Patryk Jaki, Jacek Ozdoba, Łukasz Mejza – ci politycy prawicy chwalili się w mediach społecznościowych pałaszowaniem dań mięsnych. Przy okazji wyszło na to, że stać ich na wyszynk w lokalach, do których przeciętny obywatel raczej nie zagląda. Wpisało się to jednak w nakręcanie „mięsnej afery”, którą od dwóch tygodni żyją przedstawiciele obozu władzy i sprzyjających im mediów. Wszystko w myśl przekazu, że opozycja każe Polakom jeść robaki zamiast kotletów.
Robaki zamiast kotletów. Skąd to połączenie?
Genezą całego zamieszania jest raport przygotowany przez C40 Cities. To organizacja zrzeszająca blisko setkę największych miast świata. Zawiera zestaw zaleceń, których zastosowanie przyczynić ma się do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, a tym samym ograniczenia zjawiska globalnego ocieplenia. Emocje budzą zalecenia, w myśl których mieszkańcy miast do 2030 roku powinni ograniczyć m.in. spożycie mięsa i nabiału. W przypadku mięsa do 16 kg rocznie na osobę (z obecnych ponad 70 kg) oraz 90 kilogramów nabiału (obecnie 200 kg). Wśród rekomendacji jest także ograniczenie liczby zakupów nowej odzieży do ośmiu sztuk w skali roku.
Raport pochodzi z połowy 2019 roku. Głośno na jego temat zrobiło się po niedawnej publikacji „Dziennika Gazety Prawnej”. Czemu gazeta opisała go teraz, trudno powiedzieć. Wiadomo natomiast, że do C40 Cities należy Warszawa, której prezydentem jest Rafał Trzaskowski. To również wiceprzewodniczący PO. A stąd była już prosta droga do tego, aby politycy prawicy zabrali się do przekonywania, że Platforma zamierza wręcz zmusić Polaków do ograniczenia spożycia mięsa i nabiału. Mówił o tym m.in. Jarosław Kaczyński w niedawnym wywiadzie dla prorządowego tygodnika „Sieci”.
– Próba wmówienia Polakom, że moja wygrana w wyborach może skutkować wprowadzeniem kartek na mięso jest absurdalna – odpowiedział Rafał Trzaskowski na Facebooku.
Ale na tym nie koniec. Bo politycy prawicy sugestie, że PO chce zabrać Polakom kotlety, połączyli z twierdzeniami, że partia Donalda Tuska każe nam jeść robaki.
To z kolei wzięło się z tego, że pod koniec stycznia w życie weszło rozporządzenie Unii Europejskiej, dopuszczające dodawanie do produktów mącznych do 10 proc. sproszkowanych owadów. Politycy prawicy jakoś nie wspominają o tym, że – jak zauważył Onet – robaki do spożycia w Brukseli zaakceptował polityk PiS Janusz Wojciechowski, unijny komisarz do spraw rolnictwa. Tak jak i nie pamiętają – albo nie chcą pamiętać – że Marta Kaczyńska, bratanica Jarosława Kaczyńskiego (także w tygodniku „Sieci”, w 2018 roku) promowała wykorzystanie owadów do produkcji żywności.
Nie wspominając już o tym, że wykorzystanie owadów w jedzeniu nie jest żadną nowością. Już teraz na naszym rynku są takie produkty. Na przykład jogurty bywają barwione na czerwono substancją pozyskiwaną z suszonych i mielonych czerwców kaktusowych.
Robaki zamiast kotletów. To będzie jedna z osi kampanii?
Choć oba tematy nie są ze sobą powiązane, obóz prawicy je ze sobą łączy. Przykładem grafika, którą w mediach społecznościowych kilka dni temu udostępniła Violetta Porowska, opolska posłanka PiS. Przy logo jej partii mamy deskę kiełbas i wędlin. Przy logo Platformy – wiaderko larw. „Czasami obraz mówi wszystko” – napisała.
Zapytaliśmy ją więc, dlaczego powiela taki przekaz oraz gdzie w programie Platformy jest wprowadzenie zakazu na mięso i wędliny. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Pytanie o to, gdzie PO w swoim programie zapowiada wprowadzenie restrykcji w kwestii spożycia mięsa i nabiału, wysłaliśmy też do Patryka Jakiego. W odpowiedzi europoseł Solidarnej Polski wskazał, że dla niego wystarczający jest fakt, iż wiceprzewodniczący PO podpisał taki program w ramach C40. Zwróciliśmy uwagę, że ten program to niezobowiązujące rekomendacje, a nie nakazy. Zapytaliśmy, gdzie jest powiedziane, że PO będzie twardo dążyć do realizacji zamierzeń tego raportu.
„To nie rekomendacje, tylko jak mówi sam Trzaskowski, cyt: „Jego zobowiązania”, które jak mówił na Campusie [chodzi o Campus Polska firmowany przez prezydenta Warszawy – red.] szybciej by wprowadził, gdyby rządził w Polsce” – odpisał Patryk Jaki.
To sprawa to kompromitacja tego serwisu, która po raz kolejny pokazuje, że pod płaszczykiem „Fact-checkingu” chowa się tępa propaganda partyjna i rozpaczliwa obrona R.Trzaskowskiego. 🧵 https://t.co/hqhSr8uWAG
— Patryk Jaki – MEP (@PatrykJaki) February 22, 2023
Europoseł prawicy zasygnalizował też, że zapisy raportu C40 Cities będą jeszcze długo maglowane.
– Ta sprawa musi być jedną z najważniejszych osi w kampanii wyborczej – powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską.
Ten kierunek potwierdzają zresztą piątkowe konferencje polityków PiS w regionie. Na każdej straszyli odbieraniem wolności przez opozycję. Że ta każe jeść Polakom robaki zamiast kotletów,
Psycholog społeczny: Nowa oś podziału
– Musimy rozróżnić dwa porządki myślenia – zauważa prof. Tomasz Grzyb, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS.
– Gdybyśmy zapytali ludzi o to, czy kwestia ograniczenia spożycia mięsa, czy „odkurzenia” kartek na nie ma wpływ na ich decyzje przy urnie wyborczej, to usłyszelibyśmy, że nie. Mówiliby, że głosując kierują się rozsądkiem i programem wyborczym danej formacji. Z drugiej strony, od dłuższego czasu widzimy, jak ogromną rolę w uprawianiu polityki odgrywają emocje.
Prof. Tomasz Grzyb wskazuje, że z sześciu podstawowych ludzkich emocji tylko jedna jest pozytywna. To radość. Pośród pozostałych, negatywnych, jedną z najważniejszych jest wstręt.
– Badania pokazują, że mamy wysoką niechęć do jedzenia owadów, w tym świerszczy – dodaje. – Nie wątpię, że spindoktorzy znają te badania. I najpewniej stąd zrodził się pomysł na to, aby spróbować skojarzyć opozycję z jedzeniem robaków, a obecnie rządzących z mięsem. To ruch niezwykle skuteczny. Ale tylko w krótkiej perspektywie. Widać, że jest to działanie doraźne, bez refleksji nad stanem naszej planety. Co pokazuje, jak wypaczono przesłanie dokumentu C40 Cities, odwołującego się przecież do istotnych kwestii środowiskowych, związanych z naszą przyszłością. On wskazuje na coś, co jest zresztą wiadome od dłuższego czasu, że my mięsa jemy za dużo.
Psycholog społeczny widzi też w tych działaniach budowanie kolejnej osi podziału społeczeństwa. – Nie chodzi tylko o obrzydzenie Platformy, ale i jej elektoratu – tłumaczy prof. Grzyb. – Pokazanie go jako lewackiego, oderwanego od tradycji. W przeciwieństwie do obozu władzy, zdrowego tożsamościowo i broniącego wartości, takich jak jedzenie mięsa. Widzę w tym dolewanie benzyny do naszego polskiego piekiełka.
Od LGBT do dziadka z Wehrmachtu
Chyba najsłynniejszym przykładem robienia kampanii na czymś wyolbrzymionym było wyciągnięcie Donaldowi Tuskowi dziadka w Wehrmachcie przez Jacka Kurskiego. Działo się to w kampanii prezydenckiej z 2005 roku, kiedy to Donald Tusk walczył o ten urząd z Lechem Kaczyńskim.
Lider PO przypomniał kilka miesięcy temu, że Lech Kaczyński usunął za to zresztą Jacka Kurskiego ze swojego sztabu. I nazwał go „podłym człowiekiem”. A niedawno Jarosław Kurski, wicenaczelny „Gazety Wyborczej”, brat Jacka, w książce poświęconej swojej rodzinie opisał zresztą, że ich dwóch wujków także siłą wcielono do niemieckiej armii podczas wojny.
W 2015 roku przez kraj przetaczały się marsze przeciwko islamizacji Europy. Taki marsz przeszedł m.in. przez Opole, uczestniczył w nim Patryk Jaki. Prawica straszyła wtedy, że za sprawą Platformy zaleje nas fala uchodźców z Bliskiego Wschodu. Rząd PO mówił wtedy o przyjęciu 6 tys. osób.
Z kolei w 2020 roku, podczas wyborów prezydenta RP, ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda straszył gejami i lesbijkami. To w Brzegu padły głośne słowa, że LGBT „to nie ludzie, a to jest po prostu ideologia”.
Robaki zamiast kotletów. To nie koniec manipulacji
Przykłady tworzenia podziałów przez PiS, poprzez manipulację i odwoływanie się do najniższych instynktów, można zresztą mnożyć. Przy okazji prób rozmontowania sądownictwa zaczęto sędziów określać mianem „kasty”. Zohydzano nauczycieli walczących ze zmianami w oświacie. Organizacjom prodemokratycznym zarzuca się działalność na rzecz jakichś obcych, zagranicznych sił, które nie chcą silnej Polski.
– To pokazuje, że ciągle potrzeba symbolu do ogniskowania poglądów – ocenia prof. Tomasz Grzyb.
– Znacznie łatwiej jest robić na jego bazie kampanię, niż przekonywać do rozbudowanego programu gospodarczego. Odwołując się do tzw. afery mięsnej, ktoś może uznać, że może i ta władza nie do końca mu się podoba, może kradnie, ale przynajmniej nie będzie kazała jeść robaków albo narzucała innego multikulti- argumentuje.
A dlaczego politycy uciekają się do manipulacji, jak ta w myśl twierdzenia, że opozycja każe jeść robaki zamiast kotletów?
– Trochę dlatego, że dziwnym trafem wiele rzeczy uchodzi politykom na sucho – odpowiada prof. Grzyb.
– Przekazywanie willi, sztuczne zawyżanie cen paliw, umieszczanie swoich w radach nadzorczych spółek skarbu państwa – wszystko to uchodzi na sucho. Więc dlaczego miałoby nie uchodzić używanie manipulacji w kampanii wyborczej?
Psycholog społeczny nie ma wątpliwości, że w kolejnych miesiącach kampanii do wyborów można się spodziewać więcej takich zagrań. – I to z obu stron sporu politycznego – stwierdza.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.