Piotr Guzik: W sondażu Radia Zet województwo opolskie znalazło się na liście regionów „odbitych” przez Koalicję Obywatelską z rąk PiS.
dr Grzegorz Balawajder: To nie jest zaskoczenie. Nasz region długo był miejscem, w którym obóz PiS nie wygrywał. To zmieniło się w wyborach parlamentarnych z 2019 roku.
Wtedy z list PiS do Sejmu z województwa opolskiego weszło pięć osób. Wynik sondażu sugeruje, że PiS takiej reprezentacji w ławach sejmowych z naszego regionu już mieć nie będzie. Za to KO może liczyć na więcej, niż czterech posłów.
– Różnica 10 punktów procentowych czyni taki scenariusz możliwym. Szczególnie, że metoda d’Hondta premiuje tych z wyższymi wynikami. Trzeba jednak wziąć pod uwagę inne czynniki. Podstawowy jest taki, w jakiej konfiguracji poszczególne formacje pójdą do wyborów. Od tego zależy, kto ile uzyska mandatów. Popatrzmy na formacje z miejsc trzeciego i czwartego, czyli Polskę 2050 Szymona Hołowni oraz PSL. Gdyby zsumować ich wyniki, to mogą liczyć na Opolszczyźnie na 18 procent poparcia. Ale po pierwsze, nie jest jeszcze przesądzone, że pójdą do wyborów jako koalicja. Po drugie, badanie wykonano jeszcze przed zawirowaniami personalnymi w partii Szymona Hołowni, które sugerują, że wewnątrz nie dzieje się dobrze. Spodziewam się, że te zawirowania negatywnie odbiją się na notowaniach Polski 2050. To również czyni samodzielny start tej formacji coraz mniej prawdopodobnym.
Niedawno Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz ogłosili prace nad „listą wspólnych spraw”. Nie jest to jeszcze formalna koalicja, ale wszystko zdaje się ku niej zmierzać. Kto bardziej by na niej skorzystał?
– Polska 2050 ma wyższe notowania, niż PSL. Ale traci efekt świeżości oraz nie ma tak rozbudowanych struktur, jak ludowcy, którzy są mocniejsi w terenie. Porównując do reszty kraju, w naszym województwie PSL notuje nawet ponadprzeciętny wynik. To również nie pozostałoby bez wpływu na kształtowanie list. Na tym etapie trudno jednak mówić, kto by był bardziej wygrany na takiej koalicji, skoro tak naprawdę nie wiemy, w jakiej konfiguracji partie opozycyjne pójdą do wyborów. Obecnie najbardziej prawdopodobne wydają się trzy listy tak zwanej opozycji demokratycznej. Jedna to lista KO, druga to PSL i Polski 2050, a trzecia to lista Lewicy. Do tego grona dochodzi jeszcze Konfederacja, w której w ostatnio doszło do kolejnych podziałów. Jeśli mimo tego tej formacji uda się wejść do Sejmu, to stanie się to kosztem tej listy, na którą oddanych będzie najwięcej głosów.
W sondażu mowa jest o odbiciu czterech regionów z rąk PiS przez KO. Oprócz naszego, to województwo kujawsko-pomorskie, lubuskie i zachodniopomorskie. Z czasem można się spodziewać podobnych sytuacji w innych częściach kraju?
– Są województwa, w których PiS trzyma się mocno i nic nie wskazuje, aby to miało się zmienić. Są też regiony, jak województwo dolnośląskie czy wielkopolskie, w których różnica to kilka punktów procentowych i tutaj największa formacja opozycyjna ma szanse powalczyć z obozem rządzącym o wygraną. Na miejscu KO wstrzymałbym się jednak z chłodzeniem szampanów.
Dlaczego?
– Do wyborów mamy jeszcze ponad pół roku i przez ten czas wiele może się jeszcze wydarzyć. Same sondaże są też bardzo rozchwiane. W krótkich odstępach czasu widzimy badania, w których raz KO jest lepsza od PiS, a w innych partia władzy trzyma się mocno na pierwszym miejscu. Niezwykle istotna dla wyników wyborów będzie sytuacja w Ukrainie. Jeśli agresja Rosji na ten kraj będzie się przeciągać, to PiS na tym skorzysta. Zawsze, gdy rośnie poczucie zagrożenia w społeczeństwie, to rządzący na tym zyskują. Jeśli konflikt będzie łagodnieć, to wtedy na pierwszy plan wyjdą kwestie gospodarcze. I na tym polu można się spodziewać ogromnych transferów społecznych. Przed nami wysoka waloryzacja emerytur, spodziewane jest też podniesienie stawki tzw. 500 plus. Te transfery są szczególnie istotne dla mieszkańców małych miasteczek i wsi. Tam PiS nadal jest mocny. I stąd też ruchy, aby ludzi z tych miejsc zmobilizować do udziału w wyborach.
Na Opolszczyźnie dodatkowy znak zapytania to mniejszość niemiecka.
– Nie uwzględniono jej w sondażu, jednak w województwie opolskim odgrywa istotną rolę. W skali kraju MN jest zwolniona z pięcioprocentowego progu wyborczego. Ale aby brać udział w podziale mandatów poselskich w województwie opolskim, lista MN musi przekroczyć pięć procent głosów. Skoro mniejszość jest w sondażu nieobecna, pojawia się pytanie, na kogo mógł zagłosować jej elektorat.
W 2019 roku w dużej mierze wyborcy MN wybrali głosowanie na PiS.
– Mając na uwadze obcięcie finansowania nauki języka niemieckiego jako języka mniejszości, czego skutkiem jest ograniczenie liczby lekcji dla dzieci z mniejszości, wątpię, aby ta sytuacja się powtórzyła. MN nie może być jednak pewna, że wobec tego jej elektorat będzie głosować na jej kandydatów do Sejmu. Może być tak, że część wyborców zdecyduje się poprzeć najsilniejsze ugrupowanie.
Czytaj także: Paweł Kukiz stracił partię. Wystartuje do Sejmu z opolskiej listy PiS?