Nie ma co kryć: goście słabo weszli w mecz, albowiem przez 180 sekund nie umieli trafić do kosza. Rywale to wykorzystali i już na tym etapie prowadzili 12:0. Niemoc opolan przełamał Kamil Białachowski… i zaczął się dość wesoły basket, bo obie drużyny do końca zdobyły po 19 punktów, w czym tez spora zasługa Artura Mielczarka, który w krótkim odstępie czasu dwa razy trafił zza linii 6.75m.
Niemniej na początku drugiej odsłony było już 34:20 dla Górnika. To jednak nie załamało podopiecznych Roberta Skibniewskiego. Nastąpił bowiem ich świetny okres podczas którego zdobyli 11 „oczek” z rzędu! Zatem na półmetku tej części do rywala tracili już tylko trzy. Na ich nieszczęście i wałbrzyszanie ponownie zaczęli trafiać, a nawet „odskoczyli” na 41:31. Akademicy jednak znowu „podjęli rękawice” i finisz należał do nich. W związku z czym na przerwę schodzili ze stratą zaledwie czterech punktów (46:42).
Po zmianie stron znowu jednak mieliśmy małą zabawę w „kotka i myszkę”. Raz to bowiem gospodarze odskakiwali naszej ekipie, raz to jej przedstawiciele niwelowali straty (jak np. z 53:44 do 58:53). Ostatecznie jednak, przed czwartą odsłoną, gospodarze ponownie zdołali zbudować sobie dość sporą przewagę i prowadzili wówczas 66:56.
W odpowiedzi na to nasi koszykarze kapitalnie weszli w kwartę nr 4, gdyż praktycznie doprowadzili do remisu. Niemała w tym zasługa akcji „3+1” Adama Kaczmarzyka, który najpierw trafił zza łuku z faulem, a potem wykorzystał rzut osobisty. Było już zatem „tylko” 68:66 dla rywali, którzy wtedy jednak weszli na wyższe obroty. Zdobyli dziewięć punktów z rzędu, w związku z czym odskoczyli na 11 i mogli już w pełni kontrolować wydarzenia na parkiecie.
Górnik Wałbrzych – Weegree AZS Politechnika Opolska 86:77 (31:19, 15:23, 20:14, 20:21)
Weegree AZS PO: Kaczmarzyk 21, Mielczarek 14, Pabian 12, Kroczak 9, Kowalczyk 8 Białachowski 4, Kobel 4, Skiba 4, Jodłowski 1, Ratajczak.