Rząd zabrał pieniądze na kanalizację
Na zmianę tej sytuacji mogłyby mieć wpływ pieniądze z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW). Niestety, rząd postanowił inaczej.
– Gdy dwa lata temu zrobiliśmy ankietę dotyczącą potrzeb w opolskich gminach, to na pierwszym miejscu ex aequo włodarze wskazali drogi i kanalizację – mówi Antoni Konopka, członek zarządu województwa opolskiego z ramienia PSL. – Załatwienie tych potrzeb, tak w jednym, jak i drugim przypadku to koszt prawie 1 mld złotych. Sieci kanalizacyjnej jest ciągle za mało. Co gorsza, w wielu miejscowościach, gdzie ona jest, wymaga wymiany lub modernizacji. Podobnie jest z siecią wodociągową. Mamy jeszcze takie miejscowości, gdzie rury są nadal azbestowe.
Potrzeba na to dużych pieniędzy. Budowa kanalizacji w niedużej wiejskiej gminie to koszt minimum 40 mln złotych. Często więcej, niż wynosi budżet takiej gminy. Samorządy nie udźwigną same takich wydatków. Teoretycznie pieniądze na to są, bo na unijny PROW, z którego dotychczas można było finansować kanalizację, Polska wynegocjowała 6,9 mld euro. Tyle, że rząd PiS przesunął 2 mld. euro na dopłaty obszarowe.
– To jest czysta polityka, bo łatwiej pochwalić się, że podnosimy rolnikom dopłaty, a kanalizacja, wodociągi, czy świetlice wiejskie są mniej medialne – mówi Antoni Konopka. – Rząd to specjalnie zrobił, bo problem kanalizacji pozostawił samorządom, żeby z samorządowców zrobić nieudaczników.
Co dzieje się z nieczystościami?
Z PROW-u można było finansować kanalizację w poprzedniej perspektywie, teraz trwa jeszcze nabór wniosków. – Ale w perspektywie do 2027 roku nie ma w ogóle pieniędzy na takie inwestycje – podkreśla członek zarządu województwa.
To jest problem na przykład dla takiej Sidziny. W części wsi kanalizacja jest, w pozostałej jej brakuje. Planuje się, że w tej drugiej części mają być przydomowe oczyszczalnie.
Tam, gdzie brakuje wodociągów, rolnicy mają swoje indywidualne ujęcia ze studni, w których montują hydrofory i pompy. Jeżeli chodzi o szamba, to powinny być one opróżniane i dostarczane do oczyszczalni ścieków. Ale często teoria sobie, a życie sobie i fekalia z szamba spływają gdzieś do rowów lub wsiąkają w ziemię.
– Tutaj powinny być podejmowane jakieś działania, polegające na tym, że powinno się pokazywać dowód wywozu nieczystości, czyli rachunek z oczyszczalni ścieków. Ale takiego prawa nikt nie wdroży, bo władza nie chce sobie zrażać ludzi, bo zaraz są jakieś wybory – mówi Antoni Konopka. – Mnie przeraża, że tych pieniędzy w przyszłej perspektywie nie ma i zrzuci się problem na burmistrzów i wójtów, a z czego oni mają finansować?
Najbardziej i najmniej skanalizowane części woj. opolskiego
W statystykach Opolszczyzna pod względem kanalizacji jest gdzieś w środku. Z danych sprzed roku wynika, że w województwie opolskim podłączonych do sieci kanalizacyjnej jest 55 proc. budynków.
– Najwięcej mieszkańców województwa korzystających z sieci kanalizacyjnej jest w powiecie opolskim, bo 76 procent – mówi Marcin Oszańca, prezes opolskich ludowców. – Podobnie jest w powiecie strzeleckim (73 proc.), kędzierzyńsko-kozielskim (70 proc.) oraz brzeskim (66 proc.).
Natomiast najsłabiej skanalizowane są powiaty prudnicki (18 proc.), oleski (24 proc.) oraz głubczycki (36 proc.).
Z drugiej strony, są miejscowości, gdzie kanalizacja jest, ale ludzie nie chcą z niej korzystać. To może wynikać z braku pieniędzy właścicieli domków na podłączenie się kanalizacji, albo zwykłego niedbalstwa. Np. w Kietrzu, na obszarach wiejskich, z sieci kanalizacyjnej korzystało zaledwie 4 proc. mieszkańców. Podobnie jest Oleśnie (3,36 proc.), Paczkowie (5 proc.) i Pakosławicach (2 proc.).
Na drugim biegunie są Walce, gdzie 92 proc. mieszkańców korzysta z sieci kanalizacyjnej, Turawa (96 proc.), Tułowice (93 proc.), Dobrzeń Wielki (aż 99 procent!), Popielów (96 proc.), obszar wiejski gminy Nysa (96 proc.) i Pawłowiczki (92 proc.).