– Siedemset ciężarówek z kurczakami wjeżdża co miesiąc do Polski – mówi Paweł Podstawka z Opola, prezes Krajowej Federacji Hodowców Drobiu i Producentów Jaj, który obecnie zasiada w Zespole Parlamentarnym ds. Afery Drobiowej.
– One nie są kontrolowane. Ani pod względem jakości, ani czym je karmiono. I czy stosowano w hodowli substancje zakazane. Weterynaria na granicy dostała nakaz prowadzenia jedynie wybiórczych kontroli. Potem to trafiało do zakładów przetwórczych i było przerabiane na różnego rodzaju produkty.
Czy to pomoc gospodarce wojennej naszych sąsiadów, czy może ktoś w ten sposób nabija sobie kieszenie?
– Bezgraniczna chęć pomocy przerodziła się w chęć zarobienia bezgranicznych pieniędzy – nie ukrywa prezes Podstawka.
– Teraz musimy odpowiedzieć, kto jest za to odpowiedzialny i jaki był schemat działania. I dlaczego odpowiedzialne za to służby nie podjęły działań – dodaje.
Nabijanie kieszeni
Uważa, że to trudny temat, bo dotyka polityki i geopolityki. Słusznym celom towarzyszyły jednak brak wyobraźni i nieudolność. Co niektórzy wykorzystali do nabijania sobie kieszeni.
– Weterynarz miał do skontrolowania 24 palety w transporcie, a zasłaniał się tym, że jak zacznie kontrolować, to zepsuje się całe mięso – podaje przykład Paweł Podstawka. – To wszystko zakończyło się bezgraniczną głupotą. Ale ja nie powiem, kto mógł się ewentualnie do tego przyczynić. Dopóki nie będzie dowodów.
Drobiarze opolscy się buntują, twierdząc, że oni, w strefie unijnej wprowadzają na rynek mięso wysokiej jakości. Co wiąże się z ceną, bo jakość kosztuje. Tymczasem, jak mówi Paweł Podstawka, te najniższej jakości kurczaki spoza strefy unijnej trafiają do popularnych hipermarketów. I są sprzedawane w najniższych cenach.
Rzeczywiście, niskie ceny marketach często dziwią, czy za tyle można w ogóle Polsce wyprodukować dobrej jakości wędlinę drobiową.
W środowisku hodowców doczekało się to już dowcipów, że przyjaciółka Jarosława Kaczyńskiego nosi futro. A z mięcha robią kiełbasę w najniższej cenie.
Filet 8-10 zł za kg!
Natomiast filety drobiowe w marketach bywają nawet po 8-10 zł za kilogram. – Kiedy wyprodukowanie w Polsce fileta to koszt 18 złotych – podkreślają opolscy drobiarze.
– Mamy też inny problem, bo zboże, które sprowadzono pod nazwą „technicznego” i przerabiano na pasze, powoduje u drobiu rozstrój przewodu pokarmowego – podkreśla Paweł Podstawka. – W tym zbożu są różnego rodzaju pestycydy, mykotoksyny (grzyby rakotwórcze – aut.), poza tym jest spryskiwane w magazynach, a nie na polach.
A Wacław Bortnik, Wojewódzki Lekarz Weterynarii w Opolu przestrzega, że mięso karmionych tak zanieczyszczoną paszą kurczaków może powodować u ludzi nawet nowotwory.
Hodowcy i rolnicy winą za całą sytuację obarczają Henryka Kowalczyka, byłego ministra rolnictwa. Ten po żniwach rok temu namawiał rolników, by nie sprzedawali zboża, bo zimą i na wiosnę będzie droższe. Rolnicy posłuchali, co pomogło w sprzedaży ziarna, które napływało z Ukrainy.
– Rolników wprowadzono w błąd – mówi Paweł Podstawka. – A to ukraińskie zboże ze zbiorów 2021 roku było przechowywane w bardzo złych warunkach. Bo trwała wojna i nikt na rynkach światowych nie chciał go kupić. Jedyne, na co ono się nadaje, to na pelet, czyli do spalenia.
Miała być Afryka, jest Polska
Trudno zrozumieć, dlaczego od lipca ubiegłego roku ukraińskie zboże rozlewa się po Polsce. Przecież miał trafić do portów, a stamtąd do Afryki i na Bliski Wschód.
– A do jakiego miało trafić portu? Przecież my nie mamy nawet 500 metrów nabrzeża do przeładunku zboża – rozwiewa wątpliwości Podstawka. – Jeśli nie posiadając kolei, odpowiedniego transportu myśli się, że Amerykanie i Unia Europejska wybudują nam porty i tory, to tak się kończy, jak widzimy.
Potwierdza to Witold Zembaczyński, opolski poseł Koalicji Obywatelskiej i wiceprzewodniczący Nowoczesnej.
– Życzeniowo myślano, że to trafi do Afryki, choć nasza infrastruktura nie jest do tego przygotowana – mówi poseł. – Więc kiedy padła komenda „jechać”, już nikt tego nie kontrolował. Jesteśmy krajem frontowym i powinniśmy pomagać Ukrainie, ale służby fitosanitarne są nieudolne. Krajowa Administracja Skarbowa zawiodła, To doprowadziło do dumpingu cenowego. I nie twierdzę, że za każdym razem zboże z Ukrainy jest gorsze, ale to nie my powinniśmy być jego adresatem.
Tona zboża prawie dwa razy tańsza
Po ubiegłorocznych żniwach tonę zboża można było sprzedać za 1500-1600 zł. Obecnie jego cena na Opolszczyźnie wynosi 800-900 zł za tonę. To poniżej kosztów produkcji. Opolscy rolnicy mają możliwość sprzedaży ziarna pod koniec maja, ale z obietnicą zapłaty dopiero w lipcu.
W całej Polsce stodoły, magazyny i silosy są pełne ziarna, którego trzeba się pozbyć przed tegorocznymi żniwami. W sobotę Jarosław Kaczyński ogłosił, że rząd będzie skupował zboże od rolników, po 1400 zł za tonę.
– Nie zgadzam się, żeby taki skup odbywał się kosztem wszystkich obywateli – podkreśla poseł Zembaczyński. Żeby osoby, które uczciwie płacą podatki ponosiły konsekwencje nieudolności rządu. Państwo kompletnie zawiodło, a to, co potrafi PiS, to sięgnąć do kieszeni podatnika. To byłoby kupowanie głosów wyborczych kosztem innych grup. Więc jeśli nie należysz do grupy, która może na tym skorzystać (na skupie interwencyjnym zboża – aut.), to jesteś płatnikiem.
Jak dodaje poseł, problem jest nie tylko ze zbożem czy ukraińskimi kurczakami. Witold Zembaczyński odbiera sygnały od pszczelarzy, że na naszym rynku pojawił się tani, nieprzebadany miód ze wschodu. Cena kilograma polskiego szlachetnego miodu akacjowego to minimum 19 złotych za kilogram. Wielokwiatowy ukraiński można kupić już za 13 złotych za kilogram.
Czytaj także: Zboże „techniczne” z Ukrainy może spowodować nawet raka.