Do udziału w pielgrzymce zaprosili siostra Jolanta Radomyska, referentka sióstr zakonnych, i o. Błażej Kurowski franciszkanin, wikariusz biskupi ds. życia konsekrowanego.
Rozpoczęło ją w południe spotkanie w auli Domu Pielgrzyma. Jego gośćmi były siostry Rose Tcheza z Kongo i Terexe Lee z Wietnamu. Po nim odbyła się liturgia pod przewodnictwem biskupa Waldemara Musioła, a nabożeństwo majowe przy kościele Krzyża Świętego.
Jak Polskę widzą misjonarki z daleka
– Historia siostry Róży z Konga bardzo mnie zaciekawiła – powiedział „O!Polskiej” o. Henryk Kałuża, werbista. – Ona pochodzi z ewangelickiej rodziny, ale chodziła do szkoły prowadzonej przez katolickie siostry i tam zrodziło się jej powołanie. Jak mówiła, jej rodzice mają 6 dzieci i 22 wnuków i kilkanaścioro prawnuków. To mnie bardzo uderzyło, że w Afryce, skąd siostra pochodzi, rodzina jest podstawą, daje siłę. Tam jest miejsce na każde dziecko. U nas często nie ma już nie tylko na troje ale nawet na dwoje. Obawiam się, że to jest jedna z przyczyn frustracji społeczeństw zachodnich, których członkowie mają materialnie wszystko, a nie są szczęśliwi.
– W Wietnamie – dodaje o. Henryk. – Ubóstwo materialne, duchowe, a czasem i intelektualne wciąż nie jest tylko przeszłością. Tamtejsze szkoły, ochronki i inne placówki dla dzieci wciąż wymagają pomocy. Bo te dzieci są przyszłością społeczeństwa.
Błażej Kurowski podkreśla, że wspomniane siostry z Konga i Wietnamu zostały wysłane – jako franciszkanki – do pracy w Polsce.
– One patrzą na nas ze szczególnej perspektywy. – Siostra Teresa podkreślała piękno naszej przyrody, to ile mamy zieleni. Ale także otwartość ludzi, pomoc i życzliwość, z jaką się spotyka choćby w podróży. Czuje się u nas bardzo dobrze. Obie siostry u siebie pracowały m.in. w ośrodkach dla trędowatych. Siostra Róża jest po studiach, pracuje z dziećmi w diecezji zamojskiej. Siostra Teresa zajmuje się m.in. Wietnamczykami żyjącymi w Polsce. Jest ich 20 tysięcy, z czego trzy tysiące to chrześcijanie. Opiekuje się nimi trzech werbistów znających język. To spotkanie pokazało także, że Kościół jest misyjny. Nie tylko my wyjeżdżamy do innych krajów. Misjonarki do nas też przyjeżdżają.
Potrzebna jest niecierpliwość
– Pan Bóg na mojej drodze życia – mówił w kazaniu bp Musioł – dosłownie od przecięcia pępowiny – przez przedszkolną i szkolną katechezę, przez lata pracy duszpasterskiej i kurialnej po dzień dzisiejszy stawia na mojej drodze siostry zakonne i braci z różnych zgromadzeń. Zawdzięczam im bardzo wiele, począwszy od modlitwy wstawienniczej po przyjaźń serdeczną. Taką na dobre i na złe. Wyrażam w tym miejscu Panu Bogu, także wam, moją wdzięczność. Mam świadomość, że wasza posługa nie zawsze jest należycie zauważona, doceniona, wynagrodzona. Zwłaszcza w chwilach, gdy przychodzi wam niesłusznie, ale solidarnie z całym Kościołem doświadczać niezrozumienia, a czasem i niechęci.
– Dynamika naszej świętości – dodał biskup. – A także dynamika Kościoła. Również jego obecnej historii połączona z okolicznościami czasu, w których żyjemy, musi generować w nas niecierpliwość. Swoistą niepewność. Musi nas prowokować do stawiania sobie odważnie pytań. Podejmowania nowych działań. Nawet jeśli wymagają one nowej interpretacji aktów założycielskich, statutów zgromadzeń zakonnych itd.
Czytaj także: Rowerzyści pielgrzymowali na Górę św. Anny