Hołd ofiarom Tragedii Górnośląskiej. Pamiętają o 1945 roku
Na cmentarzu ofiar powojennego obozu zebrali się członkowie mniejszości niemieckiej z województw opolskiego i śląskiego z liderami na czele. Byli też reprezentanci polskiej większości oraz organizacji śląskich. Pod krzyżem, na tablicach z nazwiskami ofiar obozu i ze słowami „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” złożono kwiaty i zapalono znicze.
Rafał Bartek, przewodniczący zarządu Związku Niemieckich Stowarzyszeń przypomniał, że wraz z przejściem frontu w 1945 roku przemoc i śmierć spotkała ludność cywilną nie tylko na Śląsku, ale i w innych regionach zamieszanych wówczas przez Niemców.
– Spotykamy się na cmentarzu ofiar powojennego obozu – mówił. – Jedni zostawili tu swoje życie. Inni stracili człowieczeństwo, mordując ludzi, w tym dzieci tylko ze względu na ich przynależność narodową. Tu w Łambinowicach mieliśmy to szczęście, że znaleźli się ludzie, którzy zadbali, by pamięć o tym miejscu przetrwała.
W innych miejscach tragedii Niemców na byłym niemieckim wschodzie brakuje. W wielu nie ma żadnych śladów po obozach dla niemieckiej ludności.
– Nie wolno nam o tych miejscach ani o tych wydarzeniach zapomnieć. To część naszego dziedzictwa i przekazu, który musi trwać. Tylko ze świadomością okrucieństw, które wtedy miały miejsce jesteśmy w stanie wyciągać wnioski na przyszłość – dodał Bartek.
Pomnik z 1995 roku
Poseł mniejszości niemieckiej Ryszard Galla przypomniał, że pierwszy pomnik w sąsiedztwie dawnego obozu powstał w 1995 roku. W pierwszą noc po odsłonięciu z pomocą ciągnika próbowano go przewrócić. We wrześniu 2002 roku, czyli 20 lat temu cmentarz ofiar został uroczyście otwarty. Podkreślił zasługi śp. Joachima Niemanna, który był motorem tego przedsięwzięcia.
– Dziś się tu spotykamy, przychodzą tu także przedstawiciele władz rządowych, bo mamy tu także wiązankę kwiatów od wojewody opolskiego. Dwie dekady temu nie było to jeszcze oczywiste. Dziś cmentarz stoi i zawsze się tu znicze palą. Przychodzą tu bliscy tych, którzy tu i w innych miejscach zginęli.
Swoich krewnych wspominali także uczestnicy niedzielnej uroczystości.
– Na cmentarzu w Łambinowicach nie mam bliskich – powiedziała „Opolskiej” pani Zuzanna Donath-Kasiura, wicemarszałkini województwa opolskiego.
Znalazły ciała mężów w gnojoku
– Natomiast w styczniu 1945 został zamordowany ołpa, czyli dziadek mojego męża. Kiedy weszła Armia Czerwona, mężczyzn z Otmętu zabrali. Kiedy front przeszedł żony znalazły ciała mężów w gnojoku, czyli tam, gdzie się wyrzucało odchody zwierząt. Jako społeczność Otmętu od ponad 30 lat gromadzimy się na mszy św., a potem idziemy na cmentarz, gdzie od kilkunastu lat jest pomnik pamięci ofiar – ludności cywilnej.
Przypomniała, że sowieccy żołnierze zamordowali również ks. dziekana Demczaka, siostry zakonne i gospodynię księdza.
– W 1945 została też zamordowana moja prababcia. W Mochowie, w ich gospodarstwie była ostatnia krowa. Jeden z żołnierzy radzieckich ją zabrał. Kiedy poszła się upomnieć do komendanta, krowę zwrócono, ale nazajutrz żołnierz wpadł do domu i z zemsty w sypialni ją zastrzelił. Musimy o tym pamiętać. Bo jeśli nie przepracujemy nie tylko naszego cierpienia, ale przede wszystkim przyczyn wojny, to wojny i cierpienia będą się powtarzać.
– Postawiłem na tych tablicach dwa znicze – mówił pan Oswin Raida z Chróściny. – Jeden dla wszystkich ofiar, drugi dla mojej babci i wujka.
W 1945 roku z mamą i trzema siostrami zostali ewakuowani do Piechocic. Mieszkali sto metrów od dzisiejszej bramy łambinowickiego muzeum.
– Dziadek prowadził tu hotel „Pod Złotą Gwiazdą”. Miał wypadek na motorze i zginął. Kiedy się wojna kończyła miałem 2,5 roku. Ołma z wujkiem zostali. Kiedy front nadchodził, uciekli do Pragi, ale wrócili. Pewnie było ołmie żal tego majątku. Już w 1946 roku , w marcu zostali zabrani do obozu, który nadal istniał. Pewnie budynek hotelu był komuś potrzebny. Jej zięć, który był kolejarzem w Wodzisławiu, dotarł tu i spotkał się z nią. Załatwienie zwolnienia w Urzędzie Bezpieczeństwa zajęło mu trzy dni. Kiedy wrócił do obozu po tym czasie ani ołma, ani wujek Franz już nie żyli – opowiadał.
Cywile ofiarami niemieckiej okupacji
– Dziś upamiętniamy ofiary Tragedii Górnośląskiej – mówił Peter Herr, konsul Niemiec w Opolu. – Ludność cywilna po II wojnie światowej ponosiła niejako w zastępstwie odpowiedzialność za wszystkie skutki niemieckiej okupacji w Polsce. Uderzyła w nią chęć odwetu tych, którzy karanie niemieckiej ludności cywilnej za czyny innych uznali za słuszne i uzasadnione. Mieszkańcy Górnego Śląska zapłacili wysoką cenę. Wielu z nich cenę najwyższą. (…) To miejsce, gdzie się zebraliśmy, jest pomnikiem ich cierpienia. Pamięć uwidacznia przeszłość. II wojna światowa zainicjowana przez zaślepiony ideologicznie reżim niemiecki zostawiła w Europie, a zwłaszcza w Polsce głębokie rany. (…) Musimy razem zrobić wszystko, aby pamiętać o cierpieniu i by Łambinowice i to wszystko, co do nich doprowadziło nie powtórzyły się już nigdy.
Spotkanie zakończyło się wspólną modlitwą – po polsku i po niemiecku – za ofiary Tragedii Górnośląskiej, II wojny światowej i wojny na Ukrainie.
W tych samych intencjach modlono się przed spotkaniem na cmentarzu w łambinowickim kościele. Nabożeństwu przewodniczył duszpasterz mniejszości, ks. dr Piotr Tarlinski.
– Nie myśleliśmy, że tu, gdzie nieszczęście wojny jest tak mocno widoczne, spotkamy się w czasie trwającej wojny na Ukrainie – mówił. – Widzimy, że pokój podtrzymywany i gwarantowany przez ludzi podpisami na traktatach jest nietrwały. Człowiek jest ułomny i skłonny do nienawiści, do tego by drugiego ograbiać i pozbawiać wolności. Dlatego ważny jest dla nas ten pokój, który pochodzi od Chrystusa. Bardzo go potrzebujemy. (…) Potrzebujemy pokoju i chęci do życia w pokoju od wewnątrz. Od serca i od ducha. Tam wzmacnia nas Bóg, który chce, byśmy byli złączeni miłością, odpowiedzialnością i dobrocią.