Przemoc seksualna – ofiary zabierają głos
50-letnia Małgorzata Kulczycka, samorzeczniczka i trenerka WenDo (metoda przeciwdziałania przemocy, która powstała w XX wieku w Kanadzie – aut.) na pytanie, dlaczego nie obawia się wystąpić publicznie i opowiedzieć o tym, jak przemoc seksualna naznaczyła jej dzieciństwo, odpowiada bez zastanawiania.
– Dlatego, że wiem, jakie to niszczące i jak niewiele osób potrafi o tej krzywdzie słuchać. A to tak wielu osobom mogłoby uratować życie – podkreśla. – Przygotowuję też inne osoby do roli samorzeczniczek, żeby opowiadały w bezpieczny sposób o tym, co je spotkało, co przeżywa ofiara przemocy seksualnej. Że może mieć depresję, myśli samobójcze, że czuje strach i wstyd. Niektóre naprawdę targną się na swoje życie. Chciałabym, żeby najbliższe otoczenie, ale też instytucje, nauczyły się ich słuchać, wspierać. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale często skrzywdzone są traktowane jak współwinne, wtórna wiktymizacja to niestety codzienność.
Niedowierzanie najbliższego otoczenia, że przemoc seksualna miała miejsce wśród nich z udziałem bliskich im osób sprawia, że często to ofiara jest stygmatyzowana.
U Małgorzaty konsekwencje wydarzeń, które nastąpiły po śmierci taty kiedy była odprowadzana do przemiłego pana z sąsiedztwa, zasiały spustoszenie na ponad połowę życia. Choć samo wydarzenie wyrzuciła z pamięci.
– Przy okazji tamtego wydarzenia wyparłam nie tylko to, ale wiele innych – dodaje Małgorzata. – Ta niepamięć to taka naturalna obrona, żeby przeżyć.
Okruchy pamięci z dzieciństwa
Nie pamięta, czy to było 45 lat temu, czy trochę więcej. Wszystko rozmyło się, wydarzenia zniknęły, tylko jakieś okruchy zostały w pamięci. Nie pamięta pierwszych dni w szkole i wielu innych ważnych chwil w życiu każdego dziecka.
– Ale pamiętam to, że chciałam być bardzo dorosła – wreszcie zaczyna się uśmiechać. – Ubrałam strój kąpielowy mamy, założyłam jej kapelusz, taki z dużym rondem, jaki nosiło się w latach siedemdziesiątych, założyłam jej buty na obcasach. Tak przebrana poszłam przed blok na trawnik się opalać.
To, co wyrzuciła z pamięci, zaczyna się po tragicznej śmierci taty. Gdy przekracza często próg mieszkania przemiłego sąsiada, do którego sama chciała chodzić.
– W pedofilach jest coś takiego, że potrafią rozmawiać z dziećmi, ująć sobą i wzbudzić zaufanie otoczenia – mówi Małgorzata.
A ten był przystojnym mężczyzną, miał narzeczoną.
– To ten, trzyma mnie na rękach – pokazuje wyblakłe zdjęcie. – Nie wyrzuciłam tego zdjęcia, chociaż tyle razy chciałam. Pamiętam pokój, zamknięte drzwi, sadzał mnie na sobie, kazał dotykać – Małgorzata opowiada spokojnie, ale każde jej słowo jest jak kamień. – Potem zaczęłam się moczyć, ale wszyscy mówili, że po śmierci taty to normalne. Moje zachowanie się zmieniło, a lekarz postawił diagnozę, że mam nerwicę dziecięcą.
Przemoc seksualna. Krzywda na całe życie
Pierwsze obrazy zaczęły się przebijać do świadomości, gdy miała około 25 lat.
– W mojej głowie pojawiały się fleszbeki, jakieś przebłyski wspomnień – opowiada. – Zaczął mi się przypominać ten pokój, jego szczegóły anatomiczne i to, że mnie sadzał na sobie. Jak pakunki zaczęłam odwijać obraz po obrazku…
Jak często i do kiedy to trwało, tego już nie wie.
– Może dwa lata, może trzy, albo jeszcze więcej, potem nawet myślałam, że to moja konfabulacja – przyznaje. – Aż do czasu, kiedy usłyszałam, że nie jestem jego jedyną ofiarą, że interesował się też innymi dziećmi – Małgorzata podnosi głos. – Wtedy do mnie dotarło, co mnie w życiu kaleczy. To były gwałty, to nie była penetracja. Coś, co się wtedy działo wbrew nieświadomemu dziecku, pozostaje gwałtem. I krzywdą na całe jego życie.
Małgorzata chciała stanąć przed swoim krzywdzicielem i popatrzeć w oczy pedofila.
– Udało mi się zdobyć adres, wiem, że ma rodzinę, dzieci – opowiada. – Ale wycofałam się z tego pomysłu, raz, bo przedawnienie, żaden paragraf już mu nie zagraża. A dwa, moja ówczesna terapeutka mi odradziła, nie byłam na to gotowa. Ta myśl jednak stale mi towarzyszy. Wtedy chciałam chronić inne dzieci, teraz zrobiłabym to też dla siebie.
Jak często instytucje zawodzą w takich sytuacjach?
– Częściej niż się wydaje – podkreśla Małgorzata.
Zły dotyk. Jedyny, jaki znała
Jaskrawym przykładem, jak niszcząca jest przemoc seksualna, jest Agnes. Była wykorzystywana przez dziadka od 3. roku życia. Być może od niemowlęctwa, tego już nie wie. Potem wykorzystywana przez ojca.
Małgorzata 21-letnią wówczas Agnes poznała w więzieniu, gdzie prowadziła zajęcia WenDo ze skazanymi kobietami.
W życiu Agnes zawiodły po drodze wszystkie instytucje: przedszkole, szkoła, psycholog, który nie chciał się problemem zajmować. Potem był sąd i najprawdopodobniej niebieska linia. Zawiodło otoczenie, z tą naszą mentalnością, że „lepiej się nie mieszać”.
– Ludzie tak mają, odwracali głowę, kiedy opowiadałam, że mnie dziadek gwałci. A byli mną zainteresowani, kiedy już dochodziło do tragedii – mówi spokojnie 28-letnia dzisiaj Agnes.
Agnes godzi się na rozmowę z dziennikarką „Opolskiej”, żeby opowiedzieć o swoim dramacie. Bo dzięki temu być może jej losu unikną jakieś inne dziewczynki.
Najpierw był „zły dotyk”, ale potem był jedynym dotykiem, jaki Agnes znała, kiedy zniknęła jej mama.
– Miałam jakieś trzy lata i dziadek się ze mną bawił, ale przekraczał granice, to moje pierwsze wspomnienie z wykorzystywaniem seksualnym – zaczyna opowiadać Agnes. – To był jedyny dotyk, który znałam. Uzależniłam się od tego dotyku. Kiedy miałam siedem lat, traktował mnie jak dorosłą kobietę, penetrował. Brzydziłam się, kiedy kazał mi się dotykać, ale uzależniłam się od tego, jak on mnie dotykał. Miałam siedem lat, czułam się brudna, a jednocześnie chciałam żeby mnie dotykał. Nie wiem, jak to nazwać, ale „zamroziłam się”, odcięłam od swojego ciała, czułam się bezwolna i nie potrafiłam zaprotestować.
Już później na terapii dowiedziała się, że to zamrożenie to reakcja dziecka, żeby nie zwariować, kiedy dzieje się mu krzywda.
Nikt nie chciał pomóc
W przedszkolu stroniła od dzieci, jedyne zabawy jakie inicjowała, miały charakter seksualny. Albo się szarpała i biła.
– Panie w przedszkolu to wychwyciły, ale nie zawracały sobie tym głowy. Uznały, że w rozwoju dziecka to normalne – wspomina Agnes. – I już do tego nie wracały.
A dlaczego nie mówiła o tym, co dzieje się w jej domu?
– Komu miałam mówić? – pyta Agnes. – Poza tym dziecko ofiara zawsze ma poczucie winy. Jest zablokowane i milczy.
Kiedy miała jedenaście lat, babcia wpadła do pokoju i zobaczyła, co z nią robi dziadek.
– Po tym zaprowadziła mnie kilka razy do psychologa, ale psycholog uznał, że skoro milczę, nie chcę mówić, to mamy więcej nie przychodzić – opowiada Agnes.
Tak zakończyły się wizyty u psychologa, który nie zadał sobie trudu dotarcia do skrzywdzonego dziecka. Ale też po tym, co usłyszał od babci, nie zawiadomił prokuratury.
– Wszyscy to zlekceważyli, nie tylko psycholog – podkreśla Agnes. – Babcia dzwoniła na „niebieską linię”, tak przynajmniej mi mówiła. I nic… Sąsiedzi też się o tym dowiedzieli, babcia zawiadomiła o tym szkołę, ale też milczeli. Nikt nie chciał mi wtedy pomóc.
Przemoc seksualna. Oprawca uniewinniony
Po tym „odkryciu” babci w domu wszystko wróciło do normy.
– Babcię znienawidziłam jeszcze bardziej, a od początku nienawiść podkręcał dziadek – wspomina Agnes. – Miałam żal, za mamę za to że zniknęła z mojego życia. Potem, że nie zgłosiła na policję dziadka pedofila. Że nie wywaliła go z domu.
Po latach zrozumiała, że babcia postępowała, jak potrafiła. I najlepiej jak potrafiła, starała się zastąpić jej matkę.
– Nienawiść do babci pulsowała, czułam, że nigdy mi nie pomogła, a wcześniej mojej mamie – przyznaje Agnes. – Przemknęła mi myśl, że ją zabiję…
Potem w gazetach pojawiły się nagłówki „Wyrodna 12-letnia wnuczka próbowała zabić babcię”.
– Wtedy się mną wszyscy zainteresowali, a na przesłuchanie zaprowadził mnie dziadek – opowiada. – I jeśli się komuś wydaje, że to jest jak w filmach, że o kontaktach seksualnych z dziadkiem opowiadałam komuś w cztery oczy, to się myli.
Proces ruszył, kiedy Agnes była już w ośrodku prowadzonym przez zakonnice.
– Po czterech latach zbierania dowodów – dodaje. – Miałam już 16 lat i przy całej sali ze szczegółami musiałam opowiadać, co robił mi dziadek. Odpowiadać sędziemu, czy członek był we wzwodzie.
Dziadek został uniewinniony. Jak to uzasadnił sąd, z braku wystarczających dowodów.
– Byłam poddawana testom, które pokazywały, że byłam molestowana – kontynuuje. – Babcia zeznawała, co dokładnie widziała. A oprawcę sąd uniewinnił.
Ofiara wymierza sprawiedliwość
Agnes zaczyna pić, ćpać, to dzieciństwo ją przerasta. W głowie zostały jej słowa sąsiadki: „Będziesz miała osiemnastkę, to go zgłosisz na policję”.
– Wiele razy do niego jeździłam, żeby go nagrać – mówi. – W końcu nagrałam dziadka, mówił dokładnie, co mi robił. Płakał, kiedy powiedziałam mu, że zniszczył mi życie.
Jak tylko skończyła 18 lat, podpisała umowę z kancelarią prawną.
– Nie miałam czym zapłacić, ale umówiłam się na procent po wygranej – opowiada dalej.
Sąd skazał dziadka na 5 lat więzienia i zadośćuczynienie w wysokości 250 tysięcy złotych. Dziadek spłacił jedynie 100 tysięcy.
W tym samym czasie w życiu Agnes pojawia się od wielu już lat niewidziany ojciec, który wyszedł z więzienia. Opowiadał jej o mamie. Spotykali się raz, drugi i trzeci… Potem ojciec dostarczał jej narkotyki, razem pili i ćpali.
– Ojciec uzależnił mnie od siebie, tak samo jak dziadek – Agnes zawiesza na chwilę głos. – Wykorzystywał mnie jak dziadek. Kiedy zobaczyła to jego kobieta, to wybuchła afera. Więcej już się u niego nie pojawiłam.
Potem zaczęła wychodzić na prostą, była w trakcie terapii odwykowej. Zdiagnozowano u niej zaburzenia osobowości, zespół stresu pourazowego oraz uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Ale trzeźwiała, miała pracę, to normalne życie zaczęło się jej podobać.
– Spotkałam ojca na ulicy, szedł z moim bratem – opowiada. – Wyglądali okropnie, byli brudni, pijani. Nie chciałam mieć z nimi do czynienia. Ale ojciec był ścigany listem gończym, poszłam z nimi, żeby zobaczyć, gdzie się ukrywa. Chciałam to podać na policję…
Kilka dni wcześniej obchodziła swoje osiemnaste urodziny. Kupiła im alkohol, ale „popłynęła” z nimi.
– Byłam pijana, a ojciec znów mnie wykorzystał – mówi. – Kiedy przetrzeźwiałam, nie chciałam już żyć. Brzydziłam się sobą. Próbowałam się powiesić, ale się nie udało. Czułam, że to będzie trwało już zawsze, on będzie nadal to robił, a ja nie będę umiała go zatrzymać.
Wzięła nóż i pojechała do jego mieszkania.
Agnes dostała 4 lata za dokonanie zabójstwa w afekcie.
Układanie życia na nowo
Małgorzatę Kulczycką z Opola poznała podczas warsztatów „Moc w przemoc”. Miała 21 lat i była najmłodszą skazaną biorącą udział w tych warsztatach.
– Teraz układam sobie życie od nowa i jestem w terapii, ale to moje dzieciństwo ciągle mi ciąży – przyznaje Agnes. – Małgosia bardzo mi pomogła, gdyby nie ona, nie wiem jakby to wszystko się potoczyło.
Jednego jest pewna: nigdy nie będzie miała dzieci. Żeby nikt ich nie skrzywdził. Pewna jest także tego, że dokończy książkę, którą zaczęła pisać. Chce przekazać, że z każdej sytuacji się wychodzi. I marzy, żeby pójść na studia.
– A z babcią mam bardzo dobry kontakt, wszystko sobie wyjaśniłyśmy – mówi Agnes.
W przeszłości jej nie rozumiała, zrozpaczoną kobietę, która dbała jak potrafiła o dwójkę opuszczonych dzieci.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.