Pojawili się tam m.in. Zbigniew Bujak, Adam Maciąg, Janusz Wójcik, Lucyna Kusyk, Andrzej Labocha z Kędzierzyna-Koźla, a także wdowa po Romanie Kirsteinie, Irena oraz trójka ich dzieci.
Andrzej Labocha pojawił się z transparentem Lecha Wałęsy. To sprowokowało Zbigniewa Bujaka, w latach 1980-81 członka krajowych władz „Solidarności”, do refleksji.
– Lecha Wałęsę znają na całym świecie. Wszyscy nawet z najdalszych zakątków świata widzieli w nim szansę dla siebie – podkreśla w rozmowie z „Opolską”. – To był dowód na to, że w autorytarnym świecie można się przebić. Żaden papież, ani żaden polityk nie był na świecie tak powszechnie znany, jak właśnie Lech Wałęsa. Przed nim otwierały się każde drzwi. O tym kapitale się zapomina.
Stan wojenny w Opolu. „To był dzień mroźny tak, jak dziś”
Dani opozycjoniści przypominali 13 grudnia 1981 roku.
– Dzień był taki sam, jak dzisiaj: mroźny i śnieżny. Stan wojenny zastał mnie na dworcu kolejowym, na ulicach już jeździły czołgi i transportery – wspomina Zbigniew Bujak. – Zerwano wszystkie ówczesne środki łączności, więc pojawiło się pytanie, jak się organizować. Przy tym dwadzieścia tysięcy „bezpieki”, siedemset tysięcy informatorów. Była infiltracja na każdym kroku.
Zbigniew Bujak przyznaje, że dla niego było to wielkim zaskoczeniem, że wojsko dało się wyprowadzić z koszar przeciwko „Solidarności”.
– Nie wiem, dlaczego byłem przekonany, że tego nie zrobią – mówi Bujak. – Ale na całym świecie autorytarna władza posługuje się wojskiem…
Nie brak teleranka, tylko bezpieka w domu
Pani Irena Kirsten, wdowa po Romanie Kirsteinie, przewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego „Solidarności” w Opolu, mówi, że w tym szczególnym dniu zawsze przychodzą wspomnienia.
– Mam wrażenie, że to tak, jakby wszystko było wczoraj. Ze Zbyszkiem Bujakiem do północy wspominaliśmy – dodaje Irena Kirstein.
Piotr Kirsten, najstarsze dziecko opozycjonisty, 13 grudnia 1981 roku miał 11 lat. Stan wojenny w Opolu zapamiętał inaczej niż wszystkie dzieci. One nie miały „Teleranka” w TVP. Jemu bezpieka wpadła do domu.
– O północy wparowali do domu, tato nas obudził i powiedział do nas „Zobaczcie, jak władza ludowa traktuje działaczy Solidarności” – wspomina Piotr Kirstein. – Rano tato szepnął mi na ucho, że mam iść do MKZ w Opolu, ale kiedy podszedłem, to tam już stały wozy bojowe. Ten mój dziecięcy poranek 13 grudnia 1981 to nie był więc żal za Telerankiem, jak u wszystkich dzieci. Wtedy myślałem o tacie, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, bo w tamtych czasach to nie było takie pewne.
„Solidarność” podzielona
Zbigniew Bujak podkreślił, iż nie przewidywał, że po 41 latach przedstawiciele NSZZ „Solidarność” będą stali 13 grudnia osobno, tak podzieleni przez politykę.
Natomiast Janusz Wójcik zaznaczył, że z Cecylią Gonet, przewodniczącą opolskiej NSZZ „Solidarność”, podali sobie rękę.
– Z całą delegacją zarządu regionu podaliśmy sobie ręce – stwierdził dyplomatycznie Janusz Wójcik, opozycjonista za czasów PRL. – A jeśli „Wałęsów” nie lubią, to ich sprawa.
Jednak w stronę przedstawicieli rządowych mediów ze strony Opolan, świadków tamtych dni, padła prośba: „Panowie, nie zniekształcajcie historii!”.
– Najgorsze jest to, że politycy podzielili ludzi – zauważyła Małgorzata Besz-Janicka, przewodnicząca opolskiego Komitetu Obrony Demokracji, która 41 lat temu strajkowała na swojej uczelni. – Trzeba pamiętać, że ten skwer „Solidarności” zawdzięczamy właśnie Romanowi Kirsteinowi.
– Najgorsze jest to, że po czterdziestu latach mojego pobytu w USA znów trzeba się o prawdę się dopominać – dodał pan Mirosław.