Nie miała, niestety, na myśli skądinąd historycznej, bo pierwszej po wojnie, stałej obecności żołnierzy Bundeswehry poza granicami Niemiec. Do bazy w Rudnikach niedaleko Wilna, którą Litwini budują za miliard euro, przeniesie się w ciągu najbliższych trzech lat cztery tysiące wojska znad Renu. Pierwsi żołnierze już tam są. Chodziło o świadectwa, że Niemcy są w kryzysie.
Moją przyjaciółkę zaniepokoiły m.in. sygnalizowany przez policję federalną wzrost niemieckiej przestępczości, rosnąca inflacja, która osłabia m.in. system emerytalny, wynosząca 12 mld euro dziura budżetowa, drożejąca energia i wiele innych.
Ukraińców niepokoją pojawiające się, nawet jeśli potem częściowo wycofywane, zapowiedzi zmniejszenia niemieckiej pomocy dla kraju i narodu prowadzącego wojnę z Rosją. Powody do obaw są tym większe, że Republika Federalna Niemiec ma dawno za sobą wysyłanie do Kijowa hełmów i jest obok Stanów Zjednoczonych najbardziej hojnym i konkretnym dostawcą nie tylko pomocy humanitarnej, ale i broni. Łączna wartość tego wsparcia przekroczyła już 34 miliardy euro.
W tym roku Kijów może liczyć na 8 miliardów z Berlina. Ale w 2025 już jedynie na połowę tej sumy. Politycy koalicji rządzącej Niemcami zapowiadają wprawdzie, że Ukraina zamiast z budżetu federalnego, dostanie dodatkowe wparcie z odsetek od zamrożonych rosyjskich aktywów. Ale nie jest to pewne. Także dlatego, że wymaga międzynarodowych uzgodnień.
Niemcy w kryzysie. To nie jest dobra wiadomość
Na trudności gospodarcze i finansowe nakłada się kryzys polityczny. Niemcy nie są tu wyjątkiem. Tamtejsze media piszą o otwartym konflikcie między kanclerzem a ministrem finansów. I prześcigają się w nazywaniu koalicji SPD, FDP, Zieloni – jeszcze niedawno nazywanej postępową – mianem przejściowej. Najdalej posunął się „Franfurter Allgemeine Zeitung”, zdaniem którego Niemcami rządzi „koalicja zaawansowanego rozpadu”.
Może ona już we wrześniu ulec kolejnemu osłabieniu. W najbliższym miesiącu odbędą się bowiem wybory do landowych parlamentów Saksonii, Turyngii i Brandenburgii. We wszystkich tych krajach związkowych w sondażach prowadzi AfD, niechętna Unii, za to opowiadająca się za pokojem, polegającym na porozumieniu z Rosją. W Saksonii może liczyć na 32 procent głosów, w Turyngii na 30. Jeśli się to potwierdzi, będzie drugą siłą polityczną w Niemczech w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu. I już teraz znacząco mruga okiem w stronę CDU/CSU.
To nie jest dobra wiadomość dla Niemiec, dla Ukrainy, dla Polski. Ani dla Unii Europejskiej.
Czytaj także: PiS grozi bankructwo. Nowogrodzka może trafić pod młotek
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.