Benedykt XVI – tak go pamiętam
Pierwszy raz twarzą w twarz i to z kilku kroków zobaczyłem go w bazylice św. Piotra na Pasterce w 1999 roku. Jan Paweł II otwierał wtedy Rok Jubileuszowy w Kościele. Kardynał szedł w procesji do ołtarza w ostatniej parze koncelebransów z nieśmiałym uśmiechem na twarzy i z lekko spuszczoną głową. W jego pokornej sylwetce można by się nie dopatrzeć prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Wyglądał raczej jak wiejski proboszcz, który całkowicie świadomie w zakrystii zostawił wyniosłość i powagę urzędu.
Drugi raz znalazłem się równie blisko – już papieża Benedykta – obsługując dziennikarsko jego pielgrzymkową obecność w Kalwarii Zebrzydowskiej w 2006 roku. Przemawiał swoim trochę zabawnym językiem polskim. Podkreślał, że spełnia wolę poprzednika, który prosił, by właśnie w tym sanktuarium modlono się za niego za życia i po śmierci. Byłem trochę rozczarowany, bo czekanie trwało kilka godzin, a papieski pobyt w Kalwarii może z 20 minut. Przykład cierpliwości lepszej niż moja dali wtedy pątnicy z Praszki. Było ich jakieś 80 osób. Nikt nie żałował czekania. Wielu miało poczucie, że przejeżdżający tuż obok papież właśnie z panią X i z panem Y nawiązał przez chwilę wzrokowy kontakt. Opolanie – jak wszyscy w Kalwarii – zapewniali Ojca św. po niemiecku: „Wir lieben Dich” (kochamy Ciebie), „Wir hören Dich” (słuchamy Ciebie) i po włosku wołali: „Benedetto, Benedetto”.
Trudne prawdy
Takiego ckliwego klimatu nie było na pamiętnej drodze krzyżowej w Koloseum w 2005 roku. Pod nieobecność śmiertelnie chorego papieża padały twarde słowa Ratzingera o brudnej szacie Kościoła. I o łodzi, która ze wszystkich stron nabiera wody. Bo ani jako kardynał, ani jako papież nie uciekał Benedykt XVI od prawdy o rzeczywistości. Także prawdy o seksualnych nadużyciach w Kościele. Jako papież konsekwentnie się im przeciwstawiał.
Ale jednocześnie nie stawał do Kościoła plecami, nie dokonywał głośnej ani cichej apostazji. Bezkompromisowo widział i oceniał zło, ale i nie przestawał wierzyć w zbawczą moc Pana Jezusa i w Jego obecność w Kościele. Także w tym – po ludzku – słabym i grzesznym. Jako papież służył mu swoją wiedzą, słowem, charakterem. Jako emeryt codzienną modlitwą. I taki zostanie w pamięci. Przykład do naśladowania.