Rozumiem, że krytykują Kościół hierarchiczny za krycie pedofilii, pazerność, ślepotę, głupotę, hipokryzję i zbratanie z partią Kaczyńskiego.
Rozumiem, że obwiniają Kościół hierarchiczny za politykę państwa PiS, dyskryminującą społeczność LGBT, narzucającą światopogląd uczniom w szkołach, blokującą in vitro oraz zmuszającą kobiety do rodzenia martwych dzieci.
Rozumiem, że chcą zerwania konkordatu, rozdziału Kościoła od państwa oraz odcięcia strumienia publicznych pieniędzy dla duchowieństwa.
Rozumiem, bo Kościół – hierarchiczny, a nie wspólnota wszystkich wiernych – tak po ludzku, kolokwialnie mówiąc, przegiął i ponosi teraz tego konsekwencje. Niestety, konieczne, żeby się uzdrowił.
Nie rozumiem jednak, dlaczego płacić muszą za to zwykli wierni. Katolicy, którzy na wybór proboszcza mają bardzo ograniczony wpływ, a co dopiero biskupa, arcybiskupa czy papieża. I którzy w ogromnej większości są również oburzeni nieprawościami i patologią w Kościele.
A to oni stali się głównym celem ataku „wojujących” ateistów ze środowisk lewicowych.
Nieuzasadniona dyskryminacja
Szczególnie było to widoczne przed świętami, kiedy nagle pojawił się wysyp wpisów typu „Nie obchodzę Bożego Narodzenia”, „Jestem ateistą”, „Katolicy wypad”, „Tylko barany wierzą”, „Ciemniaki na sznurku kleru” itp., itd.
Piszą „zwykli” internauci, piszą lewicowi celebryci oraz ci, którzy obwołują się frontmenami walki o tolerancję, demokrację i liberalizm. Z tych wpisów przebijają drwina, pogarda, a czasem wręcz nienawiść wobec katolików.
Do fejsowego „dobrego tonu” w lewicowej bańce należy wyśmiewać się – nieraz wulgarnie – z wiary, choinek, wigilii, narodzin Jezusa i całej bożonarodzeniowej tradycji.
Co na to wierzący? Nie wiem, milczą. Milczą też niewierzący, którym czynienie z katolików głupszych i gorszych Polaków się nie podoba. Ale obawiają się zaprotestować, żeby nie narazić się na ostracyzm swojego fejsbukowego środowiska.
Zaraz, zaraz, o co tu chodzi?! Wśród katolików, tak, jak wśród ateistów, prawosławnych, buddystów czy muzułmanów są ludzie mądrzy i głupi, dobrzy i źli. Wrzucanie wszystkich do jednego worka to spychanie wierzących do poziomu obywateli gorszej kategorii. To nieuzasadniona dyskryminacja. Kalka tego, co obecnie robi PiS z tymi, których nie lubi. A przecież mówicie, że nie chcecie być tacy sami…
Religia z antyreligii
Nie chcę, żeby w Polsce byli jacykolwiek obywatele drugiej kategorii. Dlatego nie zagłosuję na lewicę, dopóki medialny ton będą jej nadawali ci, którzy zrobili sobie religię z antyreligii.
Ale co ważniejsze, to przykład krótkowzroczności czy wręcz karygodnej głupoty. Bo chcąc, nie chcąc, tzw. wojujący ateiści stali się pożytecznymi idiotami dla Kaczyńskiego.
Ja wiem, że dzięki PiS dechrystianizacja w Polsce przebiega w lawinowym tempie. Ale około 50 procent jest nadal bardziej lub mniej wierzących. Z tego połowa nie głosowała na Kaczyńskiego, a w tej drugiej coraz więcej traci wiarę w „dobrą zmianę”, co pokazują sondaże.
Teraz sekowanie ich i wyszydzanie może wywołać naturalny odruch zamknięcia się w oblężonej twierdzy, na której murach jako obrońca ochoczo obsadzi się PiS. I tak część lewicy (bo nie całość) pomoże Kaczyńskiemu zachować władzę.
Nie sądziłem, że będę bronił zwykłych, normalnych ludzi, których jedyną „winą” jest to, że prywatnie wierzą w Boga.
Wiem, że sobie tym u wielu nagrabię, ale ja nigdy nie płynąłem z prądem. A teraz muszę ostrzec: bracia i siostry w niewierze, źle się bawicie!