Księgarnia Suplement. Jej twórcy idą razem przez życie od studiów
Pani Alicja z mężem skończyła budownictwo na Wyższej Szkole Inżynierskiej w Opolu, dziś Politechnice Opolskiej.
– Zdobycie wyższego wykształcenia w naszych czasach było ogromnym wyróżnieniem dla każdego, komu się to udało. Droga na studia nie była otwarta tak szeroko, jak dzisiaj. I nie chodzi o biedę. Luksusów wtedy po prostu nie było, a moi rodzice byli prostymi, dobrymi ludźmi. Tatuś chwalił się tym później przez całe życie, że córka do czegoś doszła – mówi Alicja Sneka z łezką w oku.
Ślub wzięli jeszcze na studiach, zamieszkali razem w akademiku. Na piątym roku pojawiło się pierwsze dziecko. – To były ciężkie czasy, mimo, że mieliśmy dobry zawód, byliśmy inżynierami. Janusz, mój mąż, budował ZWM. A ja szybko się przekonałam, że mam lęk przestrzeni, np. gdy znajduję się na budynku bez barierek. Nigdy więc nie pracowałam w swoim wyuczonym zawodzie – wyjaśnia.
Jako mama wkrótce dwójki dzieci, zrobiła kurs pedagogiczny, by uczyć matematyki w szkole podstawowej. – To było lepsze zajęcie dla kobiety. Mogłam się poświęcić rodzinie, mieć dla niej więcej czasu. Taka sytuacja mi pasowała.
Do pracy za wielką wodę
W roku 1986 Janusz Sneka wyjechał za pracą do USA, gdzie trafił do nowojorskiej huty. W weekendy dorabiał jeszcze w polskiej księgarni. – Tam pierwszy raz zetknął się z tego typu pracą i podglądał jak funkcjonuje ten biznes na Zachodzie.
Opolanin powrócił do kraju z dolarami w kieszeni. Ale wkrótce okazało się, że kurs waluty znacznie spada. – Nie mieliśmy pomysłu, a trzeba było się określić, zaryzykować i zainwestować pieniądze tak ciężko zarobione w amerykańskiej hucie. Postawiliśmy na książki, bo mąż już miał pewne doświadczenie – tłumaczy Alicja Sneka.
Można powiedzieć, że to było ziarenko, z którego wykiełkowała księgarnia Suplement.
W tamtym czasie mieszkali na dziesiątym piętrze bloku na ZWM. – To był świetny okres. Sąsiedzi nie byli anonimowi, pomagali sobie i życie przez to wyglądało inaczej. Do każdego można było zapukać w każdej chwili – wspomina. – Gdy przez dwa lata byłam z dwójką dzieci sama, wszystko rozgrywało się po sąsiedzku. Dzieci bawiły się razem na podwórku, Wigilie były wspólne. Do dziś z wieloma osobami utrzymujemy kontakty, choć minęło już 40 lat!
Głód literatury. Opolanie chcą czytać na potęgę
Pierwszymi książkami handlowali koło Rybexu na Krakowskiej. Później we wnęce kina „Odra” przy ul. Ozimskiej. Teraz tam stoi gmach PZU. A wtedy to był „plac Balcerowicza”, gdzie ludzie handlowali prawie wszystkim, co się dało.
– Trochę było nam głupio, że pracujemy na ulicy, ale tak robili wszyscy, którzy mieli pomysł na coś nowego. Trzeba było sprawdzić, czy się przyjmie – mówi pani Alicja. – Co dnia więc wyciągaliśmy stoliki i układaliśmy książki. W deszcz, śnieg czy wiatr. Książki były jednak tanie, panował głód literatury. Mąż po towar jeździł do Warszawy nawet dwa razy w tygodniu. To była ciężka fizyczna praca, jednak biznes się dobrze kręcił – mówi opolanka.
W tamtych czasach księgarnie były państwowe, a najbardziej znany dla miłośników literatury w Opolu był Dom Książki. To była państwowa sieć sklepów, z magazynem na Szpitalnej i siedzibami w Omedze na rynku czy Opolaninie.
Alicja Sneka wspomina, że brak książek był odczuwalny.
– Książka zawsze była ważna w naszym domu. Sami szukaliśmy ciekawych pozycji dla naszych dzieci. Ale trzeba powiedzieć, że gdy ktoś nie miał w księgarni znajomych, czy nie ustawił się w długą kolejkę, nie mógł liczyć na zdobycie czegoś dobrego – stwierdza. – Widząc to, wykorzystaliśmy naszą szansę i sprowadzaliśmy coraz więcej książek.
Początkowo szło bardzo dobrze. – Potrafiliśmy sprzedać 500 egzemplarzy „Twojego Stylu”, bo czasopisma też ściągaliśmy. Kto miał pożądany tytuł, ten był do przodu. Ścigaliśmy się trochę z kioskami.
Po czasie, państwu Sneka udało się kupić własny lokal na ZWM-ie. – W końcu nie padało mi na głowę. Było tam mało miejsca, wystrój bez luksusów, ale w końcu to było coś naszego. Po trzech latach zrobiliśmy remont i szło to wszystko coraz lepiej – wspomina.
Księgarnia akademicka, wyspecjalizowana
Aby wyróżnić się na opolskim rynku postawili na podręczniki. Z czasem, po około czterech latach, postanowili przenieść się bliżej centrum miasta.
– Podręczniki były bardzo tanie, więc jak ktoś nie wiedział, jaką książkę ma mieć dziecko do danego przedmiotu, kupował po prostu kilka – opowiada pani Alicja.
Zaznacza, że podręczniki to ciężki kawałek chleba. Książki wciąż się zmieniają, podobnie jak reformy.
– Trzeba mieć wyczucie, oszacować ile czego zamówić. Z czasem ludzie nas kojarzyli przez wyspecjalizowaną literaturę, w tym akademicką. Szczególnie na bieżąco byliśmy z informatyką, logopedią, pedagogiką – wylicza. – Stąd obecność na ulicy Kośnego sprawiała, że byliśmy bardziej dostępni m.in. dla studentów.
Alicja Sneka przyznaje, że o sukcesie księgarni Suplement przesądziło właśnie wyspecjalizowanie się w konkretnej tematyce.
– U nas nigdy nie pracował ktoś „od podania książki”. Zespół zawsze mieliśmy świetny, zaangażowany, każdy był dobry z jakieś dziedziny. Do dziś z moimi stażystami, pracownikami i wychowankami, bo tak ich czasem traktuję, mam świetny kontakt – dodaje.
Księgarnia Suplement – klienci jak rodzina
Pandemię przetrwali z trudem, dzięki ludziom dobrej woli, oddanym czytelnikom, ich znajomym i wielkiej akcji w mediach społecznościowych. A także dzięki renomie i opinii wypracowanej przez lata. Do dziś nie potrafią uwierzyć w ilość zamówień, jaka spadała na księgarnię po internetowej akcji.
– Wierzę, że ludzie pozwolili nam przetrwać. Bo księgarnia Suplement to także ich miejsce. Taki dom, w którym zawsze znajdą pomoc i wsparcie. To chyba ten rodzinny klimat i kameralność nas wyróżnia. I fakt, że ludzie nas przez lata zaakceptowali – mówi Alicja Sneka.
Pani Alicja zapytana o ulubione książki mówi, że jest ich całe mnóstwo, ale że szczególnie ceni literaturę podróżniczą. Wzruszają ją również wiersze, na przykład Wisławy Szymborskiej.
– Jako pracownicy księgarni, musimy dużo czytać. Choćby pobieżnie. My przecież sprzedajemy książki. Ich jest tysiące, ale trzeba starać się być na czasie, orientować się w dobrych autorach i wydawnictwach – opowiada Alicja Sneka.
– Klienci oczekują poleceń, rad. Może dlatego opolanie nas cenią, bo czują się zaopiekowani. W ten sposób ludzie wracają i tworzą grono naszych wiernych klientów i sympatyków. Bo u nas, w Suplemencie, rozmawiamy nie tylko o książkach – kończy z uśmiechem Alicja Sneka.