i brygada kawalerii rozlokowana 12 km na północ od Wielunia. W lesie.
W sumie Niemcy, metodycznie, przez nikogo nie niepokojeni zrzucili na miasto 112 pięćdziesięciokilogramowych bomb burzących. Do tego doliczyć trzeba 29 najcięższych bomb zapalających. Każda o wadze pół tony. Wykonywali po raz pierwszy w warunkach bojowych loty nurkowe.
Podsumowując, w archiwach Luftwaffe zachowały się raporty lotników z dokładnymi opisami. Przedstawiały one jakie są skutki ataku. 20 ton bomb poleciało nie tylko na cele wojskowe. Także – jak głosił rozkaz „prosto w Rynek”, na kościół i wspomniany szpital. Napastnicy zbierali doświadczenia, jak prowadzić wojnę z powietrza…
Czytaj też: Rocznica porozumień sierpniowych. Uroczystość na opolskim Skwerze „Solidarności”
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.