Protest rolników
Protest rolników w Opolu prowadził Marcin Oszańca. I jak stwierdził podczas konferencji prasowej, rolnicy mają już dość ministra i polityki PiS. Nawiązał do czwartkowej wizyty Henryka Kowalczyka na Opolszczyźnie.
– Minister nie takiego przyjęcia się spodziewał – Marcin Oszańca. – Był w Głubczycach, Prudniku, ale do Nysy już nie dojechał, bo na jego „powitanie” jechała kawalkada traktorów. Rolnicy i przedsiębiorcy rolni z trudem przyjmują fakt, że minister wprowadza ich w błąd.
– Minister Kowalczyk mówił jesienią, żeby nie sprzedawać zboża, bo cena wzrośnie, a stało się odwrotnie – wyliczał prezes opolskich ludowców. – Minister mówił, żeby jesienią kupować nawozy, więc rolnicy posłuchali, a teraz nawozy są dwukrotnie tańsze. A produkcja żywności, to element pewności bezpieczeństwa Polaków, kiedy za wschodnią granicą toczy się wojna.
Jak dodał, rolnicy wyrazili też swoje stanowisko pod biurem posłanki PiS Katarzyny Czochary w Prudniku, stawiając tam trumnę oraz klepsydrę, mówiącą o śmierci polskiego rolnictwa.
– Wysypali też zboże, czego nie pochwalamy, ale to jest akt desperacji – dodał Oszańca.
Nie ma czym spłacać kredytów
Ludowcy zauważają, że rolnicy nie mają czym spłacać kredytów, nie mają na nawozy i zakup paliwa.
To wszystko przywiedzie wieś do biedy lat 90., zanim Polska wieś weszła do Unii Europejskiej. A wysokie ceny w sklepach, które ciągle rosną, nie mają nic wspólnego z tym co dostaje rolnik. Rolnik za pszenicę dostaje mniej niż trzy lata temu, a wystarczy porównać cenę chleba dzisiaj, a sprzed trzech lat. Zjazd cen sprawia, że rolnicy przestaną siać pszenicę.
Z cenami pszenicy dzieje się coś niezwykłego, bo po żniwach, kiedy zawsze była najtańsza, kosztowała 1,5 tys. zł za tonę, a teraz, na przednówku, czyli kiedy dotąd była najdroższa, spadła do około 900 zł za tonę.
– Dlatego klub parlamentarny PSL składa wniosek o odwołanie ministra rolnictwa – podkreślił Marcin Oszańca. – A pochodną wysokich cen w sklepach jest inflacja, wysokie ceny gazu, paliw, koszt pracy, a teraz zyskują tylko spółki skarbu państwa, takie jak Orlen, kosztem obywateli.
Zdaniem opolskich ludowców, polityka rolna, za którą odpowiada w Brukseli komisarz Janusz Wojciechowski z PiS, pozostawia wiele do życzenia. Idzie w stronę rozdrabniania gospodarstw, odwrotnie niż dotychczas.
– Ta polityka zmierza do ograniczania produkcji żywności w Polsce, a dodatkowo wypełnianie wyjątkowo skomplikowanych wniosków o dopłaty obszarowe sprawi, że rolnicy machną na to ręką – mówił Antoni Konopka, wicemarszałek województwa opolskiego z PSL. – Przecież zboże, mięso czy mleko pochodzi z tych największych gospodarstw!
PiS utrudnia rolnikom działalność
Duże polskie gospodarstwa zabezpieczają Polaków w żywność w 80 procentach, a polityka PiS utrudnia im działalność, faworyzując małe, niekonkurencyjne gospodarstwa. To zagrozi bezpieczeństwu żywnościowemu Polski.
– Myślałem, że od ministra Kowalczyka usłyszę, dlaczego mówił, żeby magazynować zboże, dlaczego mówił, żeby kupować wcześniej nawozy – dodał wicemarszałek województwa opolskiego z PSL. – Kogoś takiego nie można obdarzyć zaufaniem, bo nie ma wpływu na rolnictwo. Teraz się mówi, że małe gospodarstwa będą podstawą, ale w ten sposób PiS konserwuje gospodarstwa socjalne.
Ludowcy podkreślają, że PiS kupuje głosy, prowadząc na skraj upadku polskie rolnictwo. Mają też pretensję do rządu PiS, że pozwolił, żeby ukraińskie tanie ziarno, które miało trafić tranzytem do Afryki, „rozlało” się po Polsce, zaburzając krajowy rynek zbożowy w Polsce. To wcale nie wspiera Ukrainy.
– Dlatego chcemy postawić ministrowi Kowalczykowi pytanie: kogo on wspiera, Ukraińców czy międzynarodowe holdingi spożywcze? – mówił Adam Warzecha z opolskiego PSL. – Pytamy, kto importuje to zboże do Polski? Te międzynarodowe holdingi stanowią połowę właścicieli ziemskich na Ukrainie, tam są gospodarstwa po 600-tysięcy hektarów! One mają wpływ, na to, co dzieje się na terenie Polski. To one zarabiają na wywozie zboża, a nie Ukraińcy!
– Ta katastrofalna polityka PiS nie tylko dotyczy zboża – dodał Marcin Oszańca. – Ta polityka dotyczy też drobiu, jaj, czy mleka, bo zagrożona jest cała produkcja żywności. Jak zabraknie rodzimej produkcji, to importerzy podyktują nam swoje ceny.