W piątek 17 maja w godzinach popołudniowych gruchnęła wieść, że Szpital Wojewódzki w Opolu zawiesza działalność Oddziału Chirurgii Ogólnej. Renata Ruman-Dzido, prezes spółki prowadzącej szpital tłumaczyła to tym, że dzień wcześniej nagle sześciu lekarz oddziału złożyło natychmiastowe wypowiedzenia. Tłumaczyła, że przyczyną tego ruchu miał być brak zgody lekarzy chirurgów na pracę w systemie, w którym jeden lekarz dyżuruj w szpitalu, a jeden pozostaje do dyspozycji pod telefonem.
– Taki system pracy jest niezbędny do zapewnienia ciągłości opieki nad pacjentem. Stosuje się go w innych szpitalach regionu oraz w jednym oddziale naszego szpitala – informowała.
Nowe światło na konflikt w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu rzuca dr Karol Popiołek, dotychczasowy p.o. ordynatora zawieszonego w piątek Oddziału Chirurgii Ogólnej w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu. Zapewnia, że cały zespół lekarzy robił co mógł, by wypełnić warunki kontraktu i zapewnić ciągłość działania oddziału.
– Lekarze odchodzili z roku na rok – mówi. – A nawet jeśli ktoś przyszedł, to więcej lekarzy odchodziło. Do takiego dużego przesilenia doszło w lutym 2024 roku. Odeszła kolejna osoba, nam przypadły dodatkowe dyżury. Przekraczaliśmy etaty swoimi dyżurami nawet dwukrotnie. Pracy było coraz więcej, a obsady mniej. Walczyliśmy u władz szpitala o to, by podnieść podstawę naszego wynagrodzenia, ale pani prezes nie zgodziła się. Dostaliśmy zgodę na dodatki do czwartego dyżuru i kolejnego, a także dodatek premiowy. Chcieliśmy zachęcić ludzi z zewnątrz, by nas wspomogli w dyżurach – opowiada dr Karol Popiołek.
Konflikt w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu. „Miało być inaczej”
Lekarze byli przemęczeni, a na sali operacyjnej brakowało rąk do pracy. Na Oddziale Chirurgii Ogólnej w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu według rozmów z lekarzami pracowały cztery osoby na cały etat, dwie na część etatu i jedna osoba z ograniczonymi możliwościami interwencji lekarskiej (kobieta w ciąży). Żeby zapewnić – zgodnie z tym, co usłyszeliśmy – optymalny grafik, do pracy potrzeba 12 lekarzy.
– Chirurgów brakuje nie tylko w Opolu. Dyrekcja często dawała takie argumenty, że inne oddziały mają większe zarobki, bo jest mniej lekarzy. Dogadaliśmy się, że ten kontrakt będzie podwyższony, a też będzie możliwość pomocy z zewnątrz. W marcu odmówiono jednej z osób podniesienia stawki kontraktowej. Dodatkowo za godziny nocne, stawka była niższa. Dyrektor ds. lecznictwa niestety zapomniał o naszej podwyżce, a pani prezes powiedziała, że to my tej podwyżki nie chcieliśmy – opowiada dr Karol Popiołek.
P.o. ordynatora Oddziału Chirurgii Ogólnej zauważa, że to były dwa punkty porozumienia. – Oba niedopełnione – stwierdza.
Dodaje, że w Biuletynie Informacji Publicznej Szpitala Wojewódzkiego w Opolu nadal widnieje ogłoszenie o konkursie na świadczenia lekarskie na oddziale. Chirurdzy wskazują jednak, że potrzebowali pomocy w dyżurach. To miało być prostsze do spełnienia, niż przyjęcie lekarza na pełen etat.
– W konkursie rozpisano, że lekarz ma wypracować 160 godzin “dniówki”, a w razie niewypełnienia tego punktu, lekarz płaci karę szpitalowi. Niestety, nie było konkursu na dyżury, a na cały etat, co było przeszkodą w zorganizowaniu takiego lekarza – relacjonuje dr Karol Popiołek.
Prezes Ruman-Dzido: Lekarze nie chcieli negocjować
Zwróciliśmy się do dyrekcji szpitala, by ta skomentowała konflikt w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu. Prezes Renata Ruman-Dzido twierdzi, że próbowała negocjacji z chirurgami. Przytacza przy tym słowa, jakie padły już podczas konferencji, na której informowała o zawieszeniu Oddziału Chirurgii Ogólnej.
– Jednym ze sposobów radzenia sobie z brakami kadrowymi jest dobrowolna zgoda lekarzy na tzw. klauzulę OPT OUT. Ta umożliwia pracę powyżej podstawowych 7 godzin i 35 minut dziennie. Po podpisaniu klauzuli OPT OUT nieprzekraczalny limit godzin pracy wraz z godzinami dyżurowymi to 78 godzin w tygodniu. Na taki system lekarze nie wyrazili zgody – opisuje.
Przypomina też, że lekarze nie zgodzili się na pracę w systemie jeden lekarz dyżurujący oraz jeden do dyspozycji pod telefonem.
– Odbyło się kilka spotkań. Dowodem są protokoły wraz z listami obecności podpisane przez chirurgów – zaznacza prezes Renata Ruman-Dzido.
Zuzanna Donath-Kasiura, wicemarszałek województwa opolskiego podkreśla, że żądania lekarzy w sprawach dyżurów legły u podstaw tego, że w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu wybuchł konflikt.
– W szpitalu przy ulicy Katowickiej na tym oddziale mamy średnio 15 zabiegów na miesiąc. Żądania zatem dwóch lekarzy dyżurujących są wygórowane. Nie było podstaw, by przychylić się do takiej prośby – uważa Zuzanna Donath-Kasiura.
Chirurdzy odpowiadają, że taki system jest niebezpieczny i nieetyczny.
– Nie da się przeprowadzić operacji w pojedynkę. A wiadomo że zdarzają się sytuacje nagłe, wypadki. Często nawet dwie osoby mogą okazać się zbyt małym składem. Na początku maja przyjechał pacjent z pękniętą śledzioną. Gdybym miał czekać, aż do szpitala dotrze lekarz będący pod telefonem, pacjent mógłby nie doczekać jego przyjazdu – argumentuje dr Karol Popiołek.
Konflikt w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu. „Dyrekcja nie mogła być zaskoczona”
W imieniu chirurgów, p.o. ordynatora oddziału Karol Popiołek wskazuje, że dyrekcja szpitala grafik na maj otrzymała 29 kwietnia. Już wtedy wiadomo było, że druga połowa maja nie ma pełnej obsady. Ponadto, mimo że lekarze nie wyrazili zgody na klauzulę OPT-OUT, grafik miał przekraczać ustawowy czas pracy.
– W marcu napisaliśmy pismo do marszałka Andrzeja Buły. Pozostało bez odzewu. W kwietniu telefonował do nas wicemarszałek Zbigniew Kubalańca z zapytaniem o co nam chodzi. Nam chodziło jedynie o dotrzymanie słowa – mówi dr Karol Popiołek.
– W lutym obiecano nam zmiany płac. Pracowaliśmy coraz więcej w okrojonym składzie, a nikt z nami nie podjął dalszych rozmów. Wiedzieliśmy też, że 20 maja jednemu lekarzowi kończy się umowa. To oznaczało jeszcze większe okrojenie składu. Dostarczyliśmy zatem pismo o złamaniu Kodeksu Pracy i z uwagi na rażące niedopełnienie obowiązków pracodawcy wobec pracownika wszyscy złożyliśmy pisma z rozwiązaniem umów w trybie natychmiastowym – mówi były p.o. ordynatora.
„Szantaż i szczątkowe informacje”
Renata Ruman-Dzido informuje, że stawka w kontrakcie to 200 zł za godzinę i była ona ujęta w ogłoszeniu.
– Nikt z lekarzy oddziału nie złożył oferty. Jedyna, która wpłynęła, to oferta od lekarza spoza naszego szpitala. W praktyce oznacza to, że za 7 godzin i 35 minut plus 16,5 godziny dyżuru lekarz otrzyma 4800 zł – wylicza prezes Szpitala Wojewódzkiego w Opolu.
– Nie boję się stwierdzić, że to, co słyszymy od chirurgów to jedynie ich wersja wydarzeń, która zawiera szczątkowe informacje – mówi Zuzanna Donath-Kasiura.
– Żądania płacowe nie mają granic. Zatrudniliśmy nawet mediatora by załagodzić konflikt, ale nie było woli współpracy. Zadbamy o to, żeby nie było marnowania miejsca oraz personelu. To, co ważne dla bezpieczeństwa zdrowotnego mieszkańców, to fakt, że mamy trzy oddziały chirurgii ogólnej w Opolu. Jest Uniwersytecki Szpital Kliniczny, Szpital Wojskowy i MSWiA. Zadbamy o to, żeby przywrócić jak najszybciej oddział w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu. Będą pracowali ludzie, którzy chcą pracować. Wśród personelu nie było woli współpracy i zrozumienia drugiej strony. Dla mnie bardzo długo był stosowany szantaż, ponieważ mamy brak lekarzy. To niemoralne, żeby tak się zachowywać – uważa pani wicemarszałek.
Władze placówki oraz województwa zapewniają, że oferty od lekarzy już spływają. Mają nadzieję na szybkie wznowienie działania Oddziału Chirurgii Ogólnej w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu.
Dr Karol Popiołek zaznacza, że do lekarzy, którzy zrezygnowali z pracy na Oddziale Chirurgii Ogólnej, też spływają oferty pracy. Deklaruje, że zamierzają je przyjąć, by kontynuować karierę poza Szpitalem Wojewódzkim w Opolu.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.



