Erwin Filipczyk, prezes zarządu krapkowickiej firmy Śląskie Kruszywa Naturalne mieszka tu od urodzenia i jak przyznaje, ani trochę nie ciągnie go, by się przenosić do wielkich miast, Polski czy Zachodu. Tamte chętnie odwiedza. Dobra jest dla niego niezmiennie własnym miejscem na ziemi.
Pytany o ciekawe postaci związane z Dobrą prezes Filipczyk bez namysłu na pierwszym miejscu wymienia Amerykankę Muriel White, żonę hrabiego Hermana Seherr-Thoss. Związek zacnego i bogatego rodu Seherr-Thossów z Dobrą zaczyna się w 1780 roku (najstarsza wzmianka o miejscowości – z 1302 roku – jest o blisko pięć wieków starsza).
Pałac w Dobrej i dama z Ameryki
Wtedy właśnie miejscowy pałac kupił Leopold Heinrich von Seherr-Thoss, podczaszy księstwa górnośląskiego, radca dworu Fryderyka Wielkiego, jeden z największych ówczesnych posiadaczy ziemskich w Europie. Pałac był wówczas barokowy. W latach 1857-1860 został przebudowany w modnym w tamtym czasie stylu neogotyckim. Ową przebudowę powierzono Karlowi Lüdecke, temu samemu, którego dziełem jest prawdziwa perła architektury, siedziba Schaffgotschów w Kopicach. Wokół pałacu w Dobrej powstaje też rozległy park w stylu angielskim.
Mauriel White wpisuje się w historię rodu w 1909 roku, kiedy zostaje – w Paryżu – żoną Hermanna Seherr-Thoss. W dzieje Dobrej wchodzi nieco później. Małżonkowie, którzy pobrali się po zaledwie dwóch miesiącach znajomości, początkowo zamieszkali w Rozkochowie.
– Dobra była majoratem, przypadała każdorazowo najstarszemu z synów i nie podlegała podziałowi. Hermann, oficer pruskiego wojska, mógł się więc przenieść do Dobrej dopiero po śmierci ojca – mówi Erwin Filipczyk, pasjonat i znawca historii Dobrej, współautor (wraz z ks. Norbertem Zawilakiem, który zbadał i opisał dzieje parafii) książki „Dobra przez siedem wieków” wydanej dwujęzycznie – po polsku i po niemiecku w 2002 roku, na 700-lecie miejscowości. Pan Erwin podkreśla udział w książce byłego wójta Walec, śp. Piotra Miczki, świetnego znawcy lokalnej historii.
– Amerykańska małżonka Hermanna była z pewnością niezwykłą osobą i pochodziła z bardzo ciekawej rodziny – dodaje. – Można śmiało powiedzieć, że przybyła do Dobrej z wielkiego świata. Jej ojciec był bogatym przemysłowcem i wybitnym dyplomatą, który przez 30 lat współpracował z sześcioma prezydentami Stanów Zjednoczonych. Uczestniczył m.in. w konferencji wersalskiej i był jednym z twórców Traktatu zamykającego I wojnę światową. Jego podpis widnieje pod tym dokumentem. Muriel z powodu choroby matki (cierpiała na chorobę Basedowa) wcześnie zastępowała ją, towarzysząc ojcu podczas dyplomatycznych spotkań i przyjęć. Właśnie w takich okolicznościach poznała Hermanna, pruskiego oficera z zacnego rodu, znanego także na dworze.
Brzemienna decyzja Muriel
Koneksje Muriel ze strony matki przedstawiają się równie imponująco. Dziadek jako pierwszy w XIX wieku sfotografował Słońce, planety i Księżyc, zasługując na miano „księżycowego fotografa”. Pradziadek był jednym z twórców amerykańskiej Deklaracji Niepodległości.
Jej związek z Hermanem Seherr-Thoss pewnością nie był łatwy. Małżonków dzieliło m.in. wyznanie. Ona była katoliczką, on protestantem. Jak notują znawcy ich biografii, hrabiego drażniły głośne zabawy i śmiechy dzieci, a także dźwięki fortepianu, na którym chętnie grała jego żona. Muriel – wysoka, zgrabna, inteligentna (znała biegle sześć języków) z pewnością imponowała mężowi i podobała się mu. Czy z jej strony było to wyłącznie małżeństwo z miłości? Całkowitej pewności nie ma. Swoje znaczenie miało z pewnością także połączenie fortun obu rodzin i hrabiowski tytuł, jaki amerykańska część familii mogła dzięki związkowi z pruskim szlachcicem zyskać. Nic dziwnego, że mama Muriel była gorącą zwolenniczką tego małżeństwa.
– Mauriel miała niewątpliwie wiele odwagi i silny charakter – podkreśla Erwin Filipczyk. – Dała temu wyraz, kiedy podczas olimpiady w Berlinie w 1936 roku miała okazję spotkać się i rozmawiać z Adolfem Hitlerem. Powiedziała wtedy wodzowi prosto w oczy, że oboje z mężem wiedzą, do czego chce on doprowadzić i że oni mu w tym nie pomogą.
Już wkrótce hrabina miała podjąć decyzję konsekwentnie wynikającą z tej deklaracji.
Do niemieckiego wojska? Nie
Muriel i Hermann mieli troje dzieci. W Rozkochowie przyszli na świat: 4 kwietnia 1910 roku córka, która otrzymała imiona: Margarete Muriel Sophia Antoinette Mathilde oraz 6 lutego 1912 roku syn, Hans Christoph Roger Ernst Heinrich Leopold Antonius Joseph. Najmłodszy syn Hermann, Ernst Hans Christoph Heinrich Leopold Antonius urodził się 7 sierpnia 1915 roku w Berlinie.
– Kiedy wieści o zbliżającej się II wojnie stawały się coraz bardziej prawdopodobne, hrabina Muriel, pamiętająca dobrze tragiczne skutki I wojny światowej, namawia dorosłe już dzieci, by opuściły Niemcy i wyjechały do Stanów Zjednoczonych. Pomogło jej z pewnością zarówno amerykańskie obywatelstwo, jak i dyplomatyczne kontakty – opowiada prezes Filipczyk.
– Udaje się im przez Szwajcarię udać się za ocean. Matka nie chce, by synowie walczyli w armii niemieckiej. Czy wyjazd odbył się za głośną lub cichą zgodą ojca, a może i bez niej, nigdy się już nie dowiemy – dodaje.
Pewnie Muriel nie miała wtedy świadomości, jaką cenę przyjdzie jej za tę decyzję zapłacić. Podczas wojny jest nachodzona i nękana przez gestapo, które domaga się, by sprowadziła synów z powrotem do Niemiec, by bili się w Wehrmachcie. Hrabina ma poczucie, że jest śledzona, a obcy ludzie kręcą się stale po parku. Ma uzasadnione obawy, że opór może ją doprowadzić za druty obozu koncentracyjnego. Cierpi na depresję. 15 marca 1943 roku na widok zbliżających się do zamku gestapowców rzuca się z okna najwyższego pałacowego piętra i ginie na miejscu. Jej synowie, którzy uniknęli służby w niemieckim wojsku, zostali zmobilizowani do armii amerykańskiej.
Ucieczka praktycznie bez grosza
Historia Seherr-Thossów w Dobrej dobiega końca 17 stycznia 1945 roku. Tego właśnie dnia hrabia Hermann – tuż przed wejściem Sowietów – ewakuuje się i jedzie przez Pragę w kierunku Austrii, gdzie niedaleko Klagenfurtu ma niewielki zamek i 500-hektarowy majątek ziemski. W drodze zabiera do powozu z Piławy Górnej koło Dzierżoniowa uciekającą przed frontem kobietę – wdowę z dwoma (5-letnim i 7-letnim) synami. Udzieli im schronienia w swej austriackiej posiadłości, a kobieta po wojnie zostanie jego żoną.
– Hrabia nie okazał się specjalnie zapobiegliwy – przyznaje Erwin Filipczyk. – Był do końca przeświadczony, że ponieważ nie zrobił niczego złego, nic mu nie grozi i będzie mógł wrócić do Dobrej. Nie zatroszczył się o przeniesienie na szwajcarskie konta pieniędzy. Nie zabrał ich także ze sobą. W pałacu pozostały również dzieła sztuki. W powozie znalazło się miejsce jedynie na parę pamiątek rodzinnych, owies dla koni i 11 par butów hrabiego. Po wyjeździe rodzina została niemal bez majątku. Wspomniany zamek pod Klagenfurtem i ziemię trzeba było sprzedać (znajduje się w nim szkoła ogrodnicza). Seherr-Thossom będzie musiał na początku wystarczyć domek dla służby, a potem sąsiadujący z zamkiem dworek.
Armia Czerwona zajęła pałac w Dobrej 19 stycznia 1945 roku.
Pałac w Dobrej strawiły płomienie
– Urodziłem się w Krapkowicach, ale całe dzieciństwo spędziłem w Dobrej i to było i jest wielkie szczęście – podkreśla Erwin Filipczyk. – Dobra to – kiedy się rozejrzymy po okolicznych wioskach – wyjątkowe miejsce. Ze względu na park zaprojektowany przez Eduarda Petzolda, bardzo znanego architekta ogrodowego, na kościół i na wspomniany już pałac. Myśmy jako dzieci po zamku, a właściwie po jego ruinach, biegali, bawiąc się. Warto pamiętać, iż okoliczności jego spalenia są bardzo nieszczęśliwe.
– Nie zniszczyli go Rosjanie, lecz mieszkańcy przy pomocy naprędce ściągniętego niemieckiego wojska, w tym miejscowych żołnierzy przebywający właśnie na urlopach. Ich zamiarem było przepędzenie Rosjan plądrujących zamek. Choć przecież losów wojny nie mogło to zmienić. Nie jest do końca rozstrzygnięte, czy użyto artylerii, czy wojsk lotniczych (raczej to drugie), pewne jest, że zamek spłonął. Gdyby jak w Mosznej i wielu innych miejscowościach Rosjanie poplądrowali, ale ostatecznie poszli sobie, zamek prawdopodobnie stałby do dzisiaj nienaruszony. Ponieważ od zawsze pasjonowały mnie fotografia i film, już jako bardzo młody człowiek, robiłem tam zdjęcia i sam je wywoływałem. Można było porównać, jak zamek się stopniowo zmieniał – opowiada.
Po wojnie majątek po rodzinie Seherr-Thossów został znacjonalizowany i przypadł Lasom Państwowym. W 2001 roku zabytek wraz z parkiem nabył Franciszek Jopek, przedsiębiorca z czarnego Śląska.
Erwin Filipczyk podkreśla dobry wkład Seherr-Thossów w dzieje Dobrej. Ani w pieczołowicie odszukanych i przestudiowanych dokumentach z epoki (wyniesiona z domu znajomość niemieckiego bardzo pomogła), ani we wspomnieniach mieszkańców nie natknął się na złe opinie o hrabiowskim rodzie.
Pałac w Dobrej i jego mieszkańcy. Posiadacze, nie wyzyskiwcze
– To nie był ród przemysłowców, ale posiadaczy ziemskich, którzy w swoich dobrach wprowadzili kulturę rolną na bardzo wysokim poziomie. Sprowadzali z Zachodu najlepsze nasiona i rasy bydła. W pałacowych szklarniach uprawiali nawet ananasy i sprzedawali je w Berlinie. Zbudowali na miejscowym stawie elektrownię wodną. Pamiętali też o potrzebach zwykłych ludzi. To oni ufundowali dla mieszkańców miejscowości kościół, i szpital, i przedszkole – mówi.
– Relacje między dworem a wioską były bardzo pozytywne. Wiele osób u hrabiego pracowało. Pierwszy budynek w Dobrej, który spłonął, gdy Rosjanie weszli od strony lasu do miejscowości, to był tzw. Rentamt. Pracujący u hrabiego ludzie byli w nim zarejestrowani i prowadzono tam – na miarę tamtych czasów – ich ubezpieczenia społeczne. Byli więc Seherr-Thossowie zaprzeczeniem stereotypu o wyzyskiwaczach. I w takim tonie opisałem ich w mojej książce. Kiedy dotarła ona do członków rodu, byli mi za to wdzięczni – zaznacza.
Kościół św. Jana Chrzciciela z odnowioną elewacją i wieżą, pokryty łupkowym dachem jest jak cacko. Dwujęzyczna tablica z flagami Polski, Niemiec i Unii Europejskiej przypomina, że to dzieło parafian i firm z Dobrej, partnerskiej gminy Bitburger Land, Unii Europejskiej za pośrednictwem Lokalnej Grupy Działania Partnerstwo Borów Niemodlińskich, samorządu lokalnego oraz pełnomocnika rządu Niemiec ds. kultury i mediów. Nad wejściem wchodzących witają odtworzone – w czasach słusznie minionych musiały zniknąć – herby rodowe Seherr-Tossów.
– Byliśmy zdania, że skoro hrabiowie nam ten kościół przed laty ofiarowali, to powinniśmy go doprowadzić do takiego stanu, z którego oni byliby zadowoleni – podkreśla pan Filipczyk, inicjator renowacji.
Herb nad grobowcem
Tuż przy kościele znajdziemy dwa ważne groby. Pierwszy, hrabiny Olgi, pochodzącej z rodu Strachwitz, inicjatorki budowy kościoła. Katoliczka sfinansowała jego powstanie wraz z mężem ewangelikiem. Musiała być niezwykłą kobietą, skoro tablice przy grobie głoszą po niemiecku nie tylko jej szlachetne pochodzenie, ale i to, że była niezapomnianą matką.
W drugim grobowcu – wykonanym z marmuru, otoczonym łańcuchami – spoczywają inni członkowie hrabiowskiego rodu. W tym miejscu od lat 50.
– Pierwotnie grobowiec Seherr-Thossów znajdował się w piwnicy pod ołtarzem kościoła – relacjonuje Erwin Filipczyk. – Świątynia była nieogrzewana. Mieszkańcy zwrócili się do członków rodu – było to w latach 50. – o zgodę na umieszczenie w tym miejscu kotłowni i przeniesienie trumien do nowego grobowca. I uzyskali zgodę. Zbudowano go z materiałów, które wtedy były dostępne. W efekcie do grobowca zaczęła spływać woda opadowa z kościelnych rynien. Doszliśmy wraz z mieszkańcami do wniosku, że nie może być tak, że my się grzejemy w ciepłym kościele, a hrabiowie, którym świątynię zawdzięczamy, topią się razem z trumnami. Na początku XXI wieku grobowiec został gruntownie przebudowany. Zyskał nową płytę z imionami i nazwiskami pochowanych i naprawdę godny wygląd.
Nad wejściem do dawnego grobowca pozostał herb rodu z celowo pozostawionymi śladami po wojennych uszkodzeniach. Towarzyszy mu niemiecki napis: Spoczywamy w Bogu.
Czytaj także: Ostatnie chwile z hrabiną Schaffgotsch w Kopicach
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.