Początkowo jednak nie zanosiło się na taki obrót sprawy, albowiem zaczęli kiepsko i po sześciu minutach gry przegrywali 0:4. Ich impas w ofensywie przełamał dopiero Mateusz Jankowski i to na tyle, że 300 sekund później mieliśmy już remis po 5. Podopieczni Rafała Kuptela jednak „nie poszli za ciosem”, bo zaraz dwa trafienia zanotowali rywale. Niemniej, niebawem było 7:7 i od tego czasu już do końca tej odsłony walka była bardzo wyrównana. Tylko raz jednak, w 26 minucie po celnej próbie Mateusza Morawskiego, opolanie wyszli na prowadzenie (13:12). Aczkolwiek później już do przerwy nie zdobyli gola, a rywale owszem i to dwa…
Za to gwardziści kapitalnie odnaleźli się po zmianie stron. Od powrotu na parkiet przez kwadrans rzucili bowiem dziewięć bramek, a stracili tylko dwie. Jeśli chodzi o atak to spora w tym zasługa duetu Wiktor Kawka i Mateusza Jankowski. Najpierw ten pierwszy zanotował dla nich trzy trafienia pod rząd, a następnie trzema udanymi rzutami popisał się „Jankes”. Wówczas to, było dla nich 22:15, co sprawiło, iż mogli już w pełni kontrolować przebieg gry i z tej okazji skorzystali. Mimo tego, że rywale zanotowali nawet niezły zryw, ale ich zapędy zostały w odpowiednim momencie ukrócone i na finiszu obyło się bez nerwów…
Dzięki tej wygranej nasi szczypiorniści mają 16 punktów w 12 meczach i awansowali na siódme miejsce w tabeli (gole 307:352).
Gwardia Opole – Energa MKS Kalisz 27:24 (12:13)
Gwardia: Malcher, Lellek – Kawka 8, Jankowski 6, Monczka 6, Fabianowicz 2, Czyczykało 1, Hryniewicz 1, Morawski 1, Widomski 1, Wojdan 1, Kucharzyk, Scisłowicz, Stempin.