Rzeź wołyńska – trzeba pamiętać, ale nie pielęgnować nienawiści
Już za chwilę będziemy upamiętniać bestialsko zamordowanych 60 tysięcy Polaków w 1943 roku podczas Rzezi Wołyńsko-Galicyjskiej. Takiego samego ludobójstwa bandy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) dokonały w województwie lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim.
Nacjonaliści UPA dotarli do wsi Puźniki w Środę Popielcową, nad ranem 14 lutego 1945 roku. Bestialsko zamordowali prawdopodobnie 120 osób. Paląc żywcem, obcinając ręce, a kobietom piersi. Wyrywano płody z łona ciężarnych. Nienawiść do drugiego człowieka może nie znać granic. Wśród bestialsko zamordowanych była 27-letnia Władzia Jasińska, to moja babcia! Banderowcy zamordowali ją na oczach 6-letniego Stasia, mojego taty…
Wiele lat później, podczas każdej z biesiad rodzinnych, któraś ze starszych kobiet nagle wybuchała płaczem. Nie pytano, co się stało, dlaczego płaczesz… Za każdym razem wszyscy wiedzieli, że to odzywa się przeszłość i nie pozwala cieszyć się życiem.
Tragedia ludobójstwa, ze swoimi konsekwencjami, nigdy nie kończy się na jednym pokoleniu. Może siedzieć w świadomości i boleć przez następne generacje. Jednak nienawiść nie może trwać wiecznie, to zła i niszcząca emocja.
Trzeba pamiętać o ofiarach i godnie upamiętnić 80. rocznicę Rzezi Wołyńsko-Galicyjskiej. I upamiętniać kolejne rocznice. Jednak nie można bezwolnie poddawać się dyktatowi niektórych radykałów, którym przeszłość miesza się z teraźniejszością. Oni studenta z Ukrainy, który nie ma już gdzie wracać, czy kobietę „na kasie” w hipermarkecie, której mąż tkwił w Azowstalu, stawiają na równi z tamtymi z przeszłości.
Czas postawić tamę na złe słowa
To bardzo delikatny i trudny temat, dlatego dotychczas nikt go nie poruszał, a organizacja, o której piszę – Stowarzyszenie Kresowian z Kędzierzyna-Koźla kierowane przez Witolda Listowskiego – to łyżka dziegciu w całej beczce miodu normalnych środowisk kresowych. Ale trudnego tematu nie wolno unikać. Można powiedzieć, że zawsze znajdzie się szaleniec, albo zły człowiek, który pomiesza przeszłość z teraźniejszością. Przy czym będzie nawoływał, żeby ograniczyć prawa uchodźcom wojennym, bo oni mają się dobrze, lepiej niż my. To brak świadomości albo zła wola, bo wystarczy wsłuchać się w ich dzieci i popatrzeć na pozornie dobrze wyglądające, ale depresyjne uchodźczynie wojenne.
Trzeba zauważyć, że organizacji występującej pod szyldem w nazwie Kresy łatwo poruszyć serca, a co za tym idzie, zabiegać o finansowanie działalności i publikacji. Łatwiej też zabiegać o patronaty samorządów i zapraszać polityków różnych opcji na imprezy i spotkania.
Występującym pod szyldem Kresy nikt nie zadaje pytań o to, jakie będą głoszone przez nich treści. A to rodzi pole do nadużyć, do „przytulania się” do środowiska Kresowian grających na emocjach radykałów i manipulatorów różnej maści oraz ludzi z niby naukowych środowisk, zaprawiających wszystko ideologiczną treścią.
„Nie bądźmy obojętni”, zacytuję Mariana Turskiego, byłego więźnia Auschwitz. Niech wreszcie politycy i samorządowcy postawią tamę głoszonym kremlowskim treściom. I nie można zapominać, że każde zło zawsze zaczynało się od złych treści.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.