W naszym zespole doszło do kilku zmian. Odeszła większość podstawowych zawodniczek, nie ma już rozgrywającej Gabrieli Makarowska-Kulej, atakującej Anastasji Kraiduby, środkowej Vivian Pellegrino oraz duetu przyjmujących Kingi Stronias i Lany Conceicao. Na tą ostatnią pozycję przybyły Ana Karina Olaya (wzrost 187 cm), Elan McCall (183), Felicitas Barbero (188) i Marta Pamuła (183). Do tego atakująca Katarzyna Zaroślińska-Król (187), środkowa Katarzyna Połeć (191), rozgrywająca Julia Bińczycka (172 cm) i libero: Jagoda Białek.
Podopieczne Nicoli Vettoriego sezon rozpoczną 10 października w Bielsku-Białej, a u siebie pierwsze starcie czeka je cztery dni później, kiedy ugoszczą Grot Budowlanych Łódź. Pełen terminarz zamieściliśmy TUTAJ.
Łukasz Baliński: Rozmawiając o UNI Opole przed sezonem trudno nie użyć sformułowania „rewolucja kadrowa”.
Nicola Vettori: No tak, ale jeszcze nie wiemy, czy będą to zmiany na lepsze czy na gorsze. Prawda jest taka, że kluby, które są na niższych pozycjach w tabeli i mają niższe budżety, tak, jak my, są w gorszej pozycji wyjściowej, gdy próbują zatrzymać zawodniczki. Niemniej, udało się pozyskać kilka ciekawych siatkarek. W tym dwie bardzo ograne, które będą bardzo potrzebne, tak, by wprowadzić ten element doświadczenia w tym naszym, dość młodym składzie.
– Są to środkowa Katarzyna Połeć oraz atakująca Katarzyna Zaroślińska-Król. Największe zmiany nastąpiły jednak na przyjęciu, są tu aż trzy zawodniczki z obu Ameryk.
– To dziewczyny z ogromnym potencjałem, choć jeszcze nie wiemy, jak wkomponują się w poziom Tauron Ligi. Ana Karina Olaya wcześniej grała przez trzy lata w lidze portugalskiej, uznawanej za słabszą niż nasza. To reprezentantka Kolumbii, świetna w ofensywie i liczę, że będzie radzić sobie z wysokim blokiem, często spotykanym w polskich rozgrywkach. Elan McCall jest również bardzo perspektywiczna, ale też nigdy nie występowała poza USA. Przecież nie jest łatwo przeprowadzić się z Teksasu czy Kalifornii do Opola. To przepaść kulturowa. Staramy się jednak, aby ta adaptacja nastąpiła jak najszybciej. Felicitas Barbero to młoda Argentynka. Wyróżniała się podczas tegorocznych mistrzostw świata do lat 19. Czuć, że to mądrą zawodniczka.
– Ta ostatnia pojawiła się zamiast awizowanej znacznie wcześniej Natalii Sławińskiej…
– Natalia borykała się z problemami fizycznymi po operacji łękotki. Miała być gotowa do trningów w lipcu, ale gdy do nas dołączyła, miała problem z normalnymi czynnościami. Po miesiącu pracy sama doszła do wniosku, że to dla niej zbyt trudne. Obawiała się, że nie da rady wrócić do formy, jaką miała i wolała zrezygnować. Na razie nie wiemy, czy w ogóle z siatkówki, czy będzie stopniowo wracać do zdrowia. Szkoda, bo to fajna, młoda zawodniczka, która miała za sobą dwa sezony w 1. lidze jako liderka swojego zespołu.
– Czwartą przyjmującą jest Marta Pamuła, która wraca do Opola po roku przerwy.
– Po ostatnim sezonie, gdy mieliśmy tylko trzy zawodniczki na tej pozycji, podjęliśmy decyzję, iż musimy ją wzmocnić. I pierwszym pomysłem była Marta. Znamy się, wiemy na co ją stać. To jest wartość drużyny, nie tylko podczas meczów czy treningów i ogólnie na boisku, ale i poza nim. Dba o „team spirit”. Cieszę się na jej powrót.
– Nowa jest i rozgrywająca Julia Bińczycka. Ona przyszła z Rzeszowa, dokąd powędrowała jej poprzedniczka Gabriela Makarowska-Kulej.
– Ta wymiana wyszła przypadkowo. Zacząłbym jednak od Gabrysi, która była u nas parę lat, rozwinęła się, ale i nam pomogła. Miała oferty z większych klubów i czuła, że musi coś zmienić, żeby zrobić krok do przodu. My bardzo chcieliśmy, żeby została, ale wyszły nasze ograniczenia budżetowe. To też spowodowało, że musieliśmy szukać rozwiązań, na które nas stać i w które wierzę. I tak jest z Julią Bińczycką, którą znam od kilku lat, bo ona jest z Poznania, czyli z mojego „polskiego miasta”. Nigdy nie grała w pierwszej szóstce na poziomie elity, ale była główną rozgrywającą kadry U21 w swoim roczniku, zanim nie wykluczyła jej kontuzja. Na pewno jest to jednak siatkarka z ogromnym potencjałem na rozegraniu, daje dużo pewności. Moim zdaniem, powinno być o niej głośno w najbliższym czasie.
– W kadrze znalazła się też Jagoda Białek. To ważne dla Akademii UNI, której jest wychowanką.
– Tak, bo to też pokazuje, że ciężka praca popłaca. Z Jagodą znamy się od poprzedniego sezonu, gdy czasami pomagała nam w treningach, kiedy nie byliśmy w komplecie. Uznaliśmy, że jest gotowa na pełną szansę. Tym bardziej, że chcieliśmy drugiej libero, tak, żeby dać trochę oddechu Adzie Adamek.
– Przed wami zatem trzeci rok w elicie. W debiutanckim było siódme miejsce, w kolejnym trzy lokaty niżej. Jakie cele na nowy sezon?
– Ten będzie chyba jeszcze trudniejszy, ale nie dlatego, że nie jesteśmy dobrym zespołem. Ale przez to, że rywalki bardzo się wzmacniają. Jak choćby Radomka Radom, którą poprzednio ograliśmy dwa razy. Budowlani Łódź i BKS Bielsko-Biała także zatrudniły świetne zawodniczki. Nasz cel numer 1 to utrzymanie, ale chcemy więcej, myślimy po chichu o play off, o co łatwo nie będzie. O to jedno miejsce będzie walczyć pięć, sześć zespołów. Oprócz, rzecz jasna, tych z czołówki, która w tej chwili wygląda na bardzo mocną. Jeśli chodzi o nasz team, to najpierw musimy zobaczyć, jak wyglądamy na boisku, żeby precyzyjniej ocenić, na co nas stać.
– Sezon zaczynacie dwa dni później niż większość ekip. To ważne w kontekście tego, że długo był pan zajęty też pracą przy reprezentacji Polski siatkarek?
– Dwa dni to mało, jeśli chodzi o jednostki treningowe, to nie ma większej różnicy. Śledziłem przecież całe przygotowania, oglądałem treningi na wideo, konsultowałem się na co dzień ze sztabem, więc pod względem tego, co się działo na boisku, jestem na bieżąco. Ważniejsze jest to, że dzięki tym dwóm dniom mam więcej czasu na bezpośredni kontakt, na rozmowy indywidualne z zawodniczkami. Co jest zawsze potrzebne, żeby pewne rzeczy doprecyzować.
– Jest pan jednak mocno „usprawiedliwiony”, bo pomógł biało-czerwonym awansować na Igrzyska Olimpijskie.
– Tak, to był nasz cel w tym sezonie reprezentacyjnym. Od dwóch lat nad tym pracowaliśmy i czujemy ogromną radość. Cieszy też to, jak poukładaliśmy sobie pracę, jak zgraną grupę stanowimy. Do moich obowiązków należała choćby analiza przeciwnika, organizacja treningu, ale też i asystuję pierwszemu trenerowi, w razie potrzeby pomagam, doradzę.
– Trudno połączyć te dwie role? Kadrę i klub?
– Nie jest łatwo, ale warto było się tego podjąć. Praca w reprezentacji dużo mi daje jako trenerowi. Dużo się uczę, podglądam pierwszego szkoleniowca, obserwuję, jak pracują inne zespoły na świecie, a przy okazji mogę podpatrywać jakieś nieoczywiste zawodniczki w kontekście ewentualnych transferów. Profitów jest sporo. Pozwala mi być na bieżąco z siatkówką przez cały rok, a nie tylko przez te dziewięć miesięcy, kiedy trwa liga. UNI przez to także zyskuje.
– W Polsce pracuje pan z przerwami nieco ponad 20 lat, z czego najdłużej, bo pięć w Opolu. Czyli u nas najlepiej?
– Podoba mi się to, że zarząd zapewnia takie warunki, które pozwalają rozwijać się nie tylko zespołowi, ale i trenerom. Do tego władze nie obiecują rzeczy niemożliwych, a to, co powiedzą, wypełniają. To też jest bardzo ważne.
– Przez najnowsze transfery drużyna UNI staje się coraz bardziej międzynarodowa. Jaki język będzie dominował w szatni, bo pan z polskim problemów nie ma.
– Faktycznie, robi się coraz większa mieszanka. Poza polskim jest oczywiście angielski. Do tego dzięki zawodniczkom południowoamerykańskim zdarza się też hiszpański. Najważniejsze jednak, żeby była dobra komunikacja na boisku. Ja sam ostatnio częściej mówię po polsku niż po włosku, choć tego języka staram się używać w rozmowach z dziećmi, żeby dobrze mówiły.
Czytaj także: Siatkarze Zaksy pomogli reprezentacji Polski w awansie na igrzyska!
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.