Nie zaproszono pani prezydent Kędzierzyna-Koźla Sabiny Nowosielskiej i burmistrza Ujazdu Huberta Ibroma, przez którego gminę część obwodnicy przebiega. Zaszczytu nie dostąpił też starosta kędzierzyński Paweł Masełko. Afront wobec samorządowców trudno uznać za przypadek. Wcześniej na otwarcie obwodnicy Niemodlina nie zaproszono burmistrz Doroty Koncewicz.
Po owocach ich poznacie, a nie po bajdurzeniu z mównicy. Wygląda na to, że prezes podczas tournée po Polsce jest sobą i mówi szczerze tylko wtedy, gdy fantazjuje o przebieraniu mężczyzn za kobiety lub o „dawaniu w szyję” młodych Polek. Budowanie narodowej wspólnoty, o czym też chętnie mówi, tak naprawdę ma w „głębokim poważaniu”. Sądząc po czynach i po tym, co mówi o oponentach politycznych, dla niego to nie Polska, lecz Prawo i Sprawiedliwość zdaje się być wspólnotą i całym światem. Wszystko, co poza partią i jego osobistą kontrolą, jest podejrzane i wrogie. Zdradzieckie, niemieckie, bądź jedno i drugie razem wzięte.
Mnie w tym wszystkim smuci brak klasy opolskich polityków partii władzy, szczególnie parlamentarzystów. Jak się czuły panie posłanki Porowska i Czochara wiedząc, że na otwarciu obwodnicy nie będzie prezydent Nowosielskiej? Politycy partii władzy zdają się żyć w szczelnych bańkach swoich sympatyków i albo nie wiedzą, albo – co bardziej prawdopodobne – nie chcą wiedzieć, co o takich ich „akcjach” sądzi przygniatająca większość opolskich samorządowców i obserwatorów życia politycznego.
Żeby było zabawniej, ci sami politycy, którzy izolują włodarzy opolskich gmin, by we własnym środowisku politycznym spijać śmietankę z wielkich inwestycji (budowanych w ogromnej mierze za unijne pieniądze), wpraszają się drzwiami i oknami do tych samych samorządowców, kiedy mogą „uświetnić” jakąś lokalną uroczystość. Niewykluczone, że na takim rozdwojeniu jaźni dojadą do wyborów i coś na tym ugrają, ale powszechnego szacunku w regionie w ten sposób nie zdobędą.
Tylko czy komuś jeszcze na tym zależy? Mamy Polskę tak wściekle podzieloną, że mało kto już zabiega o szacunek po dwóch stronach politycznej barykady. Pokolenie prof. Doroty Simonides czy arcybiskupa Alfonsa Nossola odeszło w cień. Współczesnym liderom zostaje punktowanie u partyjnych szefów w Warszawie i rozpychanie się łokciami o jak najlepsze miejsce na wyborczych listach. Co chętnie czynią z pieśnią o dobru ojczyzny na ustach.