Krzysztof Ogiolda: Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek podczas niedawnego spotkania w Opolu z liderami MN powiedział: „Chcemy wrócić do równej liczby godzin nauczania wszystkich języków mniejszości jako ojczystego”. To brzmi jak zapowiedź końca dyskryminacji mniejszości niemieckiej. Wierzy mu pan poseł?
Ryszard Galla: Muszę wierzyć, bo sam o to zrównanie warunków zabiegam. Ale ważne jest nie tylko, czy to nastąpi, ale i kiedy. Robię wszystko, by pan minister był wręcz zmuszony, by krzywdzące nas rozporządzenie uchylić. Jednym z warunków jest powołanie w MEiN grupy roboczej do prac nad racjonalizacją finansowania nauki języków mniejszości. Mam nadzieję, że ono szybko nastąpi.
Chodzi o to, by niemieckiego jako języka mniejszości uczyły się tylko dzieci ze środowiska MN? Nie będzie łatwo, bo ustawa zabrania ich rodziców pytać o tę przynależność.
– Mam nadzieję, że nie. Że skończy się mówienie o próbach naciągania czy wyłudzania udziału w tych lekcjach. Twarda weryfikacja jest trudna albo i niemożliwa nie tylko ze względu na prawo krajowe. Europejska Karta Języków Regionalnych lub Mniejszościowych wręcz każe popularyzować język mniejszości i tworzyć możliwość jego poznawania sąsiadom z większości. By język mniejszości szanować, promować i by się nim – większość z mniejszością – posługiwać. By był żywy.
Minister w Opolu wypowiedział zdanie, które z punktu widzenia mniejszości niemieckiej jest dość niebezpieczne. Wyraził nadzieję, że przynajmniej w przyszłości RFN wyda na nauczanie polskiego jako ojczystego w Niemczech przynajmniej tyle, ile Polska wydaje na naukę niemieckiego jako języka mniejszości. Ten warunek może w każdej chwili proces odwieszania rozporządzenia zatrzymać?
– Odpowiem bezczelnie, że jeśli pan minister ma takie cele, to niech się udaje do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, niech uruchamia polską dyplomację i niech nad tym pracują. Zresztą, zanim zażąda się, by strona niemiecka wydawała na naukę języka polskiego jako ojczystego „przynajmniej tyle samo”, trzeba by najpierw policzyć, ile poprzez landy wydaje. A po wtóre, jakie jest rzeczywiste zapotrzebowanie, ilu jest chętnych, bo może wcale tyle samo nie potrzeba. Na tym polega racjonalne podejście do polityki edukacyjnej.
Rafał Bartek, lider VdG obiecał, że jeśli dyskryminacja ustanie i uda się wrócić do rozmów polsko-niemieckiego „okrągłego stołu”, mniejszość niemiecka jest gotowa do dialogowania o swoich problemach, jak i Polaków w Niemczech.
– Na pewno jesteśmy otwarci na rozmowy o tym, jak to nauczanie ma być realizowane. Ale najpierw ten „okrągły stół”, który od lat się nie spotyka, musi ożyć. I to jest rola rządów. One muszą się dogadać. Jego prace nie zostały zawieszone z powodu konfliktu mniejszości, raczej był problem między rządzącymi i ta piłka jest po ich stronie.
Spór mniejszości z ministerstwem trwa niemal rok. Czasem trudno się oprzeć wrażeniu, że on ma pretekstowy charakter, bo tak naprawdę stronie rządowej nie tylko o liczbę godzin niemieckiego chodzi.
– Podejrzewam, że pan minister wpadł w pułapkę zastawioną przez posła Janusza Kowalskiego. W tym sensie, że uległ jego antyniemieckiej narracji i to się przez jakiś czas dobrze układało. Myślę, że dziś minister już wie, że tworzenie nierówności w dostępie do nauki języka to był błąd. Pokazał to na opolskim spotkaniu Bernard Gaida, przywołując przykład z Pomorza, gdzie w jednej szkole są dzieci z mniejszości ukraińskiej, kaszubskiej i niemieckiej. Pierwsze i drugie uczą się języka przez trzy godziny, a ich koledzy z mniejszości niemieckiej padli za karę ofiarą cięć. Jak to dzieciom wytłumaczyć? Pora pójść po rozum do głowy i zakończyć dyskryminacją. Dla nas najważniejsze jest, by godziny niemieckiego wróciły. Nie pieniądze są priorytetem. Choć i one ministerstwo będzie musiało przygotować.
Zasadzkę, o której pan mówił, w dużej mierze zasypali samorządowcy. Prawie 40 gmin dopłaciło do lekcji niemieckiego jako języka mniejszości…
– Oczywiście, że tak. To było bardzo ważne. A z informacji, jakie MEiN przygotowało dla Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości wynika, że po tych krzywdzących rozporządzeniach łączna liczba lekcji języka mniejszości niemieckiej oczywiście spadła, ale chodzących na nie uczniów jest nawet więcej niż przedtem.