sobota, 1 kwietnia, 2023
  • O redakcji
  • Regulamin
  • Ochrona danych
  • Kontakt
Opolska360
  • Strona główna
  • Aktualności
    • Opole
    • Region
    • Tylko u nas
    • Biznes
    • Nauka
    • Sport
    • Razem dla Środowiska
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Opolska360
  • Strona główna
  • Aktualności
    • Opole
    • Region
    • Tylko u nas
    • Biznes
    • Nauka
    • Sport
    • Razem dla Środowiska
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Opolska360
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Home Tylko u nas

Twórca Samarytanina: Ze śmiercią nie wygramy. Z cierpieniem wygrać trzeba

Z Cezarym Judą, lekarzem, specjalistą medycyny paliatywnej i radioterapii onkologicznej, twórcą Ośrodka Medycznego „Samarytanin” w Opolu, rozmawia Krzysztof Ogiolda

Krzysztof Ogiolda Krzysztof Ogiolda
5 miesięcy temu
w Najważniejsze, Tylko u nas
0
Twórca Samarytanina: Ze śmiercią nie wygramy. Z cierpieniem wygrać trzeba

Wszystkich Świętych 2022 - rozmowa z lekarzem, który stworzył ośrodek Samarytanin w Opolu

Krzysztof Ogiolda: Większość z nas rzadko jest przy śmierci drugiego człowieka. Kiedy towarzyszymy odchodzeniu naszych bliskich, jest to zwykle wielkie przeżycie. Pan codziennie towarzyszy ludzkiemu umieraniu. Można – albo trzeba – się przyzwyczaić, opancerzyć?

Cezary Juda: Gdybyśmy się jako ludzie związani z trudną działką medycyny paliatywnej – będącą pomostem łączącym życie i śmierć – się przyzwyczajali, to byłoby bardzo źle. Jesteśmy przygotowani zawodowo do ludzkich nieszczęść. Ale też – nawet na godzinę, na kilka ostatnich minut życia – zawsze mamy szansę na poprawę stanu chorego. Na to, żeby mu się lepiej oddychało, by nie odczuwał bólu. Proszę sobie wyobrazić, że pan nie może oddychać. Złapanie powietrza staje się wtedy najważniejszą sprawą. Jeśli mam koszmarny ból, to nie myślę o śmierci, albo myślę, że jak umrę, nie będę wreszcie cierpiał. Pragnę trzydziestu sekund bez tego bólu. I wtedy my jesteśmy.

Jeden z przyjaciół ks. prof. Tischnera zanotował, że kiedy odwiedził go w szpitalu, ksiądz, który już mówić nie mógł, poprosił gestem o kartkę i napisał: „Nie uszlachetnia”. Miał na myśli cierpienie.

– Z całą pewnością ks. Tischner miał rację. Już papież Pius XII w latach 50. XX wieku dopuszczał używanie morfiny jako środka przeciwbólowego, a w przemówieniu do lekarzy katolickich w roku 1949 mówił: „Cierpienia pogłębiają stan osłabienia i wyczerpania fizycznego, są przeszkodą dla wzlotów ducha i zamiast podtrzymywać, wyniszczają siły moralne. Natomiast powstrzymanie cierpienia niesie z sobą fizyczne i psychiczne odprężenie, ułatwia modlitwę i umożliwia bardziej wielkoduszny dar z siebie”. W podobnym duchu wypowiada się współcześnie Papieska Rada ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. W „Nowej karcie pracowników służby zdrowia” czytamy: „Kiedy istnieje w terapii taka konieczność, i za zgodą chorego, właściwie pojęta opieka ludzka i chrześcijańska przewiduje stosowanie leków, które mogą złagodzić lub wyeliminować cierpienie, chociaż ubocznie mogą spowodować otępienie i zmniejszenie świadomości”. Tę zasadę stosujemy konsekwentnie w medycynie paliatywnej: Pacjent ma nie cierpieć. Trzeba go strzec przed tym potwornym bólem, który mu nie pozwala myśleć, który prowadzi czasem do samobójczej śmierci ze strachu przed jego powrotem.

Są takie bóle, na które nawet tacy fachowcy jak pan nie potrafią pomóc?

– Rzadko, ale są. Najczęściej bóle pochodzenia nerwowego. Trudniej je uśmierzyć u pacjenta w domu. Na oddziale ma leki rozpisane na godziny. Obserwujemy chorego, modyfikujemy leczenie i w zdecydowanej większości udaje się cierpienie zlikwidować.

Rodzina często pyta: Jak długo mój bliski będzie żył?

– Odpowiadam: Nie wiem. Taka ocena to nie jest moje zadanie. Mnie to nie obchodzi. Jak zacznę komuś liczyć i przepowiadać, kiedy umrze, to przestanę się angażować w jego dobrostan. Jesteśmy od tego, by pomagać, dodawać ludziom otuchy. Żeby się nie czuli samotni. I nie cierpieli. Wystarczy nam cierpienia w ciągu całego życia. Choroba potrafi człowieka doprowadzić do utraty szacunku dla siebie samego, do utraty godności. My jesteśmy po to, by do tego nie dopuścić. A to oznacza, że się nie możemy przyzwyczaić do śmierci. Nawet, gdyby ich było tysiąc dziennie. Mamy pancerz, który nas chroni od pewnych uczuć, bez którego musielibyśmy najdalej przy dziesiątym umierającym dostać zawału. Ale nie pozwalamy sobie na takie przyzwyczajenie, które by nam pozwalało niczego dla chorego nie robić.

To najtrudniejsza praca?

– Może ratownicy medyczni mają gorzej, albo strażacy rozcinający samochody i wydobywający rannych. Krew się leje. Ale ciągle spotykamy się ze śmiercią, z płaczącymi rodzinami, z pokrzywdzonymi ludźmi. Miałem koleżankę, która pracowała na onkologii. Zaczęła robić medycynę estetyczną. Mówiła: „Mam dość płaczących rodzin. Nie daję rady żyć ciągle problemami innych”. Bolesne są takie sytuacje, kiedy dorosłe już dzieci chorego siedzą gdzieś za granicą i do głowy im nie przyjdzie, żeby mamę czy ojca odwiedzić. Pojawiają się, kiedy ich bliski już umiera lub umarł. Często tylko po to, by zrobić awanturę. Stłumić – kosztem personelu – wyrzuty sumienia.

Mamy w rodzinie doświadczenie umierania mojej mamy. Nic już nie można było zrobić. Staraliśmy się tylko, żeby zawsze ktoś nas przy niej był. Choć to pewnie pielęgniarkom pracy nie ułatwiało.

– To jest bardzo ważny etap, by przy tym ciężko chorym, umierającym być. On nas pozornie nie widzi, ani nie słyszy. A właśnie wtedy złap tego pacjenta za rękę, przytul go, rozmawiaj z nim, nawet gdy nie odpowiada. Uczesz go. My wszyscy wydzielamy energię. Ten bliski człowiek naszą obecność czuje, nawet jeśli nic już nie powie. Dla nas, dla służby zdrowia ten, kto przy bliskim chorym siedzi, jest bardzo potrzebny. On nam nie przeszkadza. Oczywiście, czasem musi na chwilę wyjść, ale generalnie pomaga utrzymać choremu spokój. Siła więzi z bliskimi jest ogromna. To nie jest przypadek, że nierzadko wiekowi ludzie krótko przed śmiercią wołają mamę.

Zdarzało się panu uratować kogoś, kto właściwie po ludzku nie miał już szans?

– Kiedyś rodzice przywieźli z Niemiec kobietę z guzem mózgu. Była w śpiączce, bez kontaktu, umierała. Onkologia odmówiła pomocy. Zostało hospicjum. Niech pan robi wszystko by ją ratować – mówili rodzice. Wysłałem ją do Gliwic, gdzie dostała jednorazową dawkę promieniowania. Myśmy dali nasze leczenie. Po dwóch tygodniach pojawiły się jakieś przejawy kontaktu. Po kolejnych reagowała na proste polecenia. Potem zaczęła rozmawiać. Po 9 miesiącach spełniła marzenie – wsiadła na rower. Opowiadała nam, że śniło się jej, że jest na średniowiecznym polu bitwy, a rycerze ją i innych rannych przebijają mieczami. Być może właśnie wtedy pielęgniarka robiła jej zastrzyk? Ona zachowywała jakiś podświadomy kontakt z otoczeniem.

Pogodził się pan z faktem, że – chcemy czy nie – musimy umierać? W niedzielę wypatrzyłem na cmentarzu w mojej dzielnicy Opola nagrobek z 1938 roku. Spoczywa tam czteroletnie dziecko. Mnie samemu ze śmiercią dzieci bardzo trudno się pogodzić.

– Przyczyny życia i śmierci są opisane. My przychodzimy na ziemię się sprawdzić. Jedni sprawdzają się w wieku czterech lat i Pan Bóg ich odwołuje. Ale może sprawdzimy się, mając 84 lata. Dla Pana Boga to jest bez znaczenia. Jeśli dłużej żyjemy, to widać mamy jeszcze jakieś zadanie w życiu do zrobienia, albo coś do naprawienia. Innej logiki, która by tłumaczyła, dlaczego ktoś żyje 30 lat, a ktoś inny 99, nie ma.

Ów 99-latek czasem sam już chce umrzeć, modli się o śmierć…

– Ale może ma jakąś misję do spełnienia wobec dzieci czy wnuków. Może jest potrzebny po to, by to oni uczyli się miłości, czułości wobec bezbronnego, który czasem nas drażni. Bo za pomoc mu daną nie oddaje wdzięczności, czasem nawet uśmiechu. My jesteśmy do takich oczekiwań przyzwyczajeni. Żeby chory był sympatyczny i dziękował. Zmieńmy to przyzwyczajenie. Nie o to chodzi. Nie oczekujmy od chorego wdzięczności. Ale i nie zasypujmy, zwłaszcza po śmierci, personelu medycznego pretensjami. Umrzeć musimy. Gdyby ktoś żył tysiąc lat, to w momencie jego śmierci bliscy i tak mieliby poczucie, że przecież mógłby jeszcze pożyć. Mamy tak żyć, by w każdej chwili, w całym naszym zamieszaniu – być w zgodzie z własnym sumieniem. To nie jest łatwe. Adam Mickiewicz napisał, że łatwiej napisać wiersz niż uczciwie przeżyć dzień. Poeta miał rację. My ciągle jesteśmy nakręcani. Jak nie pokusami, to chęcią pokazania się, zrobienia czegoś koniecznie. Nie porozmawiam z żoną, z psem się nie pobawię, bo muszę to czy tamto zrobić. Im dłużej żyję, tym bardziej żal mi czasu zmarnowanego, którego nikt nam nie odda. Także tego zużytego na puste spotkania i na puste rozmowy.

Dlaczego – nawet ludzie bardzo wierzący – boimy się śmierci?

– Na jednym ze zjazdów w którym uczestniczyłem, profesor filozofii, etyk, przekonywał nas, że jesteśmy marnymi chrześcijanami, bo powinniśmy na śmierć czekać i chcieć się spotkać z Bogiem. Skoro w pustkę nie idę, a to, co najpiękniejsze w życiu, dopiero mnie czeka. Boimy się, bo wszyscy mamy bardzo silny instynkt życia. Bez niego nie chciałoby mi się przez 10 lat jeździć co dzień do Wrocławia i spać przez cztery godziny na dobę. Jak ktoś ma trzydniową migrenę, to pewnie gdyby nie ten instynkt, zabiłby się, żeby go tylko głowa nie bolała. Kiedy ktoś bliski nas oszuka, pragniemy śmierci. A instynkt życia umrzeć nie pozwala. Musimy w sobie godzić tę sprzeczność – lęk przed śmiercią i instynkt życia.

Można lęk przed śmiercią zmniejszyć?

– Trzeba się na nią nastawić, przygotować. W każdej chwili. W sekundę. To nie musi być w jakiejś odległej przyszłości, jak nas zaatakuje nowotwór albo przyjdzie zawał serca. Lekarz prowadzący, onkolog, pielęgniarki – wszyscy potrafią rozmawiać, więc mogą i powinni w tym przygotowaniu pomóc. Świadomość, że wszyscy się rodzimy i wszyscy umieramy, należy do mądrości życia. Byłoby wielką naiwnością sądzić, że nigdy nie będę chory, nikt złego słowa o mnie nie powie, nikt nie pozbawi pracy, a ostatecznie nigdy nie umrę. A jak mnie coś podobnego dotyka, bardzo się dziwię. Jak ktoś tak myśli, to za dużo obejrzał amerykańskich filmów, a za mało dobrej literatury przeczytał. Sam sobie niedawno uświadomiłem, że gdybym robił wielką imprezę, to większości ludzi, z którymi przez lata siadałem do stołu, jeździłem na wakacje itd., już nie ma na tym świecie. To odchodzenie boli. Ale łudzenie się, że mnie to nie dotyczy, ostatecznie rani jeszcze bardziej.

Jeszcze 50 lat temu, jak człowiek umierał, często trumna z jego ciałem stała w domu. Domownicy, dzieci też, jakoś musieli to unieść. Na pewno łatwo nie było. Dziś większość z nas dzieci w ogóle na pogrzeb nie zabiera, żeby im takich widoków i przeżyć oszczędzić…

– Uważam, że to jest błąd. Jeśli dziadek spędził z wnukiem czy wnuczką ileś – dla dziecka najważniejszych – lat życia, uczył pisać i czytać, chodził z nim do lasu, miał cierpliwość, kochał, przytulał, to kiedy umiera, mamy wnuka zostawiać w domu? Uważam, że budujemy rzeczywistość sztuczną. Czymś naturalnym jest, że dziecko uczestniczy w całym życiu domu. W tym, co łatwe, i w tym, co trudne. Mam takie doświadczenie, że wśród moich krewnych w pewnym momencie w pół roku zmarło sześć starszych osób. Na wszystkich pogrzebach byliśmy całą rodziną. Dzieci trzeba przygotować do wszystkiego, co się może zdarzyć w życiu.

Nie zawsze więź dziecka z umierającą ciocią czy wujkiem mieszkającymi w innym mieście jest tak bliska, jak z dziadkiem…

– Pogrzeb to generalnie nie jest fajna uroczystość, ale chodzimy czy jeździmy na nie także dla żywych, żeby naszym krewnym, znajomym okazać przywiązanie. Żeby mieli okazję odczuć, że oni nie są w tym trudnym położeniu sami. Pamiętam do dziś, kiedy zmarła moja mama, przyjechały nie tylko koleżanki z pracy, ale nawet piłkarze, z którymi gram. Byłem pozytywnie zdziwiony, bo żaden z nich mojej mamy nie znał. I właśnie to poczucie miałem: Nie jestem sam. Pogrzeb, powtórzę, to nie jest miłe wydarzenie, ale powinniśmy na nim być z szacunku dla osób, które z nami żyły i żeby się mądrze pożegnać. Gdybyśmy mieli zostawić pochowanie zmarłych tylko jakimś służbom, to by było nieludzkie.

A chodzenie na cmentarze 1 i 2 listopada? Nie brak głosów, że to trochę kicz pamięci, bywa, że nad grobem krewni się pokłócą, a pomodlić się za zmarłego można – jeśli ktoś chce – i poza cmentarzem.

– To, czy się pokłócę z rodziną albo będę kogoś odgadywał, czy tym razem nie, przecież zależy także ode mnie. A spotkanie z krewnymi z okazji Wszystkich Świętych przez wiele lat były dla mnie najradośniejsze w roku. Może dlatego, że przez 30 lat mojego życia nikt wśród osób mi bliskich nie umierał. Obserwuję zresztą, że u nas groby mają moc przyciągania. Nie tylko na Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny. Generalnie jest u nas cmentarzach – od co najmniej 20 lat – w zwykłe dni dużo ludzi, kwiatów i świateł. 1 listopada staje się trochę zwieńczeniem całego roku. Ja sam, ile razy przejeżdżam obok miejsca, gdzie rodzice są pochowani, zawsze wchodzę na cmentarz. To jest dla mnie czas wspomnień. Nikt mi tego nie zabierze. Przecież nie musimy żyć tylko dniem bieżącym i kultem młodości.

Tags: Samarytanin OpoleWszystkich Świętych

Powiązane wpisy

nowe technologie
Najważniejsze

Psycholog nowych technologii: Musimy spuścić nasz mózg z cyfrowej smyczy

44 minuty temu
Rammstein na festiwalu w Opolu
Tylko u nas

Rammstein gwiazdą 60. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu!

12 godzin temu
Zygmunt Dziemba
Najważniejsze

Zygmunt Dziemba, prezes Kolejarza Opole: Wierzę w ten zespół

13 godzin temu
Laury Umiejętności i Kompetencji 2022
Biznes

Laury Umiejętności i Kompetencji 2022 rozdane. Kto otrzymał nagrody?

22 godziny temu
opolska PO Zbigniew Kubalańca Andrzej Buła Arkadiusz Wiśniewski
Tylko u nas

Tusk wyjechał, kwasy w opozycji zostały. Opolska PO kontra Arkadiusz Wiśniewski

1 dzień temu
Prokuratura w Opolu
Region

Rekrutował ludzi do pracy i brał na nich pożyczki. Ponad setka poszkodowanych

1 dzień temu

KUP e-WYDANIE

NAJPOPULARNIEJSZE

  • Elżbieta Klepczyk

    Ostatnia kaletniczka w Opolu zamyka biznes. „Od ponad 25 lat nikt nie zapytał o praktykę”

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Rammstein gwiazdą 60. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu!

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Rynek w Opolu przejdzie metamorfozę? Są wyniki konkursu na koncepcję

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Media Markt w Opolu po remoncie. Jak zmieniło się wnętrze sklepu?

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Osteopata z Opola: Stres ląduje w jelitach. W ten sposób dobija kręgosłup

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0

PRZEGLĄDAJ PO KATEGORIACH

  • Bez kategorii
  • Biznes
  • Ekologia
  • Najważniejsze
  • Nauka
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas

PRZEGLĄDAJ PO TAGACH

Andrzej Buła Arkadiusz Wiśniewski biznes opole Boże Narodzenie Diecezja Opolska Dreman Futsal GDDKiA Opole Gwardia Opole inwestycje opole Ireneusz Jaki Janusz Kowalski Jarosław Kaczyński komunikacja Opole Koszykówka kultura opole Mickiewicz Kluczbork MKS Kluczbork Mniejszość Niemiecka Mundial 2022 MZD Opole Odra Opole PiS Opole Piłka nożna Piłka ręczna Platforma Obywatelska Opole (PO) PlusLiga Policja Opole Prokuratura Opole PSL Opole Puchar Polski Rafał Bartek Siatkówka Solidarna Polska Opole Stal Brzeg Stal Nysa Szpital Opole Witosa (USK) Unia Opole Uni Opole Uniwersytet Opolski Urząd Marszałkowski Opole Urząd Miasta Opole Weegree AZS Politechnika Opolska WiK Opole ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
  • O redakcji
  • Regulamin
  • Ochrona danych
  • Kontakt

© Wydawnictwo SIlesiana 2022

Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
  • Home
  • Region
  • Biznes
  • Opole
  • Najważniejsze
  • Sport
  • Nauka

© Wydawnictwo SIlesiana 2022

Welcome Back!

Login to your account below

Forgotten Password?

Retrieve your password

Please enter your username or email address to reset your password.

Log In

Add New Playlist