– Jak wielki kamień spadł z serca?
Tomasz Lisiński, prezes Odry Opole: – Na pewno był to ciężki kamień, który przytłaczał przez praktycznie pół roku. Za nami bardzo trudny czas dla klubu i to utrzymanie przyjęliśmy z dużą radością i satysfakcją. Dlatego tym bardziej chciałbym serdecznie podziękować wszystkim kibicom, którzy w tym ciężkim okresie mocno nas wspierali. To było odczuwalne, zarówno przez zawodników na boisku, jak i przez ludzi zarządzających klubem. Czuję też, że coraz więcej osób z całego województwa przyjeżdża na nasze mecze, co mnie bardzo cieszy. To właśnie dla kibiców próbujemy przygotować tę rozrywkę piłkarską na jak najwyższym poziomie. Mocno liczymy na ich wsparcie i wiarę w to, co robimy, w kolejnych sezonach, bo bez nich to nie ma sensu.
– Jaki więc był ten cel przed sezonem?
– Sytuacja w trakcie rozgrywek bardzo mocno nas zweryfikowała. Poprzednie zmagania zakończyliśmy na, dającym baraże, piątym miejscu, które było bardzo wysokie jak na ówczesne założenia. Tym bardziej, że to był najlepszy wynik klubu od 21 lat, więc na pewno wszyscy mieliśmy z tego ogromną radość. Niemniej, chyba zbyt długo pozostaliśmy myślami przy tym momencie. Nowy sezon zaczął się bardzo szybko i na starcie zwyczajnie zawiedliśmy, przez co od razu umiejscowiliśmy się w dole tabeli. Szybko więc musieliśmy zweryfikować swoje plany, a te były takie, żeby znowu spróbować walki o jak najwyższe miejsce.
Pewnie wszyscy wkoło myśleli – zarówno drużyna, sztab, kierownictwo, jak i kibice – że to było coś normalnego. Ta pozycja wówczas była jednak na wyrost, zdecydowanie przewyższała nasze możliwości i potencjał. Daliśmy się wszyscy trochę uśpić. Na szczęście udało się w trudnym momencie odpowiednio zareagować, dokonać korekt personalnych, które przyniosły efekty. Podjęliśmy jesienią trudne decyzje, które ostatecznie doprowadziły do tego, że choć wielu nas zimą skreślało, to utrzymaliśmy się na drugim poziomie. I to z dość bezpieczną przewagą.
– Zatrudniony po 14. kolejce trener Adam Nocoń znowu pokazał, że zna swój fach. Szczególnie, jeśli chodzi o ustawienie defensywy. Wiosną nikt nie stracił w 1 lidze tak mało goli jak Odra.
– To też, ale w tym wypadku należy wziąć pod uwagę wiele wątków. Nie podlega najmniejszej dyskusji, że zmiana trenera była impulsem dla drużyny. Nie był to jedyny ruch „na ławce”, bo wymieniliśmy również trenera bramkarzy. Ponadto zimą dokonaliśmy też czterech, jak się później okazało, bardzo jakościowych transferów. Ciężka praca sztabu szkoleniowego zimą pod wodzą trenera Noconia przyniosła te rozwiązania, do których chcieliśmy dążyć. Dzięki temu z zespołu, który tracił najwięcej bramek, staliśmy się zespołem, który zaczął tracić tych bramek najmniej. Mieliśmy świadomość, czego nam trzeba i wiedzieliśmy, kto może nam to zapewnić. Postawienie na tego szkoleniowca, jego umiejętności budowania drużyny dobrze broniącej, przyniosło dobre efekty.
– W ofensywie były jednak problemy. By być na czele listy najskuteczniejszych w Odrze, wystarczą cztery gole.
– Ja nie pamiętam w ostatnim czasie zawodnika w Odrze, który byłby jakimś totalnym łowcą bramek. Nie mamy napastnika o takiej charakterystyce w klubie od lat. Z drugiej strony cieszę się, że tak jest, ponieważ budowanie ofensywy na jednym graczu to jest często duży problem, choćby przy jego absencji. U nas to wszystko rozkłada się na wielu chłopaków. Faktycznie, tych strzelonych bramek nie mamy dużo, choć są zespoły, które strzelają jeszcze mniej od nas, a są wyżej w tabeli. Tak jest choćby z Zagłębiem Sosnowiec czy GKS-em Katowice. Oczywiście, chciałoby się wygrywać 2-0 czy 3-0, ale wyniki 1-0 są tak samo wartościowe, jeśli chodzi o punkty.
Dla mnie nie jest problemem nasza dyspozycja w ataku, za to jesienią była nim defensywa. Liczba meczów „na zero z tyłu” pokazuje, że w tym wszystkim był największy deficyt. Nad którym popracowaliśmy i przy korektach przyniosło to efekty. W naszych działaniach bardzo ważna była pragmatyka. Chcielibyśmy, żeby to się wiązało z piękną grą, ale musieliśmy przede wszystkim zbierać punkty. Co nie znaczy, że graliśmy brzydką piłkę. Bo drużyna miała zarówno bardzo dobre chwilę, jak i całe mecze, więc jest na czym budować, jest potencjał, ale czasem najważniejsze są cele, które trzeba realizować, bo przez ich pryzmat jesteśmy później wszyscy oceniani.
– Wróćmy do kwestii transferów. Zimowe „okienko” było znacznie bardziej udane niż letnie. Z czego wynika ta rozbieżność?
– Przede wszystkim nie chciałbym skreślać tych zawodników, którzy przyszli latem. Bo wciąż uważam, że przychodząc do nas byli to gracze, którzy mieli potencjał, żeby dać coś Odrze. To nie byli ludzie przypadkowo przejeżdżający przez dworzec Opole Wschodnie, a osoby, które obserwowaliśmy i które, być może, najzwyczajniej w świecie, potrzebują więcej czasu na adaptację. Maciej Makuszewski początkowo też nie był zawodnikiem, który dawał „coś więcej”. Ale z czasem okazało się, że jego rola w drużynie jest bardzo ważna. Zaczął napędzać nam jedno ze skrzydeł w taki sposób, że różnica była namacalna, także w przełożeniu na punkty. Artur Haluch w bramce też nam dużo dał.
Wobec innych również wiązaliśmy nadzieje. Przecież wcześniej Bartosz Guzdek pomógł Widzewowi Łódź awansować do elity, Michał Klec był jednym z lepszych zawodników na pozycji numer numer 10 w 2 lidze, Maciej Urbańczyk ma na koncie 85 występów w ekstraklasie, Mikołaj Łabojko to wciąż gracz z bardzo dużymi umiejętnościami. Bywa jednak tak, że ktoś trafi w dobry moment, inny już potrzebuje tego czasu więcej. Często tego nie da się przewidzieć.
– Paru graczy z obecnej kadry zaraz będzie „wolnych”. Kogoś chcecie zatrzymać?
– Pamiętajmy, że tak naprawdę to dopiero od niedzieli wiemy na pewno, że w przyszłym sezonie zagramy na zapleczu elity. Wcześniej musieliśmy analizować warianty A i B, czyli albo zostajemy na tym szczeblu, albo gramy niżej. Dopiero od paru dni prowadzimy więc bardziej intensywnie rozmowy pod kątem budowy zespołu, bo inaczej się to robi z myślą o 1 lidze, a inaczej o 2. W każdym razie, do tych zawodników, którzy byli w drużynie w lepszym momencie sezonu, którzy przyczynili się bardziej do utrzymania, jest nam bliżej, żeby z nimi kontynuować współpracę. Oni się zwyczajnie sprawdzili. Tabela wiosny, w której aktualnie zajmujemy szóste miejsce, jednoznacznie pokazuje, że w tej ekipie jest potencjał. I wierzę, że można dużo więcej z niej wycisnąć, przy – mam nadzieję – równie dobrych, jak zimą, transferach.
– Kończy się wiek „młodzieżowca” Antoniemu Klimkowi i Maksymilianowi Tkoczowi, do Lecha Poznań wrócić ma Maksymilian Pingot. Kto ich zastąpi w tej roli?
– Ja naprawdę chciałbym w Odrze mieć młodzieżowców, jak nie z naszej Akademii, to z regionu, ale na dzisiaj przeskok między 1. ligą, a tymi rozgrywkami, w których oni obecnie występują, jest bardzo duży. Odra U19 wygrała Makroregionalną Ligę Juniorów. Awansowała do elity w tej grupie wiekowej, ma w składzie wielu zdolnych chłopaków. Podobnie jak w rezerwach seniorów, ale ciężko byłoby na którymś z nich opierać już teraz rolę wiodącego młodzieżowca w zespole z 1 ligi, choć część z nich zostanie sprawdzona pod tym kątem. Warto tu pamiętać, że wspomniany Pingot w zeszłym sezonie grał w europejskich pucharach w barwach Lecha. To jest więc już wysoki poziom piłkarski, a my tutaj mówimy o zawodnikach, którzy dopiero co wkraczają w futbol na najwyższym poziomie wśród juniorów. Na efekty tego procesu edukacji w naszej Akademii trzeba jeszcze trochę poczekać.
– A propos tego awansu do CLJ ekipy U19. Taki był plan na ten sezon, czy jednak trochę szefostwo klubu zaskoczyli?
– To był cel, który zaplanowaliśmy sobie zimą. Patrząc na możliwości i potencjał tej drużyny, mieliśmy wówczas dylemat, czy zainwestować personalnie bardziej pod jej kątem, czy kładziemy większy nacisk na rezerwy. I wspólnie z trenerami-koordynatorami doszliśmy do porozumienia, że celem nadrzędnym powinna być pierwsza z wymienionych. Co w konsekwencji odbiło się na wynikach tej drugiej w 4 lidze. W U19 grali zawodnicy, którzy już powinni grać w Odrze II, ale chcieliśmy, by jeszcze pomogli w realizacji celu. I udało się. Zespół prowadzony przez Andrzeja Polaka i Mateusza Bachema pokazał jakość.
Tym samym przed nami wszystkimi elita juniorska, czego w takiej formule w Opolu nie mieliśmy. Należy też przypomnieć, że na poziomie centralnym będziemy mieli także team juniorów młodszych. Ten utrzymał się w grupie zachodniej, co również jest wielkim sukcesem. Nie udało się to niestety trampkarzom, bo choć mieli świetną jesień, to na wiosnę te wyniki się nie liczyły i spadli. I tak jest jednak bardzo dobrze. A to wszystko to efekt ciężkiej pracy naszych trenerów, koordynatorów, współpracy z opolskim LO IX w ramach Szkoły Mistrzostwa Sportowego. A z biegiem czasu powinno być jeszcze lepiej.