Ksiądz Jan Dzierżon to postać, wokół której narosło niemało nieporozumień. W PRL-u w wielu miejscowościach (w moich rodzinnych Pyskowicach w województwie śląskim także) miał ulicę swego imienia. Ale informacji, że był księdzem daremnie było na tabliczkach z nazwiskiem jej patrona szukać. Można się domyślać, że ksiądz, który jako znawca pszczelarstwa osiągnął światową sławę, ale równocześnie był skonfliktowany z Kościołem, przez ponad 30 lat ekskomunikowany i latami omijał świątynię z daleka, władzom komunistycznym pasował.
Ksiądz Jan Dzierżon – Polak, Niemiec i Ślązak w jednym
Pokazywano go przede wszystkim jako bojownika o polskość walczącego z pruską władzą.
– Eksponowano go chętnie jako „męczennika sprawy polskiej” – potwierdza ks. prof. Zygfryd Glaeser, ekumenista z Wydziału Teologicznego UO i badacz biografii Dzierżona. – W rzeczywistości był przede wszystkim duszpasterzem, który konsekwentnie stawał w obronie każdego uciśnionego bez względu na jego narodowe czy społeczne pochodzenie. Chodziło mu zwłaszcza o tych ludzi, którym w wierze przewodził, a więc chłopów. Sam pochodził z wioski. Ta wrażliwość doprowadziła go do otwartego konfliktu – także na łamach prasy – z karłowickim dzierżawcą dóbr królewskich Hildebrantem, który żądał wygórowanego czynszu za wynajmowaną chłopom ziemię.
Sam zainteresowany wypowiedział się na temat swojej tożsamości tylko raz. Mówił o sobie że z urodzenia jest Polakiem, bo w domu mówiło się gwarą śląską, z wykształcenia Niemcem, skoro całą edukację odbył w tym języku, a w sercu czuje się mieszkańcem śląskiej ziemi. „Jestem więc wszystkim po trosze” – podsumował. W tej swojej złożonej tożsamości ks. Dzierżon nie odbiega od wielu dzisiejszych młodych mieszkańców Śląska łączących harmonijnie polskość, niemieckość i śląskość.
Do wrocławskiej kurii popłynęły inspirowane przez dzierżawcę skargi na Dzierżona. Zarzucano mu lichwiarstwo, robienie niejasnych interesów finansowych, a także zaniedbywanie obowiązków duszpasterskich. Sąd kapitulny zajmował się tymi zarzutami dwa razy i dwa razy go oczyścił. Zarzuty, które się potwierdziły, dotyczyły jedynie drobnych uchybień: że jako proboszcz nie zawsze odprawia niedzielne nieszpory, kazanie woli mówić od ołtarza, a nie z ambony i nie dość regularnie wizytuje miejscową szkołę.
Mnóstwo stereotypów
W Polsce Ludowej utrwalano chętnie jeszcze inny stereotyp o Dzierżonie. Autor wydanej w latach 60. XX wieku biografii „filozofa ula” dowodził, iż został on księdzem, bo była to jedyna furtka kariery dla zdolnych chłopców z ludu. Zdanie to – co do zasady – nie całkiem jest nieprawdziwe, ale do wybitnie zdolnego młodziana rodem z Łowkowic nie pasuje.
Ojciec Jana, Szymon uczył go pracy na roli i miłości do ziemi, a jako bartnik wciągnął także w zainteresowanie pszczołami. Do szkoły uczęszczał w rodzinnych Łowkowicach, a przez rok także w Byczynie. Jako 10-letniego chłopca zapisano go do Przykatedralnej Szkoły Elementarnej we Wrocławiu. Już po roku uczył się w tamtejszym elitarnym Gimnazjum św. Macieja. Na dyplomie maturalnym napisano, że jego gruntowna wiedza matematyczna rokuje najlepsze nadzieje. Mógł więc studiować matematykę, medycynę czy pedagogikę. Nie był skazany na bycie księdzem.
Wybrał teologię. Nie tylko i chyba nie przede wszystkim z miłości do Pana Boga i Kościoła. jak twierdził, profesja księdza lepiej niż praca przy biurku dawała się pogodzić z jego największą życiową pasją, czyli z pszczołami.
– Od dzieciństwa wykazywałem zamiłowanie do pszczół, które mój ojciec utrzymywał w kilku popularnych na Śląsku kłodach – stojakach. Znajdowałem największą przyjemność w obserwowaniu ich niezmordowanej pracowitości i pełnej kunsztu budowli – mówił o swojej pasji. (…) – Sądzę, że jestem do tego powołany przez Opatrzność. Ona dała mi miłość do pszczół, wśród których istnieje wiele tajemnic, Ona obdarzyła mnie naturą odporną na setki żądeł, które uśmierciłyby niejednego.
Zdolny młody chłopak uczył się dobrze i łatwo. Na Uniwersytecie Wrocławskim studiował teologię, ale chętnie chodził także na zajęcia z matematyki, astronomii i historii. W 1834 roku przyjął święcenia kapłańskie i został – na rok – skierowany do pracy wikariusza w podopolskich Siołkowicach.
Ksiądz Jan Dzierżon – 62 parafian i pszczoły
W 1835 roku ksiądz Jan Dzierżon obejmuje – mając zaledwie 24 lata – wakującą parafię Karłowice (wówczas Carlsmarkt) koło Brzegu. Trzeba uczciwie powiedzieć, że nie była to placówka, która przyciągałaby wielu kapłanów chętnych do posługi, bo ani ludna ani zamożna, ani dająca nadzieję na realizację jakichś większych duszpasterskich ambicji.
– Stanął on na czele wspólnoty katolickiej w diasporze – relacjonuje ks. prof. Glaeser. – W 1840 roku w wiosce było 78 domów i 80 zabudowań gospodarskich. Liczyła ona 547 mieszkańców, w tym zaledwie 62 katolików. Była w niej wprawdzie szkoła katolicka (pracował w niej jeden nauczyciel), ale w 1857 roku uczęszczało do niej zaledwie 15 dzieci.
To nie znaczy wcale, że ksiądz Jan Dzierżon się w Karłowicach – był tam pasterzem ponad 30 lat, do 1868 roku, gdy przeszedł w stan spoczynku, zachowując tytuł proboszcza i 200 talarów uposażenia rocznie – nudził się.
– Był synem rolnika, więc na pewno znał się na rolnictwie – podkreśla ks. Glaeser. – Na nieurodzajnych glebach karłowickich wprowadził uprawy nieznanych tam dotąd roślin, nie wymagających dobrych gleb. Uczył nowych sposobów gospodarowania. A przede wszystkim zbudował potężną pasiekę w przygotowanym do tego celu ogrodzie.
Ksiądz Jan Dzierżon i odkrycie partenogenezy
Opolski ekumenista podkreśla, iż proboszcz był nie tylko i nie przede wszystkim rolnikiem i pszczelarzem. Był dobrym duszpasterzem. Na jego teologicznie pogłębione kazania, przede wszystkim okolicznościowe (śluby, pogrzeby, chrzty itd.) przychodzili nie tylko znajdujący się w mniejszości katolicy, ale także miejscowi ewangelicy.
Ale pszczoły niezmiennie go fascynują.
– Pszczoły to było całe jego życie – napisała o Dzierżonie – Iwona Rybol (wtedy uczennica PG w Zębowicach), która w 2006 roku tekstem o nim wygrała I nagrodę w konkursie „Ze Śląskiem na ty”. (Tekst cytuję w przekładzie z gwary na polski). – Jak on je miłował. Mógł godzinami na nie patrzeć, słuchać ich głosu, cieszyć się, kiedy radośnie tańczą. On widział, jakie są mądre. Każda wie, co do niej należy.
Ta fascynacja przełożyła się na twórczość naukową (Dzierżon napisał 26 książek i ponad 800 artykułów o pszczołach) i na praktyczne odkrycia związane z pszczołami.
Do karłowickiego proboszcza należy kilkanaście odkryć i ulepszeń związanych z pszczelarstwem i miodem. Od docenienia wartości smakowych, odżywczych i leczniczych miodu, a nie tylko pozyskiwanego z uli wosku pszczelego począwszy. To on sprowadził na Śląsk jako uzupełnienie dla pszczół środkowoeuropejskich owady włoskiej rasy, pochodzące z okolic Wenecji, które wylatywały z ula od razu wczesną wiosną na kwitnące właśnie pola rzepaku.
Dzierżon rozumiał i pomagał zrozumieć zjawisko zapylania roślin oraz propagował zalety mleczka pszczelego. Ale miejsce w historii, nie tylko pszczelarstwa, zapewniły mu przede wszystkim skonstruowanie uli w kształcie skrzynek, w których można umieścić ramki. Dzięki temu plaster można z ula wyjąć obejrzeć, przenieść, zaś miód od wosku rozdzielić za pomocą wirówki.
Jeszcze większym przełomem było odkrycie partenogenezy.
Doktorat honorowy z Monachium…
Przed obserwacjami i opisem dokonanym przez „Kopernika ula” sądzono, iż do poczęcia każdego życia potrzebne są komórki żeńskie i męskie. On odkrył, że pszczela królowa decyduje sama, kiedy złożyć jajeczka zapłodnione, z których powstają pszczoły, a kiedy niezapłodnione – z nich wyrastają trutnie. Teorię partenogenezy, czyli dzieworództwa pszczół ogłosił on w 1845 roku i wcale nie od razu została zaakceptowana przez środowisko naukowe.
Z latami jego sława rosła. Ksiądz Jan Dzierżon zyskiwał kolejne odznaczenia i dowody uznania (do najcenniejszych należał doktorat honorowy Uniwersytetu Monachijskiego przyznany mu w 1872 roku dokładnie na jubileusz 400-lecia uczelni) z Niemiec, Rosji, cesarstwa austrowęgierskiego. Ale oficjalnie i definitywnie teorię partenogenezy jako powszechnie obowiązującą zatwierdzono dopiero podczas kongresu przyrodników w Marburgu, w 1906. To rok, kiedy zmarł ksiądz Jan Dzierżon.
Już po rezygnacji z urzędu proboszcza dotyka Dzierżona wyjątkowo trudne doświadczenie. 30 października 1873 roku zostaje ekskomunikowany. Bezpośrednim powodem tego aktu było negowanie przez niego dogmatu o nieomylności papieża ogłoszonego przez Sobór Watykański I w 1870 roku.
Ze współczesnej perspektywy można się dziwić, że sprawa ta budziła wówczas aż tak wielkie emocje. Dzisiaj wiadomo, że papieże wypowiadają się nieomylnie jedynie w sprawach wiary i moralności. Oraz że z uchwalonego na soborze prawa do ogłaszania jakichś decyzji jako nieomylnych skorzystali ledwo kilka razy w historii. Wtedy obawiano się już przed ogłoszeniem dogmatu, że będzie on nadużywany w kontekście choćby kultury, nauki czy polityki (trwał właśnie proces zjednoczenia Włoch).
– Być może nie przeprowadzono wtedy właściwej publicznej debaty na ten temat – uważa ks. prof. Glaeser. – Być może argumentacja teologiczno-historyczna, jaką się posługiwano, była zbyt słaba. Dość przypomnieć, że także biskup wrocławski Henryk Foerster należał do grupy oponentów wobec zdogmatyzowania prawdy o nieomylności papieża. Dopiero po jakimś czasie wycofał sprzeciw i starał się dyscyplinować tych, którzy przeciwstawiali się przyjęciu dogmatu.
…i ekskomunika
Bp Foerster zaprosił ks. Dzierżona do kurii, by ten wyjaśnił swoje poglądy na temat papieskiej nieomylności. Ksiądz Jan Dzierżon nie przyszedł. Zamiast tego opublikował ostry, adresowany do biskupa artykuł na łamach „Schlesische Zeitung” 23 kwietnia 1873.
W ramach riposty dwa artykuły polemizujące z „nowym prorokiem z Karłowic” ukazały się w „Schlesische Volkszeitung”. Ksiądz Jan Dzierżon odpowiada listem do biskupa.
„Nie ma chyba większego grzechu, jak przypisywać boskie właściwości komuś, kto jest zwykłym śmiertelnikiem” – pisze.
Wymiana kolejnych listów i tekstów w prasie kończy ekskomuniką księdza 30 października 1873.
Biskup próbował ekskomunikowanemu księdzu odebrać pensję przysługującą mu po rezygnacji z probostwa. Dzierżon nie ustępuje. Kilkuinstancyjny proces kończy się jego zwycięstwem. Otrzymuje wszystkie pobory razem z odsetkami.
Były proboszcz nie pełni wprawdzie żadnych kapłańskich funkcji, ale bierze udział w nabożeństwach w karłowickiej świątyni. Kuria – na pytanie jego następcy – każe tę obecność ignorować, aby uniknąć większego zła.
Prawda ponad wszystko
Ks. Wilhelm Pabel pismo otrzymał, ale nie był konsekwentny w realizacji jego treści. Podczas jednego z nabożeństw poleca kościelnemu by ekskomunikowanego księdza wyprowadził z kościoła. Dla ks. Dzierżona jest to traumatyczne przeżycie. Po 49 latach opuszcza Karłowice i wraca do rodzinnej parafii. Będzie tam mieszkał do końca życia. Od parafialnego kościoła trzyma się z daleka. Choć formalnie z Kościoła nie występuje ani kapłaństwa nie porzuca. Nie przystępuje też – o co go oskarżano – do Kościoła starokatolickiego.
Ale jednocześnie reaguje negatywnie na wszelkie próby nawracania go. Duchownych i świeckich, którzy tego próbują, usuwa za drzwi. Los ten spotyka m.in. misjonarzy głoszących w parafii misje.
Przełom przynosi dopiero przybycie do łowkowickiej parafii nowego proboszcza, ks. Wiktora Scholtysska (był tam pasterzem w latach 1903-1910). Ten odwiedza ekskomunikowanego kapłana regularnie, ale zgodnie z dżentelmeńską umową ogranicza się do rozmów o życiu i nauce, ze szczególnym uwzględnieniem pszczół. Jego cierpliwość i takt przynoszą skutek. Jan Dzierżon 5 kwietnia 1905 roku sam poprosił o sakrament pokuty i Komunię Świętą. Po jej przyjęciu śpiewał „Tobie ja żyję, Tobie umieram, Jezu Twój jestem w życiu i przy śmierci”.
Odtąd ksiądz Jan Dzierżon każe się regularnie przywozić bratankowi, Franciszkowi Dzierżonowi, do łowkowickiego kościoła. Siada w ostatniej ławce pod chórem by się modlić. Sakramentów ks. Scholtyssek udziela mu ostatni raz na dwa dni przed śmiercią, która nastąpiła 26 października 1906 roku.
– Jestem przyjacielem światła – pisał. – Światło i oświecenie są moją dewizą, a wszelki brak oświecenia jest spadkiem setek ciemnych lat. Prawda… Prawda ponad wszystko. Kłam i fałsz przeminą…
W 2006 roku Teresa Kudyba nakręciła film dokumentalny o ks. Janie Dzierżonie pt. „Prawda ponad wszystko”. Film otrzymał Grand Prix na Festiwalu Filmowym Mediatravel oraz nominację do Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej. Został też uznany za Najlepszy Produkt Opolszczyzny.
Czytaj także: Powieść o dawnym Opolu przetłumaczona na język polski. Przed wojną była hitem
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.