Morsowanie na sucho propaguje opolanka Klaudia Wysocka. Na co dzień zajmuje się fotografią ślubną. Wolne chwile poświęca na dbałość o organizm i tężyznę fizyczną. Oraz na udział w zawodach. I właśnie uczestnictwo w jednych z nich skłoniło ją do hartowania organizmu w ten sposób.
– To były zimowe zawody biegowe – wspomina. – Byłam dobrze przygotowana fizycznie. Ale pokonała mnie temperatura. Pod koniec biegu dostałam hipotermii i ledwie ukończyłam trasę. Wtedy postanowiłam zahartować swój organizm, by był bardziej odporny na zimno. Za namową koleżanki z drużyny zaczęłam biegać morsując.
Morsowanie na sucho, czyli na Śnieżkę w samym topie i legginsach
Teraz, po trzech latach od tych wydarzeń, jest zahartowana do tego stopnia, że nawet przy temperaturze -5 stopni Celsjusza od razu wychodzi na trasę w topie i krótkich spodenkach. Ale nie przyszło to od razu. Klaudia Wysocka zaznacza zresztą, że stopniowanie to podstawa.
– Zaczynałam od krótkich spodenek, bluzki z krótkim rękawkiem, a na to była jeszcze kurtka wiatrówka. Po 500 metrach biegu rozpinałam kurtkę i kiedy poczułam się komfortowo, to później przywiązywałam ją w pasie – opisuje.
– Trzeba też pamiętać, aby cały czas osłaniać te partie ciała, przez które tracimy dużo ciepła. Obowiązkowa jest więc czapka, a także szalik bądź komin na szyi. Do tego rękawiczki na dłoniach. Istotne jest też osłanianie ścięgien Achillesa. Tutaj polecam dłuższe skarpetki – wylicza Klaudia Wysocka.
Około roku temu udało jej się wbiec na Śnieżkę w samym topie i legginsach.
– Śnieg i zimno nie były mi przeszkodą. Mijający mnie ludzie, okutani w grube kurtki, patrzyli na mnie ze zdziwieniem. I pytali, czy nie jest mi zimno. A ja z uśmiechem opowiadałam, że nie – wspomina.
Pytana o ludzi, którzy w podobnych lekkich strojach idą w góry, zaznacza, że problemy, w jakie takie osoby potrafią się wpakować, to zazwyczaj skutek braku przygotowania i wyobraźni.
– Ja do zimowego wejścia na Śnieżkę szykowałam się dwa lata. Nie można robić tego bez przygotowania – podkreśla.
Nie choruje od czterech lat
Klaudia Wysocka to filigranowa kobieta. Dużo ćwiczy, więc nie ma wiele tkanki tłuszczowej. Jakim cudem nie jest jej zimno, gdy prowadzi morsowanie na sucho?
– Morsowanie stymuluje produkcję białek, które prowadzą do przemiany białej tkanki tłuszczowej w tkankę brunatną – odpowiada. – Co to oznacza dla organizmu? Tkanka brunatna zamiast magazynować tłuszcz, poddaje go przemianie i w efekcie produkowana jest duża ilość ciepła. Jeszcze niedawno sądzono, że taką tkankę posiadają jedynie małe dzieci. Jednak najnowsze badania pokazują, że występuje ona także u dorosłych. Istnieją pewne czynniki, które sprawiają, że biała tkanka tłuszczowa „brązowieje”. I jednym z nich jest morsowanie. Ale nie tylko, na ten stan wpływa też ogólna regularna aktywność fizyczna.
Zaznacza, że w obu przypadkach zmiany nie są trwałe, więc jeśli przestanie się morsować lub regularnie ćwiczyć, to z czasem sytuacja wraca do punktu wyjścia.
– Dlatego istotna jest stała aktywność – podkreśla Klaudia Wysocka. – U mnie zaowocowało to tym, że nie choruję od czterech lat. A kiedyś każde przeziębienie kończyło się braniem antybiotyków i tygodniem leżenia w łóżku. Polecam taki ruch każdemu, kto ma problemy z odpornością. Klucz, to stopniowe wychodzenie ze swojej strefy komfortu.
Czytaj także: Morsy na WOŚP 2023. Mroźne kąpiele w opolskich akwenach