Alarmujące pismo związków z WiK
Informację o wspólnym piśmie dwóch organizacji związkowych – Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Wodociągów i Kanalizacji oraz komisji zakładowej NSZZ „Solidarność” – w związku z powrotem Ireneusza Jakiego do pracy opublikowaliśmy w środę 19 października.
Przypomnijmy, że w dokumencie związkowcy zaznaczają, że ciągłe zmiany w zarządzaniu WiK i wzajemne oskarżenia skonfliktowanych stron wprowadzają chaos i zamieszanie. Odnoszą się też do oskarżeń, jakie padły ze strony prezesa WiK podczas konferencji prasowej w dniu jego powrotu do spółki, kiedy to stwierdził, iż część z nich była przekupywana awansami i podwyżkami w zamian za składanie zeznań stawiających go w złym świetle.
„Oskarża się pracowników i straszy weryfikacjami stanowisk i zarobków. Nie wyrażamy zgody na takie działania, gdyż są to kolejne próby zastraszania pracowników i ich publiczne dyskryminowanie” – wskazują.
W piśmie wskazano też, że pomimo zapewnień ze strony miasta i przedstawicieli władz spółki, pracowników pozostawiono samym sobie. Dodajmy, że pracownicy relacjonowali nam atmosferę strachu, jaka zapanowała w WiK po powrocie Ireneusza Jakiego do pracy.
Rośnie liczba zwolnień chorobowych w WiK
Ireneusz Jaki był pytany o pismo związkowców w radiu Doxa. Stwierdził, że w spółce działają trzy związki zawodowe i ten trzeci się pod dokumentem nie podpisał. – Z tego, co wiem, ma zupełnie inne zdanie – powiedział.
W dalszej części rozmowy stwierdził, że przez siedem lat, zanim do spółki przyszli nowi wiceprezesi w osobach Agnieszki Maślak i Sebastiana Paronia (Ireneusz Jaki przypomniał przy tym, że ciążą na nich prokuratorskie zarzuty o niegospodarność), te same związki przez siedem lat nie sygnalizowały, że cokolwiek złego się w spółce dzieje. Zaznaczył, że zamieszanie w WiK jest, ale odpowiedzialność zrzucił prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego.
Związkowcy w piśmie alarmowali, że po powrocie do pracy Ireneusz Jaki jednoosobowo dokonywał zmian kadrowych w spółce, co stoi w sprzeczności z jej wewnętrznymi przepisami. Takie sygnały mieliśmy też z innych źródeł. Poinformowano nas również, że w dniu jego powrotu pięć osób piastujących funkcje kierownicze przedstawiło zwolnienia chorobowe.
W rozmowie w radiu Doxa Ireneusz Jaki przyznał, że liczba osób, które skorzystały z L4, przekracza już 10. W temacie zmian kadrowych prezes WiK stwierdził, że osoby, które przyszły do pracy, wcześniej zostały zwolnione przez jego zastępców. Zaznaczył, że sprawy tych osób są w sądzie pracy, ich nieobecność w spółce była działaniem na szkodę spółki, więc je przywrócił.
– To nie są moje porządki. Sytuacja wymaga tego, aby WiK funkcjonował tak, jak było przed przyjściem Agnieszki M. i Sebastiana P., czyli znakomicie, był drugą najlepszą spółką w kraju – powiedział.
Ireneusz Jaki: Próbowano mataczyć
We środę wieczorem Ireneusz Jaki rozesłał oświadczenie, w którym zarzucił prezydentowi Opola oraz wiceprezesom próbę uniemożliwienia mu dostępu do dokumentów do spółki, „żeby sami mogli mataczyć w sprawach WiK”.
„I tak już wiem, że spółka za ogromnie pieniądze wynajmowała rożnych ludzi do mataczenia ws. afery przetargowej i tworzenia opinii wybielających wymienionych wyżej wiceprezesów, podejrzanych przez prokuraturę o narażenie spółki na stratę wielkich rozmiarów” – argumentuje.
Następnie Ireneusz Jaki zarzuca próby mataczenia podczas kontroli Państwowej Inspekcji Pracy w WiK. „Mam dostęp tyko do części dokumentów, ponieważ resztę dalej próbują ukryć, ale wiem już, że co najmniej kilka osób które zeznawały przeciwko mnie dostało podwyżki i awanse” – stwierdza i zapowiada zawiadomienie do prokuratury w tym względzie.
Prezes WiK przekonuje, że kontrola PIP nie została zakończona, choć opolski oddział inspekcji pracy pod koniec września przesłał do spółki protokół pokontrolny. Tak się składa, że 18 października w WiK oprócz Ireneusza Jakiego pojawili się też przedstawiciele Głównego Inspektoratu Pracy. „I wszytko będzie teraz rozszerzone oraz weryfikowane” – deklaruje i dodaje, że zastał spółkę w opłakanym stanie.
Ratusz: Ireneusz Jaki grozi i straszy
– Prezes Jaki mierzy wszystkich swoją miarą. Widocznie musiał płacić awansami, żeby ktoś go słuchał. Grozi też wszystkim i straszy, czym potwierdza, że nie nadaje się do pracy z ludźmi i nie ma autorytetu – komentuje Adam Leszczyński, rzecznik opolskiego ratusza.
– Tymczasem Rada Nadzorcza i kontrole potwierdziły, że mógł mobbingować i dyskryminować pracowników, groził kobietom w ciąży, a po powrocie z urlopów macierzyńskich przesuwał je na inne stanowiska. Ponadto płacił za nagrody, żeby się chwalić w jak dobrej kondycji jest spółka – wskazuje.
Adam Leszczyński zaznacza, że prezes WiK „trzy razy wnioskował o drastyczne podwyżki cen wody i ścieków, żeby ratować wynik finansowy spółki”.
– Wydał też 5 mln zł na sprzęt specjalistyczny, który za jego kadencji niemal nie wyjeżdżał z garażu. Nie radził sobie też z realizacją modernizacji oczyszczalni i dopiero nowym członkom zarządu udało się tą sprawę uratować – stwierdza.