Jolanta Jasińska-Mrukot: – Panie profesorze, pytam z ciekawości, czy jest jakieś uzasadnienie anatomiczne, fizjologiczne, że serce przedstawiamy w taki ładny sposób? Być może to wyłącznie nasza fantazja?
Prof. Marek Gierlotka: – Bo serce trochę tak wygląda. No, może do końca ono nie jest tak ładne. Ale ma swój koniuszek i ma dwa przedsionki, które u góry właśnie tak wystają, więc serce ma w pewnym stopniu anatomicznie taki właśnie kształt, jak się je przedstawia. Natura lubi ładne rzeczy, więc zaczęto je tak malować, w sposób uproszczony i ładny.
– W katalogu chorób cywilizacyjnych to choroby serca dominują, od choroby wieńcowej, do zawałów…
– Jeżeli chodzi o choroby cywilizacyjne, to z definicji są to schorzenia, do których w dużym stopniu przyczynia się rozwój i postęp w technologii. Zmieniamy nasze przyzwyczajenia i nawyki na gorsze. Dotyczy to zarówno diety, jak i stylu życia. W efekcie powoduje to wystąpienie różnych chorób, w tym mieszczą się choroby serca.
– Skoro tak definiuje się choroby cywilizacyjne, to jesteśmy odpowiedzialni za nasze serce?
– Tak jesteśmy odpowiedzialni. Przyjmuje się, że pięćdziesiąt procent ryzyka wystąpienia choroby serca to jest coś, na co nie mamy wpływu. Chodzi o geny, które odziedziczyliśmy. Możemy, albo nie, dołożyć do tego drugie pięćdziesiąt procent różnymi czynnikami ryzyka, które często są związane z rozwojem cywilizacji. Na przykład jak otyłość, cukrzyca, nadciśnienie, czy za wysoki poziom cholesterolu.
– Czyli choroba i tak przyjdzie?
– Nie jesteśmy w stanie wyeliminować wszystkich chorób, w tym zawałów serca, czy nowotworów. To, o co walczymy, to żeby jak najbardziej zachorowanie przesunąć w czasie. Lepiej zachorować po 70-tym, 80-tym roku życia, czy dalej, niż w wieku 50 lat. Chodzi o to, by jak najdłużej żyć w zdrowiu.
– Chyba już to wiemy, bo fitness cluby są oblegane. Niektóre firmy fundują pracownikom karnety na siłownie. I biegamy, po prostu jesteśmy coraz bardziej świadomi. Rozumiemy, że jeśli chodzi o zdrowie, to pracujemy na to sami. A jednak na oddziałach kardiologicznych prawie zawsze wszystkie łóżka są zajęte.
– To prawda. Mimo to obserwujemy, że na oddziały trafiają coraz starsze osoby. Z jednej strony to jest wyzwaniem dla nas, lekarzy, kiedy trafiają do nas pacjenci już w zaawansowanym wieku. Zdarzają się też oczywiście młodzi. Jednak ta transformacja, że trafiają coraz starsi, to jest w pewnym sensie pozytywne. I to jest proces, który następował przez lata.
– Co jest takiego charakterystycznego w tym procesie?
– Z jednej strony niektóre choroby coraz lepiej leczymy. Dlatego też w zdrowiu żyjemy dłużej. Warto zauważyć, że w przeszłości przeciętna długość życia wynosiła czterdzieści lat. Ludzie umierali z różnych powodów. Przede wszystkim z powodu różnych infekcji. Natomiast teraz dobrze leczymy infekcje i dożywamy przeciętnie siedemdziesiątki. Mimo to w tym dłuższym życiu choroba wieńcowa czy nowotwór ma czas, żeby się rozwijać. W walce z czynnikami ryzyka, nadciśnieniem, cholesterolem, dietą, paleniem chodzi o to, żeby maksymalnie wydłużyć czas życia w zdrowiu. I nie dopuścić, żeby choroba się pojawiła.
– Panie profesorze, a jako kardiolog z jakimi chorobami pan się spotyka?
– Z tych najgroźniejszych, to z zawałem serca. W efekcie to sytuacja, kiedy krew przestaje dopływać do części serca. A im większy jest obszar serca, do którego nie dopływa krew, tym rozleglejszy zawał. W rezultacie tym większe ryzyko, że zawał spowoduje groźne powikłania, w tym zgon. Bez wątpienia potrafimy dobrze leczyć zawał. Ale chodzi o to, żeby do niego nie dopuścić.
- W jakim wieku pacjenci trafiają na kardiologię?
- Czy można mówić o nowej jakości leczenia zawału?
- Na czym polega przełom w kardiologii?
- Czy Opolanie na tle kraju częściej zapadają na choroby serca?
Odpowiedzi na te pytania w pełnej wersji tekstu „Chodzi o to, żeby zachorować jak najpóźniej” w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.