Powódź w Nysie zaowocowała gradem skarg na władze samorządowe. Wśród nich jest chaos komunikacyjny oraz brak należytego informowania o zagrożeniu powodziowym. W tym czasie burmistrz Kordian Kolbiarz – zazwyczaj aktywny w mediach społecznościowych – nie wchodził z krytykującymi w polemikę. Dopiero w ostatni weekend opublikował na Facebooku emocjonalny wpis, w którym przedstawił jak z jego perspektywy wyglądały ostatnie wydarzenia.
Na wstępie zaznaczył, że powódź w Nysie ze strony Nysy Kłodzkiej była do uniknięcia i wskazał na Wody Polskie w tym kontekście. Zaznaczył, że sytuacji można było zapobiec. Wskazał, że zrzut wody ze jeziora wzrósł w niedzielę 15 września z bezpiecznego poziomu 600 m3/sek do 1000 m3/sek bez uprzedniej konsultacji ze strony Wód Polskich z lokalnymi władzami. To przełożyło się na zalewanie miasta.
„W naszym sztabie kryzysowym, który dzień i noc pracował w budynkach służby celno–skarbowej, rozpoczęły się dramatyczne chwile. (…) Ludziom w sztabie puszczały nerwy. Sztab to kilkanaście osób. Fachowcy z wielu dziedzin i eksperci „na telefonie”. Wśród nas byli też pracownicy wód polskich z Nysy. Świetni fachowcy i ludzie, którzy wraz z nami walczyli o ocalenie miasta. Niestety bezradni wobec decyzji zwierzchników. Emocje były na najwyższym poziomie. Liczyła się każda sekunda. Krzyki błagające, przeplatane z krzykami żądającymi ograniczenia zrzutu z tamy trafiały w próżnię” – opisywał.
Powódź w Nysie – burmistrz przeprasza i obwinia Wody Polskie
Potem Kordian Kolbiarz przedstawił wsparcie, jakie w zmniejszeniu zrzutów wody załatwił Tomasz Siemoniak. Pod tym względem jego relacja pokrywa się z tym, co wcześniej mówił starosta nyski Daniel Palimąka. To po telefonie do szefa MSWiA udało się zmniejszyć zrzut z jeziora z 1000 do 800 m3/sek. To otworzyło drogę do umocnienia wału na rzece i spektakularny ratunek miasta przez jego mieszkańców.
„Mam nadzieję, że doświadczenie powodzi sprawi, że będziemy jeszcze silniejsi jako mieszkańcy. Ufam, że dojdzie do zmian w procedurach zrzutu wody w czasie kataklizmu, bo obecna formuła, w której o losie Nysy decyduje wyłącznie instytucja z Wrocławia jest nie do przyjęcia i jest niedopuszczalna.
W kolejnym wpisie Kordian Kolbiarz przyznał, że w tym czasie mógł działać lepiej.
„Wiem, że mieszkańcom brakowało regularnego i bezpośredniego przekazu, który w sposób wiarygodny informowałby o zagrożeniu i dementował pojawiające się plotki. Moje komunikaty w mediach społecznościowych opierałem na oficjalnych danych, które niestety bardzo często były zmieniane. To mogło sprawiać wrażenie chaosu. (…) Jeśli moja postawa w czasie powodzi Was zawiodła, to przyjmijcie proszę moje przeprosiny. Jeśli ktoś uważa, że można to było zrobić inaczej lub lepiej – to zapewne ma rację. Ale wszystko co zrobiliśmy, każda nasza decyzja była podejmowana w najlepszej wierze, z poczuciem i przekonaniem, że robimy wszystko co w naszej mocy” – zapewnił.
Wody Polskie: Powódź w Nysie nie od Nysy Kłodzkiej
W odpowiedzi na zarzuty pod adresem jednostki Wody Polskie wydały komunikat, w którym podkreślają, że Nysa Kłodzka na odcinku biegnącym przez miasto jest przystosowana do zrzutu na poziomie nawet 1400 m3/s.
„Należy podkreślić też, że komunikacja odpływów ze zbiornika była prowadzona z odpowiednim wyprzedzeniem. Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Opolu otrzymało informację o planowanym odpływie na poziomie 1000 m3/s ponad trzy godziny (godz. 11.27) przed jego dokonaniem” – informują Wody Polskie.
Wody Polskie – powołując się na analizę danych satelitarnych i obserwacje terenowe – wskazuje, że powódź w Nysie nie nastąpiła od strony rzeki Nysa Kłodzka i zbiornika Nysa, a od strony systemu kanałów zlokalizowanych w mieście m. in. Kanału Bielawskiego.
Wody Polskie informują, że w wyniku przerwania wałów przeciwpowodziowych na Białej Głuchołaskiej w okolicach Przełęku doszło do zalania w miejscowości Biała Nyska, znajdującej się przed zbiornikiem Nysa.
„Do zalania ww. miejscowości nie przyczyniło się, w opinii PGW Wody Polskie, gospodarowanie wodami na zbiorniku Nysa. Wały zbiornika Nysa pozostały nieuszkodzone. Do zalania miejscowości Hajduki Nyskie, na południe od miasta Nysa, doszło w wyniku powodzi na rzece Kamienica, która nie posiada obwałowań” – czytamy w komunikacie.
Jeziora nie można było opróżnić jak wanny
W kontekście wydarzeń z Nysy często pada pytanie dlaczego – skoro prognozy od dłuższego czasu wskazywały, że z racji intensywnych opadów deszczu do zbiornika spłynie dużo opadów – Wody Polskie nie zdecydowały się na opróżnienie go w większym stopniu.
„Kaskada Nysy Kłodzkiej miała zabezpieczoną wystarczającą rezerwę – przechwyciła ok. 155 mln m3 wody, przy wyjściowej rezerwie prawie 180 mln m3. Dzięki swojej pracy zbiorniki skutecznie zredukowały falę wezbraniową i ograniczyły zagrożenie powodziowe w korycie rzeki poniżej zbiornika” – informują Wody Polskie w komunikacie, którego przedmiotem jest powódź w Nysie.
„Należy podkreślić, że zbiorniki kaskady Nysy Kłodzkiej (Topola, Kozielno, Otmuchów, Nysa) miały około 178 mln m3 zabezpieczonej rezerwy powodziowej. To rezerwa powodziowa porównywalna ze zbiornikiem przeciwpowodziowym Racibórz Dolny, który ma 185 mln m3 pojemności i redukuje falę wezbraniową na Odrze dla ochrony dużych miast położonych poniżej, w tym Opola i Wrocławia” – czytamy w komunikacie.
Joanna Kopczyńska, prezes Wód Polskich, kilka dni temu tłumaczyła, że zbiorniki z kaskady Nysy Kłodzkiej mają inną konstrukcję, niż zbiornik w Raciborzu, który można zapełnić w razie potrzeby, a który może stać suchy. W przypadku zbiorników takich, jak ten w Nysie, opróżnienie go niczym wanny mogłoby zaburzyć jego stateczność.
Czytaj także: Powódź 2024. Ponad 2,2 mld zł strat w województwie opolskim
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.