W niedzielę 19 listopada Szubienicza Góra w Głuchołazach była miejscem symbolicznej uroczystości. Upamiętniono tam 22 osoby – głównie kobiety – pod których adresem padły bezpodstawne oskarżenia o czary. Działo się to w 1655 roku, a procesy wszystkich zwieńczyły wyroki śmierci, wykonane przez powieszenie.
Ofiary procesów zyskały upamiętnienie z inicjatywy grupy kobiet, z Olą Czarnecką na czele. Na szczycie w samo południe było kilkadziesiąt osób, w najróżniejszym wieku i o całym spektrum poglądów.
– Bo nie można zamilczeć historii, tej trudnej zwłaszcza – stwierdza Beata Dżon-Ozimek, opolska dziennikarka.
Wiedźmy czy czarownice?
Skąd się bierze coraz powszechniejsze zainteresowanie „czarownicami”, które kiedyś płonęły na stosach?
– One były silnymi kobietami, a współczesne kobiety takimi chcą być, więc sięgają do historycznych wzorów, jak do ówczesnych wiedźm, czy czarownic – tłumaczy dr Magdalena Przysiężna-Pizarska, archeolog z Uniwersytetu Opolskiego.
– Te kobiety były posądzane często o zbrodnie, rzucanie uroków, czego nigdy w życiu nie zrobiły. To były kobiety nietuzinkowe, funkcjonowały wbrew ówczesnym społecznym normom. Były nierozumiane i jednocześnie odważne, bo miały świadomość wynikającego ze społecznego niezrozumienia ryzyka – zauważa.
Wykraczały poza role wyznaczane kobietom przez Kościół oraz ówczesne obyczaje i normy społeczne, oskarżenie o czary było wygodną metodą na pozbycie się niewiast, które burzyły ówczesny porządek. Procesy i egzekucje miały być też przestrogą dla innych kobiet, by nie szły w ślady „czarownic”. Wiele współczesnych kobiet, o silnej osobowości, ekspansywnych i uzdolnionych, spłonęłoby na stosie, gdyby żyły kilkaset lat temu.
Wiedźmy miały sposoby na dolegliwości. Na przykład na przeziębienie.
– Pęcherz był leczony u wielu kobiet, więc na pewno coś by zadały, np. mącznicę lekarską. Kiedyś opracowywałyśmy zielnik, w którym wykorzystywaliśmy nasionka znalezione na stanowiskach archeologicznych. Jeżeli znajdujemy zioła, staramy się je zidentyfikować, żeby wiedzieć, jakie miały zastosowanie. I żeby się zastanowić, czy wiedźmy leczyły, czy podtruwały – mówi dr Przysiężna-Pizarska.
Więc wiedźma, czy czarownica, bo używamy tych nazw zamiennie?
– Wiedźmy to były kobiety wiedzące. Te, które więcej wiedziały i posiadały umiejętności zabezpieczania się przed urokami tych, którzy je rzucają. Czarownica to ta, która czaruje, oczarowuje, udaje i manipuluje – tłumaczy dr Magdalena Przysiężna-Pizarska.
Szubienicza Góra w Głuchołazach. Posądzenie o czary było jak wyrok
Magdalena Przysiężna-Pizarska zajmuje się zawodowo dawnymi pochówkami. W tym anomaliami, które nie są typowe dla danego okresu i dla danej kultury.
– Szczątki mogą być w grobach inaczej ułożone, niż przy zwykłym pochówku. W ten sposób zabezpieczano się przed powrotem ducha tej osoby. W takich grobach znajdujemy również symbole, zawieszki. Z pochówku można wnioskować, że tutaj pochowano osobę oskarżaną przez inkwizycję o czary, a w procesach o czary występują czarownice – tłumaczy archeolożka.
Skąd to zainteresowania u niej czarownicami i wiedźmami?
– W swojej pracy naukowej bardzo często napotykałam na pochówki nietypowe, które można uznać za antywampiryczne, albo pochówki czarownic. Badając okres wczesnego średniowiecza, gdzie dawna wiara i obrzędy ścierały się z tym, co przyniosło chrześcijaństwo, siłą rzeczy natrafiałam na takie trudne do wytłumaczenia przykłady pochówków. A także na przykłady składania ofiar ze zwierząt, a nawet ludzi na przebłaganie bogów – opowiada.
Jak się okazuje, nie tylko kobiety posądzano o czary.
– Ale to kobiety miały wpływ na mężczyzn, potrafiły ich uwieść, oczarować. Wtedy zgłaszano do sądu inkwizycyjnego, że mężczyzna uległ urokowi jakiejś kobiety, więc taką delikwentkę oskarżono o czary. Trudno było cofnąć takie oskarżenie, chociaż była taka możliwość, bo nie każdy był tak ortodoksyjny. W większości przypadków jednak oskarżona płonęła na stosie – tłumaczy Magdalena Przysiężna-Pizarska.
O czary mógł oskarżyć kobietę np. jej żonaty kochanek, żeby uniknąć potępienia i kary, kiedy jego niewierność małżeńska wyszła na jaw. Mogła też to zrobić jego żona, żeby się zemścić na tej, która uwiodła jej męża. Albo zazdrosna żona, której nie spodobało się, że jej mąż zerka na inną.
Oskarżenia o czary, oprócz przypadków histerii lub ciemnoty, bywały narzędziem porachunków na niekoniecznie obyczajowym tle. To był sposób, żeby się pozbyć konkurenta w interesach, albo w walce o wpływy i godności.
Torturowano nawet 11-letnie dziewczynki
Na pograniczu nysko-jesenickim tylko w XVII wieku, w wyniku oskarżeń o czary, w procesach poprzedzonych torturami, życie straciło 250 osób. W samych Głuchołazach uśmiercono 22 kobiety.
Dlatego Szubieniczna Góra w Głuchołazach, chociaż po szubienicy nie ma już śladu, prowokuje do rozmyślań o czasach polowań na czarownice.
– Można czuć tylko niesprawiedliwość, chociaż z dzisiejszej perspektywy wiemy, że świadomość tych ludzi była inna niż nasza – mówi Ola Czarnecka. – Nawet trudno sobie wyobrazić sposób tamtego myślenia, z ich przekonaniami i wiarą w czary.
Oskarżane były czasem nawet 11-letnie dziewczynki i tak długo torturowane w wymyślny sposób, z wyrywaniem paznokci i przypiekaniem rozżarzonym żelazem, aż się przyznały.
– W tym wszystkim wcale nie chodziło o prawdę, ale o udowodnienie winy. Na Opolszczyźnie najwięcej śladów związanych z czarownicami jest w Prudniku, Nysie i Głuchołazach – wylicza dr Przysiężna-Pizarska.

O procesach kobiet oskarżonych o czary możemy przeczytać w starych dokumentach pisanych gotykiem.
– W jednym z opisów jest Dorotea z Brzegu, w 1654 roku została oskarżona o rzucenie czaru miłosnego i w dokumentach jest wymieniony mężczyzna, na którego miałoby to podziałać. Została zabita, ale nie wiadomo, gdzie została pochowana – kontynuuje dr Pieniężna-Pizarska.
Czarownice mogły być pławione, topione, a ostatnią fazą mogło być palenie na stosie. Szczególnie okrutne było pławienie, określane też próbą wody. Związaną kobietę wrzucano w worku do wody. Gdy utonęła, uznawano ją za niewinną, ale nikt nie ponosił odpowiedzialności za oskarżenie o czary. Gdy jakimś cudem wypłynęła na powierzchnię, uznawano ją za czarownicę i skazywano na stos.
– Palono je na stosie po to, żeby oczyścić ich dusze w ogniu. Żeby one także miały szansę na życie wieczne – mówi dr Pieniężna-Pizarska.
Szubienicza Góra w Głuchołazach. Przeklęte także po śmierci
Jak wyjaśnia dr Przysiężna-Pizarska, niezgodnie z istniejącym zwyczajem mogła być pochowana nie tylko „czarownica”, ale też osoba uchodząca za obcą.
– Na przykład wyznawczyni innej religii, posługująca się innym językiem lub z innego kręgu kulturowego. Ludzie bali się tego, co inne, więc ciała „innych” układali w grobach w odmienny sposób niż swoich pobratymców, których uważano za godnych siebie. Odnajdując te elementy na stanowiskach archeologicznych, staram się odnieść do współczesności – wyjaśnia archeolożka.
Od czasów średniowiecza aż tak bardzo się nie zmieniliśmy, bo często nadal innych traktujemy, jako niegodnych siebie.
– W żadnym z grobów nie ma napisu, że tutaj właśnie została pochowana czarownica. Są wzgórza czarownic, gdzie spotyka się pochówki ciałopalne. Ale też trudno określić, czy to była czarownica, czy nie – mówi badaczka.
W starych dokumentach są zapisy o traconych kobietach, oskarżanych o czary. Ale nie wiadomo, gdzie zostały pochowane. Na pewno nie na zwykłych cmentarzach, bo te traktowano, jako „uświęconą ziemię”, a „czarownice” były jej niegodne.
Kiedyś obawiano się cmentarzy
Niektóre źródła historyczne mówią o osobnych cmentarzach dla czarownic, morderców i samobójców, oddalonych od ludzkich siedzib. Ich szczątki mogą więc leżeć wszędzie. Może tam, gdzie ostatnio wjeżdżał spychacz i koparka, i gdzie słychać pod łyżką gruchot ludzkich kości? Takich miejsc na Opolszczyźnie jest wiele. Bywa, że inwestor zalewa je betonem, obawiając się przerwy w pracach po interwencji archeologów.
– To są działania bezprawne, bo cmentarz powinien być przeniesiony zgodnie z ustawą o miejscach grzebalnych, ale współcześnie wszystkim zależy na czasie i nikt nie patrzy na aspekt społeczny. Tak, jakby ludzie zostali pozbawieni wrażliwości – stwierdza archeolożka.

A w przeszłości obawiano się cmentarzy.
– Obawiano się ingerencji w miejsca grzebalne i bezczeszczenia ludzkich kości, bo nieznany był świat, do którego idziemy po śmierci. Teraz ludzie są przeświadczeni, że będą żyć wiecznie. My staramy się uchronić dziedzictwo kulturowe przed zniszczeniem, bo wszyscy przeminiemy: ja, inwestorzy, właściciele i deweloperzy, a zostanie pamięć o tych ludziach, których szczątki byliśmy w stanie uratować – podkreśla archeolożka.
Szubienicza Góra w Głuchołazach. Nie chodzi o kolejny „Szlak czarownic”
Niesłusznie oskarżanymi o czary kobietami od dawna interesuje się Europa, a u nas dopiero ten ruch się zaczyna. W Bratysławie stoi pomnik wiedźmy, przedstawia kobietę siedzącą na kamieniu. Powstał w latach 80. XX wieku i oddaje hołd kobietom niesłusznie oskarżanym o czary, które były topione w Dunaju.
W Polsce, w Czeladzi, wyszedł spod dłuta artysty pomnik zrehabilitowanej czarownicy, niesłusznie oskarżonej i straconej kobiety. Ale czekał aż osiem lat, zanim doczekał się ekspozycji. Bo nie było zgody władz świeckich i duchownych, żeby stanął w centrum miasta przy kościele.
Na Opolszczyźnie o rehabilitację niesłusznie zamordowanych przed wiekami zabiegała dotąd grupa około 20 aktywistek, w różnym wieku i różnych profesji. Dotąd, bo teraz przyłączyli do nich mężczyźni.
– Temat czarownic można potraktować, jako atrakcję turystyczną, ale nam nie o to chodzi – podkreśla Ola Czarnecka, działająca we wspomnianej grupie.
– Nam zależy na rehabilitacji prawnej tych niewinnych kobiet. Podobny ruch zrodził się już m.in. w Niemczech i Francji, gdzie prawniczki domagają się od państwa i Kościoła oficjalnej rehabilitacji niesłusznie oskarżonych i straconych przed wiekami. Tu chodzi jedynie o przywrócenie sprawiedliwości. O symbol – kwituje.
Czytaj także: Ksiądz Jan Dzierżon – ekskomunikowany „filozof ula”, co nie miał łatwego życia
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.