Pani Poseł, zamiast wykorzystać sytuację do próby uspokojenia społecznych emocji i potępienia agresji w życiu publicznym ponad partyjnymi podziałami, postanowiła upichcić na sprawie polityczną pieczeń. „Wzywam do opamiętania polityków opozycji stosujących język nienawiści – napisała w mediach społecznościowych. – Wasza nieodpowiedzialna i nienawistna retoryka może doprowadzić do prawdziwej tragedii”.
Takie ustawienie sprawy musiało wywołać wojenkę pod tekstem polityczki: „Bydlaki, wsadzić im je do d…” – komentowali zwolennicy Porowskiej. – „Ci wrogowie Polski już za daleko się posuwają, chcą zniszczyć Prawo i Sprawiedliwość i polski rząd”, „nie da się w PO znaleźć normalnych”, „jak długo jeszcze pani poseł będziemy tolerować to co robi LEWACTWO…”
Młócka polityczna, rozpętana przez Panią Poseł, jest o tyle niedorzeczna, że nie ma żadnego dowodu na to, iż rozsypanie gwiazdek miało związek z polityką. To mogło być równie dobrze pospolite chuligaństwo lub sprawa natury prywatnej. My tego nie wiemy, policja tego nie wie, ale Pani Poseł nie czekając na wyniki śledztwa wykorzystuje pretekst, by się przejechać po opozycji. Załóżmy jednak roboczo, że był to czyn jakiegoś nakręconego politycznie świra. O czym by to świadczyło? Byłaby to kultowa już wina Tuska?
Jest w Polsce polityk, który w sianiu nienawiści i dzieleniu społeczeństwa wręcz się specjalizuje. Nazywa się Jarosław Kaczyński. Prezes PiS od wielu już lat systemowo i z rozmysłem poniża, obraża i wyklucza. „Gorszy sort”, „element animalny”, „niemiecka partia w Polsce”, „kanalie i mordercy”, lub łaskawiej – „ludzie nierozgarnięci”. To ledwie garść jego słów o przeciwnikach PiS. Kaczyński kocha odzierać swoich krytyków z godności, a jego rechot z problemów osób transpłciowych, powtarzający się na kolejnych spotkaniach, musi budzić moralne obrzydzenie. W Polsce bowiem wyjątkowo dużo młodych ludzi popełnia samobójstwa w wyniku problemów z akceptacją własnej płciowości. Kaczyński, niezwykle inteligentny polityk, to wie, mimo to brnie w te swoje obleśne żarty i żarciki.
Jeśli podczas jego wystąpień coś brzydzi bardziej niż same nienawistne słowa, to rechot publiczności. A nie są to ludzie nieokrzesani i z deficytem wiedzy. Nie, to jest starannie wyselekcjonowana pisowska elita, dobrze wykształcona i finansowo na skarbie państwa utuczona. I to oni, rechocząc z Kaczyńskim w pierwszych rzędach, ponoszą ogromną odpowiedzialność za łamanie kolejnych granic przyzwoitości i wściekłe dzielenie Polaków. A tak się składa, że poseł Porowska do tej grupy zachwyconych i ubawionych po pachy z dowcipasów prezesa się zalicza.
Agresywne wypowiedzi polityków opozycji i ich sympatyków, których też jest w przestrzeni publicznej zbyt dużo, nie są żadnym wytłumaczeniem nienawistnych szarż szefa PiS. Od przedstawicieli partii władzy zawsze bowiem wymagamy więcej. Szczególnie tej partii, która walcząc z opozycją łamie demokratyczne reguły, a swoją nazwę zaczerpnęła zuchwale z Biblii.
Poseł Violettę Porowską poznałem grubo ponad ćwierć wieku temu. Pamiętam ją jako sympatyczną i otwartą koleżankę. Jej postawa i zespół poglądów były zgoła odmienne od tych dzisiejszych. Ale zmienić poglądy i otoczenie, nawet dość brawurowo – żaden grzech. Problem pojawia się wtedy, gdy świadomie i w celu osiągnięcia partykularnych korzyści, manipuluje się opinią publiczną. A celem nadrzędnym polityków skrojonych na podobieństwo Porowskiej jest osobista pozycja w partii i parlamentarna reelekcja. Żeby była jasność, to samo powiem o wielu znanych mi politykach Platformy Obywatelskiej, bo nienawidzący się wyborcy PiS i PO biorą w pewnym sensie udział w teatrze dla gawiedzi. Po prostu rządzi nami na przemian zamknięta kasta polityków, którzy wożą się tak do emerytury raz w roli władzy, a raz opozycji. Ale zawsze za nasze pieniądze i kosztem naszych nerwów.
Dlatego raz jeszcze serdecznie współczując Pani Poseł przykrego incydentu pod domem i solidaryzując się z nią w tej jednej sprawie, stanowczo protestuję przeciwko rozgrywaniu tego zajścia przeciwko demokratycznej opozycji. Oskarżanie oponentów PiS o sianie nienawiści w sytuacji, kiedy ta partia od siedmiu lat szczuje na ludzi o odmiennych poglądach, odmawiając im nawet polskości, to już jest tupet level hard. Trawestując doktora Strosmajera z pamiętnego „Szpitala na peryferiach”: gdyby hipokryzja miała skrzydła, to Pani Poseł fruwałaby teraz po niebie jak gołębica, zataczając kręgi nad swoją piękną wsią i okolicznymi lasami.