To spora niespodzianka in minus. I to z paru względów. Choćby dlatego, że od czasu awansu na drugi szczebel akademicy rokrocznie poprawiali wynik „końcowy”. Łącznie z tym, iż w poprzednio zostali sklasyfikowani tuż za podium. Teraz wszyscy celowali w podobny wynik, a przynajmniej w awans do fazy pucharowej całej rywalizacji.
– Za cel postawiliśmy sobie, tak jak w tamtym roku, awans do play off i potem walkę o „pierwszą czwórkę”. To nie zostało zrealizowane. Na pewno jest niedosyt, bo liczyliśmy na lepszą lokatę, niemniej i tak nie uważam, żeby dziewiąta pozycja było jakimś bardzo złym rezultatem. Aspiracje były większe, to fakt, ale też jakiegoś wielkiego dramatu nie ma – oceniał Dariusz Nawarecki, menadżer opolskiego zespołu.
Nieco bardziej wymowny był jednak, po ostatnim meczu w Tychach i porażce z tamtejszym GKS-em, lider naszej drużyny Adam Kaczmarzyk.
– Jest mi bardzo przykro, bo zawsze walczy się o jak najwyższe cele i taki też miał być ten sezon, ale niestety nie udało się. Możemy mieć do siebie wiele żalu, bo w przekroju całej rywalizacji mogliśmy więcej zrobić. Zawiedliśmy – zaznaczał skrzydłowy Weegree AZS.
Brak gry w „ósemce” boli tym bardziej, że opolanie, po kiepskim początku sezonu, gdy przegrali trzy pierwsze mecze, potem spisywali się coraz lepiej. Aż do decydujących gier. Z pięciu ostatnich wygrali bowiem tylko jedną. Gdyby zatem zsumować osiem tych wspomnianych spotkań i odjąć je od ogólnego bilansu, to z 26. pozostałych pojedynków to w aż 17. zwyciężali.
– Słabsza dyspozycja całego zespołu na finiszu też wpłynęła na to, że zajęliśmy dziewiąte miejsce. Przyczyny były jednak różne. Choćby to, że liga była znacznie bardziej wyrównana aniżeli w poprzednim sezonie. Oprócz rezerw Startu Lublin to praktycznie każdy mógł wygrać z każdym. W związku z czym ilość ekip zainteresowanych grą w ćwierćfinale była znacznie większa niż w poprzednich rozgrywkach – zauważał Nawarecki.
– Szkoda także pojedynczych meczów, które powinniśmy wygrać, jak np. na wyjazdach z Polonią Bytom i WKK Wrocław czy u siebie z Żakiem Koszalin, gdzie to przed ostatnią kwartą mieliśmy 15 pkt przewagi – dodawał, choć też nie krył, iż koszykarze rywalizację zakończyli tuż przed okresem świątecznym i na bardziej pogłębione podsumowywania jeszcze przyjdzie czas.
Nie sposób też jednak nie zauważyć dysproporcji pomiędzy tym jak podopieczni Roberta Skibniewskiego spisywali się w Opolu, a jak na wyjeździe. U siebie wygrali bowiem 14 meczów z 17., a zanotowali przy tym serię 13., zwycięstw z rzędu. W obcych halach triumfowali z kolei „tylko” czterokrotnie.
Przepisy nie pomogły
Drużynie nie pomogły też wprowadzone przed tą kampanią przepisy. O grze zawodnika do lat 23 i dopuszczenie do występów jednego obcokrajowca. Szczególnie to ostatnie sporo zmieniło w układzie sił w lidze. Proszę sobie bowiem wyobrazić, że z ośmiu ćwierćfinalistów tylko GKS Tychy grał zupełnie „polskim” składem.
– Chciałbym podziękować kibicom, którzy zawsze nas niesamowicie wspierali, a także trenerom, którzy do każdego meczu przygotowywali nas niczym w ekstraklasie. To jest dla mnie zaszczyt, że mogłem grać w takim zespole i klubie, bo ten z taką organizacją zasługuje na coś więcej. Przepraszam jeszcze raz i mogę obiecać, że drużyna wróci silniejsza – podsumowywał Kaczmarzyk.
Co ciekawe, choć opolanie zakończyli rozgrywki ligowe to dla nich jeszcze nie jest koniec walki w tym sezonie. Przygotowują się bowiem do finałów Akademickich Mistrzostw Polskie w koszykówce podczas których będą bronić tytułu.
Tymczasem warto zaznaczyć ćwierćfinałowe pary utworzą
- Górnik Wałbrzych – Polonia Warszawa
- Dziki Warszawa – Decka Pelplin
- Hydrotruck Radom – Kotwica Kołobrzeg
- GKS Tychy – SKS Starogard Gdański
Drugi poziom opuszczają natomiast: wspomniane rezerwy Startu oraz Turów Zgorzelec i Polonia Bytom.