Krzysztof Ogiolda: Jak pan przyjmuje informacje, że Unia Europejska nie tylko wstrzymuje wypłatę miliardów euro dla Polski, zapisanych w Krajowym Planie Odbudowy, ale że blokadą mogą być też objęte pieniądze wynegocjowane przez samorządy wojewódzkie?
Rafał Bartek: My, jako politycy regionalni, wieści o „zakręceniu kurka” z unijnymi pieniędzmi przyjmujemy jednocześnie z niepokojem. Nie siedzimy przy głównym stole negocjacyjnym, gdzie zasiada rząd Polski, ale jesteśmy od decyzji, które przy tamtym stole zapadną, zależni. W sytuacji, kiedy w Polsce mechanizmy praworządności nie są od pewnego czasu zachowywane, trudno by Unia Europejska – dla której ich przestrzeganie jest rzeczą podstawową – dała pieniądze jakby nigdy nic. Mechanizm jest prosty. Bruksela chce mieć pewność, że gdyby z tymi pieniędzmi stało się coś nie tak i konieczny byłby proces sądowy, to sędzia który będzie w tej sprawie rozstrzygał, zrobi to w zgodzie z prawem i swoją najlepszą wiedzą, a nie z czyjąkolwiek wolą polityczną. Dzisiaj tej gwarancji Unia Europejska nie ma. My siedzimy przy podstoliku samorządowym, ale ten mechanizm i w nas może uderzyć.
Co zdarzy się w praktyce, jeśli wstrzymane zostaną już wynegocjowane przez samorząd województwa opolskiego pieniądze na lata 2021-2027? Kwota jest niebagatelna – 966,5 mln euro.
– Obrazowo możemy to sobie wyobrazić na przykładzie remontów dróg czy linii kolejowych. Jak jeździmy po województwie, to widzimy, że ta czy inna droga została wyremontowana na jakimś odcinku, do pewnego momentu. Założenie jest takie, by ten remont z kolejnego unijnego rozdania funduszy kontynuować i doprowadzić do końca. A przy linii kolejowej zbudować także centrum przesiadkowe – bezpieczne miejsce, w którym zostawimy rower czy samochód. Jeśli tych pieniędzy nie otrzymamy, ani droga, ani centrum w najbliższych latach nie powstanie. Zatrzymamy się. A taki postój inwestycji oznacza krok wstecz, bo nowy odcinek drogi nie powstanie, a ten gotowy już się zużywa i niszczy.
Ten hamulec dotknie nie tylko inwestycji drogowych. Ucierpią także projekty społeczne…
– We wtorek w Teatrze im. Kochanowskiego mieliśmy Święto Seniorów. To przypomina i potwierdza, że mieszkańcy naszego regionu żyją coraz dłużej i to jest, oczywiście, powód do radości. Ale jednocześnie oczekujemy od tej grupy społecznej, żeby była aktywna. I dzięki unijnym pieniądzom seniorzy rzeczywiście są aktywniejsi. Widzę to także z perspektywy mojej małej gminy, czyli Chrząstowic. Bez funduszy z Unii zrobimy im krzywdę. Bo myśmy naszych seniorów zaktywizowali, stworzyli im warunki do działania, a teraz musielibyśmy ich wyhamować, a wielu z nich skazać na samotność, zamknięcie w czterech ścianach. Odczuwane zresztą najmocniej przez mieszkańców najmniejszych ośrodków. Europejskie instrumenty funkcjonują u nas od dawna. Cały pomysł na funkcjonowanie w Unii opiera się na zasadzie trwałej kontynuacji Hamowanie – na drogach i w społeczeństwie – może ostatecznie oznaczać zmarnowanie dwóch dekad pracy nas wszystkich. My samorządowcy nie mamy dziś ze strony rządu żadnej odpowiedzi na pytanie: Co w zamian?
Ucierpi nie tylko samorząd na poziomie województwa. Co z gminami?
– Brak europejskiego finansowania na budżetach gmin także mocno się odbije, a one mają już przecież zaplanowane, że pewne inwestycje i działania społeczne będą prowadzić w oparciu o fundusze europejskie. Trudno sobie wyobrazić ich funkcjonowanie bez tego zastrzyku finansowego, skoro już dzisiaj budżety gmin są ogromnie napięte. Choćby z powodu cen energii. Problemem w wielu miejscach już jest oświetlenie ulic czy obiektów sportowych. Wójtowie i burmistrzowie głośno o tym mówią. Cięcia dotkną wszystkich. Plan 36 gmin, które dołożyły pieniądze, by zapewnić właściwy poziom nauczania niemieckiego jako języka mniejszości po cięciu finansów na ten cel przez rząd, może się zacząć kruszyć, jeśli będzie im brakowało pieniędzy na podstawowe wydatki związane z codzienną egzystencją.