Piotr Guzik: Czym właściwie jest SLAPP?
Marzena Błaszczyk: To skrótowiec od angielskiego określenia „strategic lawsuits against public participation”, oznaczający działania prawne mające zamknąć krytykę ze strony mediów, organizacji społecznych bądź aktywistów zwracających uwagę na nieprawidłowości. Cele takich działań zazwyczaj są dwa. Pierwszy to uwikłanie w proces sądowy, w którym najważniejsza nie jest nawet wygrana skarżącego, co zmęczenie przeciwnika. Uciążliwości w postaci wizyt w sądzie i konieczności przygotowania do rozpraw, a także stres i koszty z tym związane mają sprawić, żeby osoba poruszająca tematy niewygodne dla dużej firmy, instytucji bądź przedstawicieli szeroko pojmowanej władzy odpuściła sobie, wystraszona możliwymi konsekwencjami.
– A drugi cel?
– Wywołanie efektu mrożącego. Wieść o sprawie wytoczonej jednemu krytykowi ma się rozejść w środowisku i sprawić, że nikt inny nie będzie tykać kwestii problemowych dla danego podmiotu. Co przy tym charakterystyczne, procesy sądowe będące SLAPP-ami wytaczane są zazwyczaj na dwóch podstawach. Albo jest to naruszenie dóbr osobistych, albo zniesławienie. To drugie ma już charakter karny. Mowa o artykule 212 Kodeksu karnego, w przypadku którego konsekwencjami mogą być już areszt albo więzienie. To kara niewspółmierna względem czynu, ale jej ryzyko także ma sprawić, że redakcja bądź organizacja się wycofa i porzuci niewygodny temat.
– Kto najczęściej stosuje SLAPP-y?
– Korporacje i osoby na prominentnych stanowiskach, jak politycy. Dla nich zainicjowanie procesu to nie jest wielki problem. W przeciwieństwie do strony pozwanej, która nie ma za swoimi plecami sztabu prawników oraz odpowiednio dużych zasobów finansowych. Potrafi tu dochodzić do paradoksalnych sytuacji. Jak pozew za samo zadanie pytań. Albo gdy starosta powiatu poczuje się urażony, więc starostwo pozywa redakcję. To oznacza, że poniekąd mieszkańcy całego powiatu poczuli się urażeni. Czy jednak faktycznie poczuli się dotknięci? To bardzo wątpliwe.
– Podobna sytuacja spotkała naszą redakcję. Opisaliśmy wątpliwą etycznie praktykę pompowania cytowalności prac części naukowców Politechniki Opolskiej. A co za tym idzie windowania jej samej w rankingach. Reakcja uczelni to dwie próby sądowego zabezpieczenia – czyli de facto ocenzurowania – materiałów na ten temat, oraz założenie sprawy o naruszenie dóbr. Tak, jakbyśmy publikacją urazili około 800 osób zatrudnionych na politechnice.
– Znamienne w takich sprawach jest to, że duże instytucje wytaczają działa przeciwko dziennikarzom czy aktywistom za pieniądze publiczne. Czyli to ogół społeczeństwa – w tym sami pozwani – płaci w swoich podatkach ze te działania. To praktyka budząca poważne wątpliwości. Poza tym nie mówimy tutaj o sytuacji, w której ktoś – przykładowo – wpada na sesję rady gminy i wulgarnie wyzywa wójta lub burmistrza. Mówimy o zwracaniu uwagi na kwestie ważne z punktu widzenia dobra publicznego. A właśnie w to wymierzone są SLAPP-y.
– Jak się przed nimi bronić?
– Na tym etapie nie ma skutecznego narzędzia. Prace nad nim zaczęły się dopiero po śmierci maltańskiej dziennikarki Daphne Caruany Galizii, która wielokrotnie pisała o korupcji w tamtejszym rządzie. Zginęła w wybuchu bomby podłożonej w jej samochodzie. Miała wtedy wytoczonych 47 spraw typu SLAPP. Przepisy dyrektywy mającej ograniczyć takie pozwy weszły w życie w kwietniu tego roku. Państwa członkowskie Unii Europejskiej, w tym Polska, mają czas na ich implementację do maja 2026 roku.
– Czyli dopiero wtedy pojawi się ochrona przed sprawami typu SLAPP?
– Niekoniecznie. Istnieje obawa, że wdrożenie nastąpi w wersji minimum. W takiej wersji ochrona obejmowałaby tylko sprawy cywilne oraz transgraniczne, o charakterze międzynarodowym. Wiemy, że ministerstwo sprawiedliwości przygotowuje zmiany w prawie. Dlatego wspólnie z Helsińską Fundacją Praw Człowieka i Article 19 przygotowaliśmy szereg zaleceń, które gruntownie zmieniają przepisy, a które dadzą realną ochronę dziennikarzom i aktywistom przeciwko nadużywaniu prawa przez wysoko sytuowane osoby.
– Jakie to zalecenia?
– Objęcie prawem anty-SLAPP spraw krajowych. Aby to było możliwe, sądy potrzebują narzędzi, które pomogą im w identyfikacji pozwów mających na celu tłumienie debaty publicznej oraz umożliwią im ich szybkie zamknięcie. To wymaga opracowania szerokiego katalogu przesłanek świadczących o tym, że mamy do czynienia ze SLAPP-em. Bywa, że ten jest ewidentny, ale zdarzają się też przypadki niejednoznaczne, na granicy. Chcemy też, aby sądy miały możliwość nakładania sankcji na inicjatorów takich pozwów.
– Jak duża jest skala problemu w Polsce?
– Od 2012 roku mieliśmy w Polsce ponad 120 udokumentowanych przypadków. To sporo, ale jednocześnie to tylko czubek góry lodowej. Nie wszystkie tematy są tak głośne, jak pozew Prawa i Sprawiedliwości przeciwko prof. Wojciechowi Sadurskiemu [określił PiS mianem „zorganizowanej grupy przestępczej” – dop. red.] czy sprawa przeciwko twórcom Atlasu Nienawiści, wytoczona przez powiaty i Ordo Iuris za mapowanie miejsc, w których przyjęto uchwały o „strefach wolnych od LGBT”. W małych społecznościach, w których wójt czy burmistrz ma spore wpływy i potrafi wywierać naciski, takie tematy mogą być zamknięte, zanim zyskają szerszy rozgłos. Na dodatek sporo takich spraw toczy się w trybie niejawnym. To powoduje, że przypadków tłumienia debaty publicznej z pomocą nadużywania prawa może być znacznie więcej, niż wynika ze statystyk.
– Wśród zaleceń jest też dekryminalizacja wspomnianego już art. 212 Kodeksu Karnego, w którym mowa jest o zniesławieniu, jak i art. 216 KK, czyli znieważenia. Czy to nie jest odbieranie prawa do obrony?
– Nie jest, ponieważ w tym konkretnym przypadku chodzi tylko o to, aby zniesławienie czy znieważenie nie były zagrożone karą więzienia. W takich sprawach powinny wystarczyć zapisy prawa cywilnego, po uprzedniej nowelizacji. Warto przy tym podkreślić, że w myśl Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, osoby na eksponowanych stanowiskach, piastujące wysokie funkcje lub zarządzające dużymi sumami pieniędzy muszą mieć grubszą skórę. Krytyka może być zasadna lub nie, ale muszą się z nią liczyć.
– Minister Adam Bodnar zadeklarował przychylność dla dekryminalizacji zniesławienia i znieważenia.
– Takie deklaracje padły już wiosną, krótko po uchwaleniu unijnej dyrektywy anty-SLAPP. Od tego czasu panowała jednak cisza w tej sprawie. Stąd nasz niedawny apel o przyspieszenie prac nad wprowadzeniem stosownych zapisów ochronnych do polskiego prawa. W reakcji minister Bodnar zapowiedział, że Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przyjmie pierwsze zapisy w tym względzie jeszcze do końca listopada. Są więc szanse na to, że część zmian jeszcze w tym roku trafi do prac rządu. Wiem, że termin do maja 2026 roku wydaje się odległy, ale to pozory. Przygotowanie zmian w prawe, tak, aby były kompleksowe i skuteczne, to czasochłonny proces. Stąd nasze zabiegi już teraz.
– Obok prób sądowego uciszenia nas, kierownictwo politechniki publikowało na witrynie uczelni teksty próbujące zdyskredytować naszą redakcję i naukowców. Tych, którzy wyrażali się krytycznie o praktykach uczelni. Efekt był taki, że rozmowa o politechnice, jaką przeprowadziliśmy z profesorem Lotharem Krollem, naukowcem o światowej renomie, biła rekordy popularności w komunikatorach społecznościowych.
– Bo kurs konfrontacyjny wobec mediów najczęściej tym właśnie skutkuje. Przynosi efekt odwrotny do zamierzonego, wzmacniając zainteresowanie opinii publicznej niewygodnymi faktami, jakie dana organizacja chciałaby ukryć.
Czytaj także: Prof. Lothar Kroll: Rektor politechniki skarży na mnie jak przedszkolak
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.