– To pewnego rodzaju paradoks, bo przecież jestem stąd, reprezentowałam młodzieżowe drużyny z Krapkowic, ale nigdy nie był to Otmęt – przyznaje Agnieszka Jochymek, mówiąc, iż to prezes postawił ją trochę przed faktem dokonanym. – Na początku mówił, że tylko wyrobi mi licencję, tak na wszelki wypadek, potem zamówił koszulki, a co będzie, to będzie. I tak krok po kroku wyszło, że w końcu zagrałam – śmieje się. – Niby to było parę minut, ale i tak poczułam niesamowite emocje. Przecież niemalże całe moje życie jestem związana z tym sportem. Kocham to i co tu dużo mówić: jak już weszłam na boisko, poczułam piłkę i klej, to serducho mocniej zabiło.
Multimedalistka i reprezentantka
Jakby nie było, Agnieszka Jochymek najbardziej kojarzona jest z Zagłębiem Lubin, którego barw broniła przez 14 lat (2006-2020). W dzisiejszych czasach to rzadkość wiązać się z jednym klubem na tak długi okres.
– Bardzo dobrze się tam czułam – wspomina. – Do tej pory mam tam wielu przyjaciół, znajomych i mogę na nich liczyć. Z perspektywy czasu wiem, iż to była bardzo dobra decyzja, że byłam tam aż tyle, choć miałam możliwość wyjazdu, także za granicę.
Tylko w dwóch sezonach, podczas całego swojego pobytu u „miedziowych”, nie stawała wraz z nimi na podium mistrzostw Polski. Po złoto lubinianki sięgnęły w 2011 roku. A do tego dołożyły dziewięć srebrnych krążków (2009, 2010, 2012, 2013, 2014, 2017, 2018 i 2019). No i dwa brązowe (2007 i 2008). Zdobyły także pięć Pucharów Polski (w latach 2009, 2011, 2013, 2017 i 2019). Przez ten czas nie obyło się również bez gry w europejskich pucharach.
– Pewnie, że marzyłoby się więcej złotych krążków, ale ze srebrnych też się cieszę – podkreśla. – Myślę, że niejeden sportowiec chciałby zdobyć tyle medali mistrzostw i pucharu kraju. Każdy z nich na swój sposób smakował inaczej, bo każdy miał swoją historię i o każdy trzeba było walczyć.
Za swój największy sukces uważa czwarte miejsce na świecie z reprezentacją Polski, podczas mundialu „Serbia 2013”.
– Choć po meczu o trzecią lokatę smuciłyśmy się, to po paru dniach do każdej z nas dotarło czego dokonałyśmy i nawet teraz należy to odczytywać jako sporego kalibru osiągnięcie – opowiada. – Jakby nie było, nigdy wcześniej nasza drużyna kobiet nie doszła tak wysoko.
Powrót do Krapkowic
W trakcie swojej kariery broniła również barw gliwickiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego i tamtejszej Sośnicy. Niemniej abecadła szczypiorniaka uczyła się w krapkowickich PSP 5 i MOS. I choć do 15. roku życia mieszkała relatywnie niedaleko hali Otmętu, to jego barw wówczas nie miała okazji bronić.
Co może dziwić także dlatego, że przecież zasłużona zawodniczką i swego czasu trenerką była jej mama. Zresztą to właśnie spora zasługa pani Jolanty, że mała Aga zainteresowała się piłkarką ręczną. Często towarzyszyła mamie na treningach i siłą rzeczy szybko złapała bakcyla. Ale gdy nadszedł czas wyboru szkoły średniej, postawiła na SMS Gliwice. Dość niespodziewanie rodzicielka początkowo była przeciwna temu pomysłowi, ale córka postawiła na swoim. Tym bardziej, że testy przeszła bez problemu. I tym sposobem niejako „ominęła” Otmęt.
Po latach wspominała, że ówczesny pomysł kształcenia wynikał stąd, że zamarzyła się jej reprezentacja Polski. Na początku młodzieżowa, ale do tej seniorskiej trafiła bardzo szybko, jeszcze jako uczennica. Nie ma co się jednak dziwić powołaniu, skoro na kadrę jechała jako wicekrólowa strzelczyń zaplecza elity. Z Gliwicami związała się łącznie na sześć lat. Dopiero potem przeniosła się do wspomnianego Lubina i to niemalże na półtorej dekady i gdzie w 2020 roku zakończyła karierę. Nie kryła wówczas, że duży wpływ na przyspieszenie tej decyzji miała sytuacja epidemiologiczna. Z piłką ręczną i kibicami chciała jednak pożegnać się inaczej.
Ciągnie na parkiet
– Owszem, Covid był jedną z przyczyn, ale też nawarstwiały się moje problemy zdrowotne – wyjaśnia. – I to wszystko zebrane razem tylko przyspieszyło pewne kroki. Nie wiem, czy teraz będzie okazja, by to zrobić tak, jak sobie to kiedyś wymarzyłam. Bo przecież to nie jest taki typowy powrót na boisku, żebym grała całe mecze czy nawet pół. Myślę, że będą takie bardziej epizody, tak, jak podczas lutowego spotkania ze Śląskiem Wrocław. Wróciłam, ale nie w takim stopniu, na jaki może by niektórzy kibice liczyli. Dostałam nawet sygnały, że powinnam była dłużej być na parkiecie, ale moja rola właśnie taka będzie. Pomagać tylko wtedy, kiedy nie będzie innego wyjścia.
Co ciekawe, od czasu powrotu niewiele brakowało, a zagrałaby kolejny raz. Była w protokole jeszcze przeciwko Zgodzie Ruda Śląska, ale samej siebie do gry ostatecznie „nie wpuściła”.
– Jasne, że miałam ochotę, raz czy dwa nawet zdejmowałam bluzę, żeby wejść na boisko, ale równocześnie obserwowałam też dziewczyny i udowodniły mi, że sobie radzą, choć ostatecznie kończyło się bez zwycięstw – mówi. – Co też wcale nie oznacza, że jakbym weszła, to odmieniałabym losy tych meczów.
Dlatego nie widzi w sobie gwiazdy drużyny, a wręcz przeciwnie. O czym świadczy także fakt, iż pomimo tego, że przez całą karierę była kojarzona ze skrzydłem, to na tę pozycję w ewentualnie nowej roli raczej nie spogląda.
– Mamy bardzo dobre skrzydłowe, koło też jest obstawione, za to po odejściu paru dziewczyn widać deficyt na rozegraniu – tłumaczy. – Wychodzę z założenia, że jak już będę musiała wejść na bosku, to mogę grać wszędzie… no może oprócz bramki (śmiech).
Spełnia się jako trenerka
Podkreśla jednak, że teraz jej głównym celem jest samodzielne prowadzenie drużyny seniorek. Po zakończeniu kariery pracowała nieco z młodzieżą w Tułowicach, a także była w sztabie szkoleniowym… seniorów OSiR-u Komprachcice. W tym ostatnim klubie asystowała swojej mamie, która ma na koncie także m. in. prowadzenie reprezentacji Polski w plażowej odmianie piłki ręcznej. Nie kryje więc, iż czasem jeszcze zdarzy się zasięgnąć jej opinii.
– Bardzo się cieszę, że mam ją w pobliżu i mogę podpytać o wiele spraw, skorzystać z jej cennych rad, ale ostatecznie chcę decydować sama – stwierdza. – Tak, by odpowiadać za zespół, który postanowiłam objąć.
Na razie debiut w tej roli jeszcze trudno oceniać. Choć jej podopieczne sezon rozpoczęły na początku października, to przez ponad pięć miesięcy rozegrały dopiero 10 meczów. Ktoś odpowiedzialny w ZPRR (Związek Piłki Ręcznej w Polsce) za terminarz rozłożył bowiem sezon w grupie B niemalże na trzy rundy… Zamiast dwie, jak to zwykle bywa. Nie poddaje się jednak i stara się wprowadzać do zespołu młodzież, co czasem ma przełożenie na niezbyt korzystne wyniki…
– Ciężko jakoś sensownie ułożyć cykl treningowy. Przecież na początku ledwie zaczęłyśmy granie, a już po czterech meczach trzeba było kończyć. Za chwilę będzie podobnie. Obecna sytuacja kadrowa również nie napawa optymizmem – tłumaczy Agnieszka Jochymek.
Budować przyszłość Otmętu
Zauważa przy tym, iż celem klubu jest budowanie zespołu na przyszłość, a na to potrzeba czasu. Patrzy jednak z optymizmem w przyszłość, bo niemal na każdym treningu widzi, że dziewczyny bardzo mocno chcą iść do przodu.
– Ale to też nie będzie „ot, tak”. Jasne, na razie więcej przegrywamy, ale nie zawsze porażki oznaczają, że jest tylko źle. Można z nich wyciągnąć pozytywne wnioski, choćby co do niektórych zawodniczek, które powoli się otwierają i nabierają doświadczenia, którego im wcześniej brakowało, bo to nie od nich zależały losy meczu, a ja chcę, by tak się działo, że muszą się tego nauczyć, tej odpowiedzialności i widzę, że coraz pewniej sobie poczynają, co mnie cieszy. Zdaję sobie też sprawę, że ta forma nie będzie jeszcze ustabilizowana i czekają nas różnego rodzaju wahania – przedstawia swój punkt widzenia dodając, iż marzy jej się także stawianie na młodzież i wychowanki, a z tymi aktualnie w Krapkowicach krucho. – Myślimy jednak nad tym i już po części działamy w tej kwestii razem z zarządem – zaznacza.
Co ciekawe, piłka ręczna nie zajmuje jej czasu od rana do wieczora. Albowiem normalnie pracuje w jednej z firm na terenie powiatu opolskiego, na stanowisku specjalista do spraw administracyjnych.
– Kobiecy sport dalej jest mniej opłacany niż mężczyzn – zauważa. – To jest po pierwsze, po drugie, piłka ręczna kobiet w naszym kraju nie stoi na najwyższym poziomie sportowym i organizacyjnym. Brakuje sukcesów reprezentacyjnych i klubowych na arenie międzynarodowej. Mam jednak nadzieje, że to się będzie zmieniać na plus.
Czytaj także: Złoty Kask 2024 w Opolu. Poznaliśmy listę startową, a na niej gwiazdy światowego żużla!