– Fakt, dość nietypowa sytuacja, ale w sumie jestem już do tego przyzwyczajony, bo już jakiś czas tak funkcjonuje. Zresztą to nie pierwszy raz, że gram na kilku frontach. Nie jest to dla mnie nic nowego – przyznaje skromnie Krzysztof Zapłacki 31-letni przyjmujący.
I przypomina, że gdy był młodszy to zdarzało mu się bronić barw klubu z Kędzierzyna-Koźla w PlusLidze i Lidze Mistrzów oraz w drużynie U23. Potem gdy utworzono Zaksę Strzelce Opolskie też łączył grę na zapleczu elity czy jeszcze poziom niżej, a przy tym również pomagał „pierwszemu zespołowi”.
Krzysztof Zapłacki – siatkarz Zaksy I…
W tym sezonie sytuacja jest tym bardziej nietypowa, bo trudno znaleźć inny klub, który mierzy się z takimi kłopotami kadrowymi jak od paru miesięcy Grupa Azoty ZAKSA. A ostatnio wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Wszak poza trójką graczy z jego pozycji, którzy od dawna są wyłączeni z gry czyli: Jakubem Szymańskim, Aleksandrem Śliwką i Wojciechem Żalińskim, to w miniony weekend sztab szkoleniowy nie mógł skorzystać także z dwójki innych przyjmujących: Bartosza Bednorza i Korneliusza Banacha, którzy zmagali się z chorobą. Ta osłabiła także Daniela Chitigoia, który wystąpił tylko w premierowej odsłonie. Dlatego awaryjnie został wezwany właśnie on oraz… Justin Ziółkowski (więcej na stronie 25).
– Zawsze jestem gotowy oddać serce temu klubowi, więc nie jest to dla mnie coś nadzwyczajnego. Z punktu widzenia kogoś kto śledzi te rozgrywki to może być coś coś niespotykanego, bo pewnie w jakimś tam stopniu jest, ale ja do tego tak nie podchodzę. Gram na kilku frontach i wszędzie staram się dać z siebie wszystko – podkreśla Krzysztof Zapłacki.
Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. I wcale nie trzeba znać się jakoś szczególnie na siatkówce czy nawet sporcie by wiedzieć, iż pomiędzy trzecim szczeblem rozgrywkowym w danym kraju a najwyższym, nie mówiąc już o Lidze Mistrzów, jest przepaść. Tej nie oddaje zwykłe wyliczenie, że to różnica dwóch lub trzech poziomów.
…i siatkarz Zaksy II
– Umiejętności zawodników, szybkość gry, dynamika, siła… wszystko to jest nie do porównania. Trzeba się dużo bardziej napocić nawet gierce treningowej z pierwszym zespołem, żeby zdobyć jakiś punkt, aniżeli na parkietach drugoligowych – obrazuje.
On jednak wyraźnie sobie radzi. Z wcześniejszych lat może się pochwalić medalami PlusLigi i zdobyciem Pucharu Polski. W listopadzie dołożył swoje trzy grosze do triumfu w Superpucharze naszego kraju. Na początku grudnia uznano go MVP meczu z Cuprum Lubin, a ostatnio przeciwko Resovii Rzeszów zdobył 10 punktów i zakończył spotkanie z drugim wynikiem w swoim zespole pod tym względem.
– Staram się dawać z siebie po prostu wszystko. Znam chłopaków nie od dziś. Bardzo się lubimy i szanujemy. Kierujący grą musi gdzieś tę piłkę dystrybuować tak, żeby szła nie tylko do jednego zawodnika, bo wiadomo, że w takiej sytuacji ciężko jest uciągnąć grę w ataku. Może też rywale mniej mnie pilnują w tym bloku i pewnie rozgrywający chce to wykorzystać. W meczu z Resovią przyniosło to efekty, bo parę piłek miałem super rozrzuconych. Pokończyłem trochę akcji i pomogłem zespołowi – tłumaczy w swoim stylu Krzysztof Zapłacki.
– Krzysiek wreszcie odpalił jeśli chodzi o atak, bo w przyjęciu już wcześniej sobie radził w PlusLidze, ale też gdzieś Marcin Janusz nabrał większego zaufania do niego i dostał zdecydowanie więcej piłek niż w poprzednich meczach. Dlatego mógł się też wykazać w tym elemencie, bo nie ukrywam, że u nas jest on pierwszą opcją w ataku. To jest zawodnik, który potrafi kończyć piłki, tylko trzeba mu po prostu zaufać i myślę, że w tym meczu to zafunkcjonowało – ocenia Dawid Krupa, jego trener z Zaksy Strzelce Opolskie.
Krzysztof Zapłacki – Urzędnik…
Szacunek Zapłackiemu należy się tym większy, iż na co dzień łączy grę z regularną pracą. A ta znajduje się w Urzędzie Miasta w Kędzierzynie Koźlu. Tam z kolei zajmuję się sprzedażą gruntów niezabudowanych, sprzedaję działki gminne i miejskie. Organizuję przetargi i jest w odpowiedniej komisji. Już samo to dla niejednej osoby byłoby „czarną magią”.
– Nie jest lekko, ale jakoś daje radę. To nie jest praca fizyczna, a umysłowa. Tyle, że każdego dnia trzeba spędzić te osiem godzin w pracy. Mam więc mało czasu pomiędzy jej końcem, a początkiem treningu. Bo zazwyczaj wychodzę o godz. 15, potem szybki powrót do domu, coś zjem, chwilę pobawię się z dzieckiem, spędzę trochę czasu z żoną i zazwyczaj około godz. 17 ruszam na trening. W hali jestem 2-3 godziny, wracam i jest już praktycznie noc. I trzeba iść spać, żeby odpocząć, bo kolejny dzień już „za pasem” – wylicza. – Ale ja nie narzekam. Zawsze staram się szukać pozytywów, a nie negatywów. Jestem twardego chowu – dodaje z uśmiechem.
Na szczęście ma wsparcie także wśród współpracowników. Jakby nie było nie każdemu jest dane pracować z zawodnikiem swojej ukochanej drużyny, a takich w Urzędzie Miasta w Kędzierzynie-Koźlu rzecz jasna nie brakuje. Nie tylko jednak przecież dlatego. Trudno więc się dziwić, że od czasu do czasu dostaje kalendarze czy koszulki klubowe do podpisania… przez chłopaków z Grupy Azoty ZAKSA.
…i dobry kolega
– Gdy przychodzę rano do pracy następnego dnia po meczu to siadamy przy małej kawce i szybko zdaję relację. Bo przecież każdy ogląda Zaksę. Czuje pełne wsparcie z ich strony i to jest wspaniałe, że nikt nie zazdrości, a raczej wszyscy mnie w tym wspierają – cieszy się.
Pewnego rodzaju udogodnieniem może być też fakt, iż jego szefową jest w tym przypadku Sabina Nowosielska, obecnie prezydent miasta, a w przeszłości prezes klubu z Kędzierzyna-Koźla. Szczególnej taryfy ulgowej z tego powodu jednak nie ma. I musi choćby pobrać urlopy wypoczynkowy gdy wyjeżdżał z kędzierzynianami na mecz Ligi Mistrzów, jak choćby ostatnio do tureckiej Ankary.
– Nie chcę być nie fair w stosunku do kolegów i koleżanek z pracy. Staram się wypełniać swoje obowiązki służbowe równie sumiennie jak te siatkarskie – nie kryje. – Wiadomo, że gdzieś tam w pewnych sytuacjach jest delikatne przymknięcie oka, ponieważ pani prezydent jest chyba naszym największym kibicem, jest prawie na każdym meczu i wspiera nas – podkreśla Krzysztof Zapłacki.
Krzysztof Zapłacki – Trener
Gra w dwóch zespołach i to na paru frontach oraz praca w urzędzie to jednak nie koniec jego obowiązków. Jest bowiem również trenerem młodzieży, prowadząc zespoły juniorów i kadetów w Strzelcach Opolskich. I niedługo z podopiecznymi z AS Kronospan czekają go zmagania w mistrzostwach Polski w tej starszej kategorii wiekowej. Przed nimi walka o awans do grona 16 najlepszych ekip w kraju.
– W związku z ostatnim natłokiem obowiązków w prowadzeniu tych drużyn pomagają mi inni trenerzy klubu, ale cały czas jesteśmy w kontakcie, chodzę na treningi. I planuje wyjazd z chłopakami do Poznania. Uwielbiam pracę z młodzieżą, mam zrobione odpowiednie papiery. To też mnie kręci, tak że pod każdym względem staram się siatkarsko rozwijać – tłumaczy.
Co ciekawe wyjazd do stolicy Wielkopolski będzie dla niego swoistego rodzaju podróżą sentymentalną. Wszak pochodzi z tego regionu. Urodził się w Lesznie, a do nas trafił blisko 12 lat temu z Kaniasiatki Gostyń. Od tego czasu opuszczał Kędzierzyn-Koźle tylko gdy był wypożyczany do Ślepska Suwałki i Krispolu Września. Trudno więc nie zadać pytania czy nie kusiłoby sprawdzenie się w klubach prezentujących poziom między ekipami w których obecnie występuje.
– Nigdy nie mówię nigdy, ale na tą chwilę nie… i raczej nic się nie zmieni. Osiedliłem się tutaj razem z żoną i córeczką. Ja mam tu pracę, ona ma. Dobrze nam się tu żyje – ucina podkreślając, iż jest tym bardziej wdzięczny swojej drugiej połówce za to jak go wspiera w dążeniu do marzeń. – Owszem wiedziała, że wychodzi za mąż za siatkarza, ale chyba nie mogła się domyślać, iż ten będzie pracował na trzy, a nawet cztery etaty – dodaje z przymrużeniem oka.
Głowa rodziny
– Tego to nie zakładaliśmy, ale ona jest bardzo wyrozumiała. Wspaniale zajmuje się naszym dzieckiem, bo jak mówiłem, nie ma mnie zbyt często w domu. Niemniej co dla mnie ważne, mam pełne wsparcie wśród mojej rodziny. Przede wszystkim dziękuje im, bo bez nich nie mógłbym tego robić. I być aktualnie w tym miejscu w którym w jestem. Pomagają też nam bardzo rodzice, co też ułatwia sytuacje. Tak że jakoś dajemy radę – przyznaje nie kryjąc, iż dzięki temu jest mu też łatwiej spełniać swój siatkarski sen.
– Wiadomo, że po to się trenuje, poświęca się tej dyscyplinie, żeby przeżywać takie chwile jakie teraz przeżywam. Dla mnie to jest kapitalna sprawa, móc nie tylko pomagać chłopakom, ale i grać, bo też sporo tych szans dostaje, by przebywać na boisku wśród najlepszych zawodników na świecie, przy najlepszej publiczności. Myślę, że to jest spełnienie marzeń z dzieciństwa i każdego adepta siatkówki – podkreśla.
Czytaj także: Justin Ziółkowski czyli trener w kadrze Zaksy jako siatkarz. Trwa piękny sen
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.