Właściwie nie ma tygodnia, żeby media nie doniosły o jakiejś aferze z udziałem ludzi obecnej władzy. Ale czy ktoś pamięta tę, która wybuchła pół roku temu, ba, ujawnioną w lutym tego roku? Jest ich tak dużo i są coraz większe, że zabrakło kwantyfikatorów na ich określenie. Afera, wielka afera, megaafera, giga afera… Jakiego jeszcze użyć, żeby oddać nieprawidłowości, machloje, niekompetencję, nieudolność czy nieprawość rządów Zjednoczonej Prawicy?
Po którymś kolejnym razie słowo „afera” w tytule informacji przestało już poruszać. Straciło swoją moc wywoływania oburzenia i sprzeciwu, mobilizacji. Takiej, jak w normalnych, demokratycznych krajach o ugruntowanych normach i obyczajach, gdzie wywołuje polityczne trzęsienie ziemi i grzebie aferzystów w publicznym niebycie.
My przywykliśmy i zobojętnieliśmy. Aferalność stała się codziennością, immanentną cechą życia w kraju rządzonym przez Jarosława Kaczyńskiego. Chorą normą. Jest jak w patologicznej rodzinie, która nauczyła się funkcjonować z tym, że tatuś stale przychodzi pijany, przepuszcza wypłatę, bije mamę, robi awantury i demoluje mieszkanie.
Taka rodzina potrafi się cieszyć, kiedy tatusiowi jakimś cudem zdarzy się przyjść trzeźwym, mamie przynieść kwiaty, a dzieciom po batoniku. Potem długo to wspominają z ciepłym uczuciem, utwierdzając się, że tatuś wcale nie jest taki zły. W tym systemie samozaprzeczania wielu, szczególnie wyborcy PiS, za większy symbol patologii uznają sytuację, kiedy spokojny dotąd sąsiad głośno, acz bez wulgarnych słów zrugał żonę za zarysowanie karoserii ich auta.
Jarosław Kaczyński i PiS – żaden skandal im nie straszny
Tak to u nas działa. Jarosław Kaczyński i PiS już wiedzą, że żadna afera i skandal im nie zaszkodzą. Prezes PiS tylko raz się przejął, zareagował, w pierwszej kadencji, kiedy notowania PiS tąpnęły i poleciały w dół po ujawnieniu informacji, że rząd Beaty Szydło przyznał sobie kilkudziesięciotysięczne premie. To oburzyło nawet wyborców „dobrej zmiany”. Wtedy, bo dziś nic ich nie rusza.
PiS długo nad tym pracował i stworzył swoim wyborcom pewnego rodzaju „układ zamknięty”. Wybucha jakaś afera, wychodzą politycy Zjednoczonej Prawicy i bez żadnego zażenowania czy wstydu, wbrew faktom, bezczelnie mówią, że żadnej afery nie ma. No nie ma i już. Ten przekaz adresują wyłącznie do swoich wyborców, bo jak odbiorą to wyborcy opozycji, kompletnie ich nie obchodzi.
Tę fałszywą narrację wzmacniają jeszcze rządowe media. A wyborcy PiS w to wierzą. Nie, nie dlatego, że nie mają dostępu do niezależnych mediów, bo to mit. Mają, ale albo nie chcą z nich korzystać, albo im nie wierzą. Robią to dla własnego komfortu, albo zostali skutecznie zaprogramowani, że one kłamią, bo są antyrządowe.
I po sprawie. Po aferze. Tej ostatniej i tej, która wybuchnie jutro. Przyznam, że nie wiem, co może ruszyć wyborców PiS. Być może nic. Nadzieja tylko w tych, którzy na PiS nie głosują. Że oni się ruszą i pójdą do urn.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.