Jolanta Jasińska-Mrukot: Trudno się z panią spotkać, bo często pełni pani rolę asystenta głuchych, a nie wyłącznie tłumacza. Wczoraj w sądzie, dzisiaj na onkologii. W związku z tym pewnie te zawiłości medyczne są trudne do tłumaczenia?
Iwona Błaszczyk, tłumaczka języka migowego: Jeśli chodzi o pojęcia medyczne, to pytam lekarza, co się za danym pojęciem kryje i wyjaśniam te wszystkie zawiłości chorej osobie. Czasem na konsylium lekarskie jestem zapraszana. Szkoda tylko, że to najczęściej pacjent mnie zaprasza…
A jak powinno być?
– Powinien być dostępny tłumacz języka migowego. Dlatego, że o tym mówi ustawa o dostępności. Zdarzyło mi się tylko raz, że to lekarz mnie poprosił o tłumaczenie. Całe szczęście, że często osoba głucha może być z kimś migającym z rodziny.
Mówimy zawsze głuchoniemy. A pani mówi „osoba głucha”.
– Kiedy w mediach pojawia się słowo „głuchoniemy”, to w środowisku osób głuchych wrze. Wtedy nie jest ważny poruszany temat i to, co jest robione dla środowiska osób głuchych. Dlatego, że „głuchoniemy” jest dyskryminujące, deprecjonujące głuchego człowieka. Podkreślamy w ten sposób, że niemy jest pozbawiony swojego języka. I tym samym nie może stanowić o sobie. A tak nie jest.
Skąd to się bierze?
– Osobom słyszącym to sformułowanie „głuchy” trudno przyjąć i zaakceptować. Miałam raz takie zdarzenie w wydziale paszportowym, że osoba głucha wypełniała formularz. A praktyka jest taka, że wówczas wpisuje „jestem głuchy, proszę wyłącznie o esemesa”. Wtedy pani urzędniczka jeszcze swoim pismem poprawiła „głuchoniemy”. Ten pan to wielokrotnie przekreślił i poprosił mnie, żebym wytłumaczyła, że jest głuchy, ale nie niemy, bo ma swój język migowy. Więc bardzo proszę nigdy tak o nich nie mówić. A młodzi to już w ogóle dobrze władają polskim językiem migowym, więc już absolutnie nieuprawnione jest mówienie o nich „głuchoniemi”. To najmocniej wykluczeni, bo z innym językiem.
Co to znaczy „władają polskim językiem migowym”?
– Środowisko osób głuchych jest bardzo zróżnicowane. Niektóre bardzo dobrze czytają, jednak niewielu jest wykształconych wśród głuchych. Ponieważ to wynika ze sposobu dawnego kształcenia. Dziecko głuche powinno opanować język migowy, a na tej podstawie można wprowadzić naukę drugiego języka. Zarówno w formie czytanej, jak i pisanej. I to jest idea dwujęzyczności. Niestety cały czas w Polsce pozostaje to marzeniem. Ostatni raport NIK z grudnia 2022 roku jest miażdżący dla stanu edukacji językowej osób głuchych.
Odnoszę wrażenie, że język migowy wprowadza w inny świat.
– Dzięki swojemu językowi mogą się rozwijać. Mają swoją kulturę, która ma różny wymiar i jest odmienna od kultury osób słyszących. Ta kultura bazuje na języku wizualno-przestrzennym, który ją determinuje. Jeśli pomyślimy o wszystkich elementach składających się na tę kulturę, to na przykład savoir vivre jest inny od tego, jaki mają osoby słyszące.
Myślałam, że w danym kraju savoir vivre jest taki sam.
– Proszę sobie wyobrazić dwie osoby niesłyszące, a ja wchodzę do pomieszczenia i chcę zwrócić na siebie uwagę. W przypadku osób słyszących mówię „dzień dobry”. A tutaj wejście muszę zasygnalizować na przykład światłem. Wtedy te osoby się odwracają i widzą, że ktoś do nich dołączył. Można to też zrobić w taki sposób, że podchodzimy i machamy delikatnie ręką przed twarzą osoby głuchej. Można też je poklepać, ale bardzo delikatnie na wysokości ramienia. Absolutnie nie może to być niżej, bo dalej to sfera intymna. A już niedopuszczalne jest przechodzenie między dwiema osobami migającymi. Dlatego, że to zaburza im drogi nadawania komunikatu na poziomie wzrokowym.
W przypadku słyszących przechodzenie między dwiema rozmawiającymi osobami też jest niezbyt eleganckie.
– Tak. Mimo to u osób niesłyszących to całkowicie zaburzy komunikację. Zawsze zadziwia osoby słyszące znak „smacznego”, który polega na popukaniu w stół. Wtedy druga osoba czuje wibracje i podnosi głowę, odpowiadając znakiem „dziękuję”. Jednym z wariantów „dziękuję” będzie odstukanie w stół. A innym przyłożenie dłoni do ust i pochylenie się lekko do przodu.
Wspomniała pani o poezji osób głuchych.
– Ta poezja jest całkowicie odmienna od poezji osób słyszących. Tak, jak odmienny jest teatr, opierający się wyłącznie na wzroku. Podobnie z humorem, czy kawałami osób niesłyszanych, bo żarty występujące w języku migowym polegają na wizualizacji. Tam się dużo dzieje. A te występujące ogólnie kawały w języku polskim nie są śmieszne dla osób głuchych. Na świecie spotykamy nawet mieszkania specjalnie projektowane dla osób niesłyszących.
Czym się różni mieszkanie zaprojektowane specjalnie dla osoby niesłyszanej?
– Projektowanie architektoniczne dla osób głuchych bardzo rozwija się w Stanach Zjednoczonych. To są przestrzenie z dużą ilością światła, dużą ilością przeszklonych przestrzeni i otwartymi przestrzeniami. Z balkonami, gdzie można stać i się komunikować. Natomiast wykluczone są wąskie korytarze, zakręty i rogi. Dlatego, żeby nikt osoby głuchej nagle zza węgła swoją postacią nie zaskakiwał. W takim mieszkaniu musi być cały system elektroniczny świetlny, zastępujący ten dźwiękowy, na przykład domofon jest sygnałem świetlnym z kamerą. Taka maksymalna wizualizacja. Takie mieszkanie to marzenie głuchej osoby.
Szczerze mówiąc, to odkrywa pani świat osób niesłyszących. Pani też ten świat też kiedyś odkryła, a teraz odkrywa przed studentami.
– Tak, odkryłam ten świat ponad szesnaście lat temu, kiedy przyszłam do Opolskiego Związku Głuchych. Ukończyłam surdopedagogikę i najwyraźniej miałam tutaj trafić. Wcześniej chodziłam na kurs systemu języka migowego, który jest sztucznym tworem – na gramatykę polskiego języka fonicznego nakładane są znaki języka migowego. To był pomysł, żeby pomóc w komunikacji ze słyszącymi. Ale potem okazało się, że niezbyt mu po drodze z kwitnącym teraz polskim językiem migowym. Największym moim problemem na początku było zrozumienie przekazu osoby głuchej i skupieniu uwagi na informacji, prawidłowym odczytaniu tego, co chce przekazać osoba głucha. A nadanie jej komunikatu, to nie tylko znak, ale też mimika twarzy, gesty i przestrzeń. Dopiero to wszystko razem buduje przekaz. Inaczej zamigam pytanie, wtedy jest rozszerzenie gałek ocznych, z lekkim pochyleniem do przodu. A inaczej przekażę zdanie twierdzące.
Czy wejście w ten świat było trudne?
– Powtarzałam setki razy znaki, konstrukcje gramatyczne. Teraz do różnych tematów przygotowuję się z wyprzedzeniem.
Wcześniej pani powiedziała „władają polskim językiem migowym”. Czy chce pani powiedzieć, że głuchy Polak nie dogada się z głuchym Francuzem?
– Nie użyłabym sformułowania „nie dogada się”, bo mamy francuski język migowy, angielski język migowy itd. To wynika z definicji języka obcego, grupy słów, zasad gramatycznych tworzących ten język. I tutaj jest podobnie, nasza społeczność polska też tworzy ten język migowy. Dlatego więc pojawiła się próba stworzenia języka międzynarodowego migowego, gdzie w sztuczny sposób pobrane są te znaki. Czym innym jest naturalny język migowy.
Takiego esperanto głuchych?
– Tak czasem akademicko go porównujemy. I to jest język, którego używają wykształceni głusi przyjeżdżający na międzynarodowe konferencje. Cechą szczególną języka migowego jest wariantowość, a to oznacza, że jeżeli weźmiemy pod uwagę polski język migowy, to na jeden znak w różnych rejonach Polski osoby głuche mogą różnie migać. Ale to już się wiąże ze szkołami dla głuchych, wrocławską, gdańską, czy warszawską. Tam ten język bardziej intensywniej się rozwijał. I nadal rozwija. Kiedyś nie było możliwości przekazywania sobie informacji wizualnych. Nie było internetu. Dlatego tam, gdzie są szkoły dla głuchych, jest odmienność, a fachowo wariantowość. Można to zaobserwować na przykładzie dwóch szkół warszawskich, jednej podstawowej, a drugiej średniej, gdzie przyjeżdżają głusi z całej Polski. Można zobaczyć jak dużo jest znaków na przykład na kolor fioletowy, czy na truskawkę, bo każdy ze swojego środowiska coś przywozi.
Ale mimo wszystko głuchy Polak łatwiej dogada się na przykład z głuchym Francuzem, niż słyszący Polak i Francuz. Jak to jest?
– Społeczność głuchych ma od nas, osób słyszących, o tyle lepiej, że w każdym z tych państw jest odmienność znaków, ale są takie same zasady gramatyczne. Zasady wizualno-przestrzenne są podobne we wszystkich językach migowych, więc osoba głucha wyjeżdżając za granicę potrzebuje zaledwie kilku miesięcy, a niektórzy zaledwie kilku tygodni, żeby się porozumieć. Natomiast osoby słyszące potrzebują kilku lat, żeby poznać język obcy.
Wspomniała pani, że nie wszystkie osoby głuche potrafią migać, więc jak się komunikują?
– To szeroki temat, na który nie wystarczyłoby nam szpalt w gazecie. Na przykład głuche dziecko może się urodzić w rodzinie głuchej, tak jest w około pięciu procentach głuchych dzieci. Takie rodziny nazywamy rodzinami dynastycznymi. W tych przypadkach, jeśli rodzice migają, to dzieciom przekazywany jest język migowy. One w szkołach dla głuchych nadają ton komunikacji i rozwojowi. Pozostałych 95 procent dzieci głuchych przychodzi na świat w rodzinach słyszących. One dopiero muszą ten język migowy poznać w szkole. Tu chcę zauważyć, że inna sytuacja tych dzieci była w latach 50., 60. ubiegłego wieku. A inna tych, które przyszły na świat w ostatniej dekadzie.
Dawniej te szkoły dla głuchych rzadko kształciły.
– Wtedy język migowy w edukacji był zakazany, więc dzieci niewiele wynosiły z tych lekcji. Tym osobom nie przekazano wiedzy na poziomie podstawowym. Kadra nauczycielska nie znała języka migowego. A jednocześnie kultura głuchych i życie społeczne kwitło poza szkołą, w internatach.
A jak wygląda współczesność?
– Mamy badania przesiewowe już u noworodków. To również możliwość wsparcia w aparaty czy implanty ślimakowe. W przypadku wcześniejszych pokoleń diagnostyka następowała w drugim, trzecim roku życia. Z obserwacji dopiero wychodziło, że dziecko nie słyszy. Poziom pomocy logopedycznej też był na innym poziomie. Tak naprawdę szkoły dla głuchych, kultura głuchych i język migowy świetnie rozwijał się w Europie do 1880 roku. Nawet byli głusi nauczyciele w szkołach dla głuchych. Potem to zostało gwałtownie przerwane.
Co się stało?
– Był taki słynny zjazd specjalistów w Mediolanie, na który nie wpuszczono nauczycieli głuchych. Na tym zjeździe podjęto decyzję o wycofaniu języka migowego. Podjęto decyzję, że będzie królował oralizm, czyli odczytywanie mowy z ust. Ludzie, którzy zajmują się historią i kulturą głuchych twierdzą, że to był zamach na społeczność głuchych. I cofnął ich możliwości i rozwój o wiele lat. W Polsce przez sto lat, do lat 80. ubiegłego stulecia, był zakaz używania języka migowego. I nasze osoby głuche opowiadają, że lekcje prowadzono bez użycia języka migowego, więc dzieci nie miały dostępu do treści lekcyjnych. Tak, jak powiedziałam wcześniej, migały w internacie, poza szkołą.
To przypominało konspirację!
– To była bardzo trudna rzeczywistość dziecka głuchego, kiedy zapadała decyzja, że będzie uczyło się w szkole dla głuchych i opuszczało dom rodzinny na wiele miesięcy. Dziecko do domu wracało na okres świąt i wakacji. Dla nich szkoła musiała stać się drugim domem. Potem to było ważniejsze niż rodzina, bo w swojej społeczności można było się komunikować i rozwijać społecznie.
A jak jest teraz?
– Teraz dziecko kształcące się w szkole dla głuchych w każdy piątek wraca do domu rodzinnego. I tego się przestrzega. A w piątki organizowane są kursy języka migowego dla rodziców. Historie poszczególnych osób są bardzo różne i nie chcę ich generalizować. – Teraz na wielu publicznych wystąpieniach, spotkaniach i konferencjach to częsty widok, że obok prowadzących stoi właśnie pani. Ostatnio na konferencji na temat LGBT. Żeby dobrze tłumaczyć, trzeba cały czas się kształcić i mieć codzienny kontakt z osobami migającymi. Biorę też udział w szkoleniach. Wszystko po to, żeby publicznie tłumaczyć. Ważny jest też strój, bo dłonie muszą być widoczne i należy migać na ciemnym tle. Korale, czy inne ozdoby są męczące dla głuchych.
Ale jak widać, z nową terminologią pani sobie świetnie radzi i nazywa nowe zjawiska społeczne.
– Tak, jak mówiłam, język migowy przeżywa rozkwit, osoby głuche są obecne w różnych obszarach życia społecznego. Powstają nowe znaki i nowe pojęcia. Wcześniej nie było znaku „koronawirus”, a teraz powstał znak migowy. Podobnie z terminologią LGBT, powstało nawet stowarzyszenie „Cicha Tęcza”. W opolskim Centrum Dialogu Obywatelskiego tłumaczę wydarzenia, debaty i spotkania, które tam się odbywają. I na tych spotkaniach osoby migające stanowią znaczący procent. Choć trzeba przyznać, że osoby używające języka przestrzenno-wizualnego, które są widoczne, zdecydowanie lepiej czują się w swoim gronie. Jednocześnie mają głębokie pragnienie bycia obywatelem Polski, który ma dostęp do wszystkich obszarów życia. A ta izolacja wynika z dyskryminacji ze strony osób słyszących, którzy nie zawsze zapewniają im tłumacza języka migowego.
Co jest objawem tej dyskryminacji?
– To częste w urzędach, chociaż wszystkie przepisy, od ratyfikacji konwencji o prawach osób niepełnosprawnych począwszy, przez ustawę o języku migowym i ustawę o dostępności do tego je obligują. Osoba niesłysząca ma prawo złożyć skargę w postaci wizualnej, wraz ze swoimi danymi i wysłać na maila. To potwierdzili wszyscy rzecznicy praw obywatelskich w Polsce.
Czy osoby niesłyszące z tego korzystają?
– Nie. To byłoby przekroczeniem kolejnej bariery, dlatego gorąco je do tego zachęcamy.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.