Niedawno na witrynie Słoneczka pojawiła się karta z informacją o sprzedaży wyposażenia sklepu: regałów, lad, monitoringu, grzejników elektrycznych i mebli biurowych.
– Myślałam, że pani Grażynka po znajomości umożliwiła komuś wywieszenie tego ogłoszenia. Potem dowiedziałam się, że to ona je wywiesiła. A jej Słoneczko będzie zamknięte z końcem listopada – opowiada pani Anna, klientka sklepu.
Właścicielka sklepu Słoneczko: Płaczę rozmawiając z klientami
Pani Grażyna sklep prowadzi od około 25 lat. Interes przejęła po mamie, pani Marysi. – W ostatnich dniach nie mogę stać za kasą. Klienci pytają skąd ta decyzja, starają się dodać otuchy, mówią jak im przykro na wieść o zamknięciu sklepu. A mi od razu łzy nabiegają do oczu. Popłakałam się już kilka razy – mówi.
Pani Grażyna mówiąc to stara się zapanować nad emocjami. Nie udaje się. Przeprasza i odchodzi na zaplecze.
– Sklep nie jest mały. Czynsz w ostatnim czasie regularnie szedł do góry. Drastycznie rosną opłaty za energię elektryczną. Rosną koszty pracy, a sklep jest na tyle duży, że nie sposób go prowadzić bez dodatkowych pracowników. Z tych groszowych marży nie sposób go już utrzymać – przyznaje jedna z kasjerek.
Klienci Słoneczka: Tutaj sklep był zawsze
Pani Anna na zakupy do Słoneczka zachodzi od kilkudziesięciu lat. – Miła obsługa, która rozpoznaje człowieka. Z ekspedientkami można sobie uciąć pogawędkę, jeśli nie ma wielkiego ruchu. Można się było poczuć trochę jak u siebie. I jak nie mieli jakiegoś towaru, to potrafili specjalnie zamówić – opowiada.
– Mam 46 lat. Od urodzenia mieszkam na Zaodrzu – mówi pan Adam. – Rodzice sprowadzili się tu w 1960 roku. I w tym miejscu, gdzie jest Słoneczko, zawsze był sklep – podkreśla.
– Wcześniej było tu Społem, które prowadziła pani Marysia, mama pani Grażynki. Gdy Społem w tym miejscu padło, pani Marysia wzięła prowadzenie sklepu na swoje barki. Potem przejęła to jej córka. Więc to był taki rodzinny biznes, przechodzący z pokolenia na pokolenie. Coraz mnie takich miejsc – zauważa pan Adam.
Remont Słoneczka w jedną noc
Wspomina, że oprócz zaopatrywania się w sklepie, zdarzało mu się też w nim pomagać.
– Potrafiliśmy zrobić malowanie sklepu w jedną noc. Pani Grażynka zamykała wieczorem. Z paroma kolegami rozstawialiśmy rusztowania, nakrywaliśmy meble folią i jechaliśmy z tematem. Jedna noc wystarczyła, by wszystko odmalować. Robota była gotowa, by można było otworzyć o godz. 6 – opowiada.
– Nie wyobrażam sobie Zaodrza bez Słoneczka. To wielka szkoda. W tym sklepie jest normalne stoisko z wędlinami i serami. Jak miałem ochotę, to i w niedzielę przychodziłem sobie coś z niej zamówić. Teraz nie będę miał gdzie – wzdycha pan Adam.
Sklep Słoneczko na Zaodrzu ma działać do końca listopada. Co dalej? – Wątpię, by powstało tu coś nowego. Na pewno nie nowy sklep. Czasy są ciężkie, a rodzinne biznesy padają – stwierdza pani Anna.
Coś takiego spotkało ostatnio „Karczmę pod czeremchą” w Opolu. Niestety, wiele wskazuje na to, że ze względu na negatywne warunki ekonomiczne najbliższe miesiące mogą przynieść podobne upadki małych biznesów z tradycjami.