Mariusz Kolekta, prezes i trener w Stali Brzeg: – Koszykówka kobiet w Polsce jest jeszcze, nie da się ukryć, sportem niszowym, chociaż paradoksalnie mamy jedną z najsilniejszych lig – obok hiszpańskiej, francuskiej czy tureckiej – w Europie. Środowisko koszykarskie raczej się zna, ale spokojnie, mimo wszystko nie znam wszystkich, a i wszyscy mnie nie znają. Jeszcze (śmiech).
– Pytam, bo jesteś „człowiekiem-orkiestrą”: trener seniorek i seniorów, szkoleniowiec młodzieży i to nie tylko w klubie, działacz, prezes, w przeszłości dziennikarz…
– W naszym mieście w koszykówkę wkręciłem się gdzieś około 1998 roku. Wtedy grała u nas Kama Brzeg, która awansowała do ekstraklasy. Zacząłem chodzić na mecze u siebie, jeździłem na wyjazdy. Zawiązała się grupka kibiców. Później dzięki Wojtkowi Strzebińczykowi zacząłem współpracować z klubem dla oficjalnego portalu Polskiej Koszykówki Kobiet. Pisałem artykuły, robiłem wywiady, redagowałem gazetki meczowe. Byłem też jeszcze spikerem, a na końcu zostałem trenerem i prezesem klubu.
– Skąd u ciebie miłość akurat do koszykówki?
– Basketem zaraził mnie mój idol z dzieciństwa Maciej Zieliński. Żywa legenda Śląska Wrocław i reprezentacji Polski. Wpatrzony byłem w jego grę jak w obrazek. Nikt nigdy nie wywarł na mnie większego wrażenia. To był prawdziwy wojownik, kapitan i gość, który potrafił zawisnąć w powietrzu i dopiero po chwili rzucić. Zawsze tego próbowałem, nigdy mi się to nie udawało. Głowiłem się, jak on to do cholery robi (śmiech)?! Jeździłem na mecze do Wrocławia, aż w końcu kiedyś wybrałem się na mecz koszykarek w Brzegu i tu już zostałem.
– Sam grałeś w koszykówkę tylko na podwórku, czy były próby podboju bardziej oficjalnych parkietów?
– Znacznie lepiej wychodziło mi kopanie piłki niż rzucanie jej do kosza, ale nigdy się nie poddawałem. Sporo graliśmy na podwórku, na boiskach szkolnych. Na poważniejszą koszykówkę nie było zdrowia i… talentu (śmiech).
– Jak obecnie wygląda zatem „twój dzień” z klubem?
– Od paru dobrych lat hala przy ulicy Oławskiej to mój drugi, a czasem pierwszy dom. Sześć treningów w tygodniu plus czasem dwa, a nawet zdarzało się, że i trzy mecze w weekend. W ubiegłym roku założyliśmy Akademię Koszykówki, która bardzo się sprawdziła. Pomagają mi zawodniczki i zawodnicy Stali Brzeg, którzy uzyskali uprawnienia trenerskie Polskiego Związku Koszykówki i dziś możemy się pochwalić już dwiema licznymi grupami. Łącznie trenuje w naszej akademii ponad 60 dzieciaków i stale ich przybywa. Chciałbym tu zaznaczyć, że świetną robotę wykonują trenerzy: moja ukochana Sara Janiec, jej siostra Wiktoria Janiec, Wiktoria Stala, a także Igor Wolf. Myślę, że to też spora satysfakcja dla nas wszystkich i dla trenerek Małgorzaty Kubiak i Anny Goldy, że wychowały nie tylko świetne zawodniczki, ale również już trenerki koszykówki.
– W tym wszystkim znajdujesz czas na gabinet prezesa?
– Nie jestem typem prezesa siedzącego w garniturze w biurze. Mój strój służbowy to dres. Ogromną tytaniczną pracę przy prowadzeniu klubu wykonuje Teresa Ziołek, która jest niezastąpiona w Stali Brzeg. Oczywiście, wszystkie decyzje sportowo-organizacyjne podejmuję ja, ale często po konsultacji z nią, bo to ona później godzinami siedzi nad dokumentacją i rozliczaniem wszelkich dotacji. Przykładamy do wydatkowania każdej złotówki ogromną wagę.
– Masz czas na życie prywatne?
– Z tym bywa trudno, ale jasne, że zawsze znajdę na to czas. Choć często też zdarza się, że w wolnej chwili jedziemy z Sarą zobaczyć jakiś… dobry basket. Ostatnio byliśmy choćby w Sosnowcu na meczach kadry Polski koszykarek i koszykarzy. Odwiedzamy rodziców, którzy są dla nas najważniejsi, spotykamy się ze znajomymi. Na pizzę i grę planszową też zawsze czas znajdziemy (śmiech).
– Cały czas się rozwijasz, zdobywasz kolejne uprawnienia. Co jest twoim celem w tym sporcie?
– Za mną są już dwa staże w reprezentacji Polski koszykarek. Pierwszy odbył się w 2017 roku, gdzie szkoliłem się przy kadrze U20, przygotowującej się do Mistrzostw Europy. Drugi staż przy kadrze miałem w roku 2022. Była to kadra U18, która również przygotowywała się do tej imprezy w swojej kategorii wiekowej. Obecnie uczestniczę w Szkole Trenerów Polskiego Związku Koszykówki. Cały czas staram się czerpać wiedzę od innych szkoleniowców i przekładać ją na swoje drużyny. To mój cel, by nigdy nie przestawać się rozwijać i wciąż łapać różnego rodzaju doświadczenia.
– A dotychczasowe największe sukcesy w Stali, to…?
– W ubiegłym roku obchodziliśmy 10-lecie klubu, a parę lat temu 60-lecie koszykówki w Brzegu. To nasz wspólny sukces i cel, by wciąż kontynuować piękną tradycję pisaną wiele lat przez pokolenia w naszym mieście. Sportowo wciąż patrzymy na to, by kiedyś móc zagrać choćby na zapleczu ekstraklasy. By tak mogło się stać, potrzebujemy ludzi zaangażowanych w ten projekt i spokojnej sytuacji finansowej klubu. Ten sezon pokazał, że mamy spory potencjał, by móc o tym myśleć.
– Nie zawsze było jednak kolorowo. Był czas, że nie wiadomo było, czy drużyna przystąpi do rozrywek seniorskich…
– Nie da się ukryć, że funkcjonowanie naszego klubu w głównej mierze odbywa się dzięki pomocy Urzędu Miasta i burmistrza Brzegu oraz dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego i marszałka. Jesteśmy bardzo wdzięczni tym instytucjom oraz włodarzom miasta i województwa. To dzięki nim możemy rozwijać pasje u dzieciaków, a meczami naszych drużyn reprezentować godnie nasz region i miasto w rozgrywkach ligowych w całej Polsce.
– Najtrudniejsze chwile to chyba jednak wypadek na obwodnicy Opola w lutym 2021 roku…
– Tak, to były bardzo trudne chwile dla nas wszystkich. Dziewczynki wracały z meczu ligowego i w busa, którym podróżowały, wjechał pijany kierowca. To było czołowe zderzenie, po którym bus i osobówka stanęły w płomieniach. Szybka ewakuacja i bohaterskie zachowanie naszego kierowcy, pana Romka Tomczyka oraz trenera Mariusza Andruchowicza sprawiły, że wszystkie nasze zawodniczki przeżyły. To było w tym wszystkim najważniejsze. Niektóre spędziły wiele dni na leczeniu i rehabilitacjach. Część z nich starała się szybko wrócić do gry, by przełamać ten strach i traumę po wypadku.
Do dziś odczuwamy ogromną wdzięczność za pomoc, czy to wobec strażaków, czy wszystkich osób, które pomagały naszym zawodniczkom. Od wielu klubów w Polsce otrzymaliśmy sporo wsparcia. Fundacja Moc i Siła Ani Głogowskiej i Marcina Mardasa zorganizowała szybką zbiórkę, dzięki której każda z poszkodowanych otrzymała wsparcie finansowe. Pomoc nadeszła z Wodzisławia, Gdyni, Sosnowca czy z Warszawy. Jesteśmy bardzo wdzięczni Sklepowi Koszykarza i Polskiemu Związkowi Koszykówki, którzy wsparli sprzętem dziewczynki.
– Jak rozwija się teraz koszykówka w Brzegu? Będą lepsze czasy niż 2. liga kobiet i 3. liga mężczyzn?
– Rozwój koszykówki to przede wszystkim praca u podstaw, ale również praca „na górze”. Dzieciaki potrzebują wzorców. Potrzebują widzieć pierwsze docelowe miejsce, do którego chcą dążyć, a więc drużyny seniorskie. Muszą chcieć chodzić na mecze, interesować się koszykówką, mieć określony cel. Tak też czynimy w Brzegu. Uruchomiliśmy Akademię Koszykówki, tam poprzez zabawę rozwijamy umiejętności koszykarskie u najmłodszych. Wprowadzamy nutkę rywalizacji, uczymy nie tylko wygrywać, ale i przegrywać. Obserwujemy, jak dzieci sobie z tym radzą. Diagnozujemy każde dziecko pod względem wielu aspektów życiowych i umiejętności koszykarskich. Sport, w tym koszykówka, kształtuje charakter. Zajęcia prowadzą nasze zawodniczki i zawodnicy, którzy uzyskali odpowiednie kwalifikacje trenerskie. Te lepsze czasy już są. Owszem, sportowo chcielibyśmy być wyżej w seniorskim baskecie, ale do tego potrzeba więcej pieniędzy, a nie możemy robić tego kosztem dzieciaków. Praca w ramach naszych możliwości. Z motyką na księżyc się nie porywamy.