Anna Konopka: – Nowe technologie są stałym elementem codzienności. Ułatwiają funkcjonowanie, bawią, ale i uzależniają. Na przykład dzieci, których nie potrafimy odkleić od telefonów. Jak znaleźć balans w tym całym i dobrodziejstwie postępu cyfrowego, i – chyba trzeba to powiedzieć – przekleństwie?
Dr Jakub Kuś: – Internet i nowe technologie, to coś od czego nie uciekniemy. Co więcej, otoczą nas mocniej. Patrząc z perspektywy rozwojowej młodych ludzi, nie do pomyślenia jest dawanie np. smartfona czy tabletu dziecku, które ma dwa, trzy lata. To za wcześnie.
– Ale takie sytuacje się zdarzają.
– Niestety, coraz częściej rodzice traktują te urządzenia jak zabawki już na stałe. Mówią, że to pomoc, np. sposób na uspokojenie dziecka, zdobycie chwili dla siebie. Ale oczywiście nie popadajmy w skrajności. Okazjonalne włączenie piosenki czy bajki maluchowi na tablecie nie jest zbrodnią. Powinniśmy jednak mieć kontrolę nad tym, co nasze dziecko robi w sieci. Jak wykorzystuje nowe technologie.
– Co się dzieje, gdy taki maluch dostaje pełny dostęp do technologii za szybko?
– Badania psychologiczne pokazują, że mózg małego człowieka rozwija się inaczej, gdy jest przestymulowany przez nowe technologie. Gorzej wykształca się obszar hipokampu i ciało migdałowate w mózgu. Zbyt wczesne dawanie takich urządzeń po prostu szkodzi. Niekontrolowane przekazanie trzylatkowi sprzętu, na którym jest 50 różnych aplikacji, to igranie z ogniem. To wrzucenie dziecka na cyfrową głęboką wodę bez asekuracji. Ono jakoś subiektywnie sobie poradzi. Ale etap rozwoju mózgu w sensie neuronalnym jest niesamowicie szybki. Kluczowe są pierwsze lata życia.
– Kiedy jest właściwy moment na wprowadzenie do codzienności tych urządzeń?
– Wszystko zależy od rozwoju dziecka. Mimo to sześć, siedem lat, to najwcześniej, gdy kontrolowany dostęp do technologii powinien się w ogóle pojawić. Klasyk XX-wiecznej psychologii, Albert Bandura, przez dekady prowadził badania nad procesami społecznego uczenia się i tzw. modelowaniem zachowania. Wykazał on, jak bardzo dzieci naśladują zachowania dorosłych. Szczególnie tych, którzy są dla nich ważni i znaczący, jak np. rodzic czy opiekun. A więc, gdy dorosły nie potrafi oderwać się od telefonu – w czasie pracy, jedzenia, relaksu itp. – dziecko będzie przekonane, że to coś pożądanego. Że tak należy postępować. Pamiętajmy, że dzieci uwielbiają bawić się w dorosłych, upodabniać do nich.
– To dorośli powinni więc przekazać prawidłowe wzory.
– Odpowiedzialność dorosłych w aspekcie technologii jest ogromna. Muszą pokazywać dzieciom zdrowe wzorce. Zwracanie uwagi na odkładanie telefonu nie ma sensu, gdy rodzic sam jest na „cyfrowej smyczy” i nie potrafi się z niej wyzwolić. Dziecko widzi podstęp i hipokryzję z naszej strony.
– Problematyczne jest też to, jak ogromny wpływ wywierają choćby social media na życie młodego człowieka. Dzieciaki szczególnie łatwo wpadają w pułapkę sztucznie wykreowanego wzoru idealnego ciała, związku czy stylu życia…
– Przynależność do jakiejś grupy, czy budowanie popularności w sieci, to niezwykle ważne aspekty społeczne dla młodych. Znamy z mediów przypadki prawdziwych dramatów nastolatków, którzy np. mieli tysiące obserwujących, a rodzice skasowali im konta. W tych domach działy się potem dantejskie sceny.
CZYTAJ więcej: Jak nastolatki terroryzują rodziców. Dzwonią na policję, podają do sądu
– Skąd te reakcje i mechanizmy się biorą? Czy stoi za tym po prostu nasza psychika?
– Wpis, który umieszczamy w sieci, i który zbiera dużo lajków, serduszek czy fajnych komentarzy, przynosi nam pozytywne wzmocnienie. Robi nam się przyjemnie przez wyrzut dopaminy. Przez to, że ktoś nas dostrzegł. To taki mechanizm hazardowy: wchodzimy do cyfrowego kasyna i chcemy grać na różnych aspektach. Raz na jakiś czas stajemy się gwiazdą internetu: kimś popularnym, akceptowanym. Kimś, o kim się mówi, szanuje go. To coś dobrego i miłego, ale też coś, co nas uzależnia. A młody człowiek jest bardzo podatny na zależność od sieci. I nie ma tu żadnej wyższej filozofii.
– To co możemy zrobić, żeby w tym labiryncie się nie zatracić?
– Podejść do technologii mądrze. Ona celowo jest tak tworzona, by te mechanizmy psychologiczne w nas wytwarzać. Np. to, że strumień treści na TikToku się nie kończy. To bardzo przemyślana strategia twórców aplikacji. A więc dorośli muszą być czujni i wychwycić moment zagrożenia – nie szkodząc przy tym dziecku. Nie demonizujmy. Ale też nie lekceważmy. Tłumaczmy dziecku, że technologia to narzędzie, z którego nie ma sensu korzystać przez cały czas.
– Ale co z dorosłymi, którzy też padają ofiarami sieci? Dziś każdy należy do kilku kanałów społecznościowych, śledzi miliony osób i ogląda miliony zdjęć. Stale scrollujemy, sprawdzamy powiadomienia. Ciągle coś gdzieś pika. Jesteśmy i w grupach hobbystycznych, i tych związanych z pracą. Z telefonem chodzimy już nie w torebce czy kieszeni, ale na stałe w ręce. Nawet do toalety. Aby tylko czegoś nie przegapić…
– Od dawna badane jest zjawisko FOMO (fear of missing out, z ang.), czyli lęk przed przeoczeniem. Nie mamy telefonu w ręce przez godzinę i już odczuwamy stres, że coś się dzieje bez naszej wiedzy. I co gorsza – bez naszej szybkiej reakcji. Boimy się, że jeśli choć na chwilę wyłączymy się z tego cyfrowego strumienia, wydarzy się coś strasznego. Co w zdecydowanej większości przypadków – absolutnie nigdy się nie dzieje.
– Jak walczyć z obsesyjnym zerkaniem w telefon?
– Powiadomienia to zmora naszych czasów. Sprawdzamy je budząc się i kładąc spać. Warto wyznaczyć sobie schemat korzystania z internetu. Metody są bardzo banalne. Wyciszmy telefon, np. po pracy. Sprawdzajmy komórkę choćby co godzinę, a nie co kilka minut. Wtedy przysłuży nam się przeciwne zjawisko – JOMO (joy of missing out z ang.), czyli radość z przeoczenia czegoś. To zdecydowanie zdrowsza postawa. Przypomnijmy sobie, że około 25 lat temu, gdy rodził się internet, mieliśmy tylko 30 godzin sieci miesięcznie, czyli np. godzinę dziennie.
– Ale czym jest dziś godzina internetu dziennie? To już nie te czasy.
– To oczywiście za mało, ale zróbmy prosty test: ile wytrzymamy bez dostępu do sieci, gdy nie potrzebujemy jej do pracy? Wnioski mogą być przerażające. Dlatego każdy sam musi uporządkować, to jak korzysta z sieci.
– A jeśli nie zmienimy tych nawyków? Bo takie czasy, bo fajna rozrywka…
– Nie chodzi tylko o ogólne zmęczenie, mniejszą wydajność czy złą jakość snu. Psychologia nazywa to stresem informacyjnym. Zalewa nas ilość bodźców, których nie jesteśmy w stanie przetworzyć. Mimo to wciąż dostarczamy kolejne. Organizm nie może być wciąż gotowy do reakcji. Cierpimy więc na przeciążenie poznawcze. Nierzadko konsekwencje przechodzą w problemy natury emocjonalnej i różnego typu depresje. Ale wciąż sami sobie fundujemy tę istną męczarnię dla naszego mózgu. Tak, jak nie możemy być cały dzień na siłowni, tak nie możemy przez cały dzień katować mózgu byciem online. Mózg musi się zregenerować, lubi też trochę się ponudzić (śmiech). Stojąc więc w korku, zostawmy telefon. Pozwólmy naszym myślom odpłynąć.
Czytaj więcej: Osteopata z Opola: Stres ląduje w jelitach. W ten sposób dobija kręgosłup
– Panie doktorze, jak sztuczna inteligencja wpłynie na życie i wrażliwość człowieka? Już teraz powstają hybrydowe stanowiska pracy – wykorzystujące i człowieka, i maszynę. Rozmowa z botem to nie to samo, co z żywym człowiekiem.
– Sztuczna inteligencja zmieni bardzo wiele. Już dzisiaj obserwujemy rozpędzającą się radykalną rewolucję, która wpływa na rynek pracy, system edukacji i tym podobne obszary. Dzieje się tak mimo tego, że przecież nie są to algorytmy „doskonałe”. Na pewno będziemy obserwować różne oddziaływania psychologiczne w zakresie interakcji człowiek – sztuczna inteligencja. Samo uświadomienie sobie, że naszą pracę może wykonać algorytm, jest czymś dość dojmującym. Wiele badań przed nami.
– Rozwój technologii na pewno wyprze pewne zawody. Które na start?
– Zagrożone są przede wszystkim zawody, których wykonywanie odbywa się w oparciu o pewien niezmienny schemat działania. Co kilkadziesiąt lat znikają różne zawody, które kiedyś wydawały się czymś absolutnie oczywistym. Dzieje się tak, rzecz jasna, z różnych przyczyn. Ale najczęstszą z nich jest po prostu wzrastająca automatyzacja. Im więcej umie zrobić za nas maszyna, tym bardziej rynek pracy się przeobraża.
– Można by się zastanawiać, ile w tej technologii jest postępu, a ile szkodliwości. Znakomicie, że w podróży nie trzeba już taszczyć wielkich map, bo one są w Google. Nie trzeba kupować opasłych encyklopedii, które jeszcze pokolenie temu były w niemal każdym domu jako źródło podstawowych informacji. Na każde pytanie odpowie nam aplikacja, pisząc za nas nawet wypracowanie z polskiego. Czy technologia w jakimś sensie nas ogłupi?
– Technologia nas na pewno rozleniwia. Mniej myślimy wtedy, kiedy wiemy, że może to zrobić za nas Google. Gorzej zapamiętujemy, bo wiemy, że coś możemy zapisać w chmurze. Nie koncentrujemy się na trasie, bo zakładamy, że najlepiej poprowadzi nas GPS. Pojawia się więc takie przekonanie, że po prostu nie musimy myśleć nad pewnymi kwestiami, a decyzje podejmie jakiś rodzaj technologii. To jest jednak bardzo złudne wyobrażenie, bo grozi staniem się – metaforycznie rzecz ujmując – jedynie dodatkiem do smartfona czy laptopa.
To w czym ja osobiście widzę największe zagrożenie związane z tak dynamicznym rozwojem nowych technologii, to wspomniane rozleniwienie poznawcze i pewien brak ciekawości. Internet nie przeżyje za nas naszego życia.
CZYTAJ też: W Opolu już powstają technologie jutra. Tylko czy jest gotowe na „smart city”?
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.